Wakacje z dziećmi na hausbocie
Wakacje na barce
Patrzyliście kiedyś z zazdrością na mieszkańców barek zacumowanych na kanałach w Kopenhadze, Amsterdamie czy Paryżu? Myśleliście, jakby to było fajnie żyć „na wodzie”? Pływać od portu do portu, biwakować na bezludnych wysepkach, albo pluskać się w ukrytej pośród trzcin zatoczce… Też tak możecie! Jak?
Wypożyczcie hausbota!
Hausbot, houseboat, barka, jacht spacerowy, to wymiennie stosowane nazwy określające łódź motorową przygotowaną do pełnienia roli mobilnego domu.
Rejs hausbotem
Na przystani
W porcie
Dzięki sprytnym rozwiązaniom i patentom, w stosunkowo niewielkim wnętrzu łodzi, znajdziecie sypialnię, salonik (mesę), niewielką kuchnię wyposażoną w kuchenkę gazową, mini lodówkę i zlew, a także toaletę z umywalką, a w niektórych modelach nawet z prysznicem.
Przestrzeń sypialna i dzienna wzajemnie się przenikają. Koja dziobowa w dzień świetnie sprawdza się jako miejsce do zabawy i wypoczynku. Z kolei po złożeniu stolika w jadalni, zyskujemy dodatkowe miejsca do spania.
Na koi dziobowej
W mesie
Aranżacja przestrzeni pod pokładem, jej rozmiar oraz poziom luksusu zależą oczywiście od wielkości, modelu i klasy barki. Z tymi parametrami ściśle związana jest także cena czarteru.
Pod pokładem można się całkiem wygodnie urządzić, ale znacznie przyjemniej spędza się czas na pokładzie. W kokpicie, oprócz kapitańskiego fotela znajdziecie również ławeczki i stolik dla załogi.
W kokpicie
Nie będę jednak ukrywać, że załoga najchętniej przesiaduje na dziobie łodzi, skąd rozciągają się najszersze i najciekawsze widoki.
Dziób – najlepsza miejscówka w czasie rejsu
Na wypadek deszczu oraz dla ochrony przed słońcem kokpit jest zadaszony. W razie niepogody można także opuścić dodatkowe „okienka” tzw. cabrio. Cabrio przydaje się również podczas rejsów po kanałach dając ochronę przed atakującą tam zazwyczaj chmarą insektów.
Gdy pada, mamy cabrio!
Z kolei gdy doskwiera nam zimno wystarczy uruchomić ogrzewanie postojowe (webasto). Jeżeli zatem nadal szukacie wymówki przed wyruszeniem w rejs, pozostaje wam tylko czekać na zimę, gdy rzeki i jeziora skuje lód. Hausbotów w wersji „bojer” chyba jeszcze nie ma. Bo z argumentu:
Ale ja przecież nie mam patentu…
…skorzystać nie możecie! Brak uprawnień motorowodnych to zazwyczaj główna, ale bezpodstawna obawa przyszłych kapitanów hausbota. Zgodnie z obowiązującą ustawą o żegludze śródlądowej „nie wymaga posiadania dokumentu kwalifikacyjnego uprawianie turystyki wodnej na jachtach motorowych o mocy silnika do 75 kW i o długości kadłuba do 13 m, których prędkość maksymalna ograniczona jest konstrukcyjnie do 15 km/h”.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Bez trudu znajdziecie armatorów oferujących hausboty spełniające wszystkie powyższe kryteria.
Ustawa precyzuje jednak, że „w przypadku jachtów przeznaczonych do najmu, uprawianie turystyki wodnej wymaga odbycia przez prowadzącego jacht szkolenia z zakresu bezpieczeństwa na wodzie. Wymóg ten nie dotyczy osób posiadających kwalifikacje z zakresu żeglugi morskiej lub śródlądowej”. Szkolenie takie, w trosce o bezpieczeństwo czarterujących oraz jednostki, oferuje każdy właściciel jachtu przed wypłynięciem z portu macierzystego.
Hausboty prowadzi się naprawdę łatwo; sternik używa „kierownicy”, zupełnie jak w samochodzie. Inna jest tylko bezwładność tego pojazdu oraz czas reakcji na manewry wykonywane sterem. I to właśnie trzeba sobie przećwiczyć przed wypłynięciem na szerokie wody.
Za sterem
Czy dzieci nie będą się nudzić?
Z naszego doświadczenia wynika, że przez kilka pierwszych dni na hausbocie dzieciaki przeżywają intensywne rajzefiber. Są bardzo podekscytowane, gdyż wszystko jest dla nich zupełnie nowe. Biegają spod pokładu do kokpitu i z powrotem, wypatrują przez lornetkę znaków nawigacyjnych i interesujących punktów na brzegu albo intensywnie pozdrawiają przepływających obok wodniaków. Trzeba wtedy szczególnie zadbać o ich bezpieczeństwo.
Gdzie te znaki nawigacyjne?
Potem, gdy emocje już opadną bywa różnie… Bardzo dużo zależy od temperamentu i potrzeb dziecka. Podczas dłuższych przelotów przydadzą się kolorowanki, książeczki z zadaniami, karty, planszówki, książki czy audiobooki. Warto także zwracać uwagę dzieci na mijane krajobrazy, zabytki oraz bogatą wodną faunę i florę.
Mały przyrodnik w akcji
Nie ma nudy!
Gdy problemem jest ograniczona, ciasna przestrzeń, można podzielić trasę na krótsze odcinki i robić przerwy, by dzieci mogły się wybiegać, a jeśli pogoda pozwala, poplażować lub popluskać się w wodzie.
Plażowanie podczas rejsu
Zazwyczaj, za dodatkową opłatą, można poprosić o doposażenie hausbota w montowany na pokładzie bagażnik rowerowy. Ogranicza to wprawdzie miejsce, ale daje duże możliwości organizowania ciekawych wycieczek podczas postojów.
Gdzie popłynąć?
Hausboty czarterować można na wielu tak polskich jak i europejskich akwenach.
Osobiście zamiast zatłoczonych jezior na Mazurach polecamy Pętlę Żuławską, Kanał Ostródzko-Elbląski oraz (z pewnymi zastrzeżeniami) Wielką Pętlę Wielkopolski.
Pętla Żuławska
Pętla Żuławska to droga wodna łącząca ze sobą szlaki Wisły, Martwej Wisły, Szkarpawy, Wisły Królewieckiej, Nogatu, Wisły Śmiałej, Wielkiej Świętej–Tugi, Motławy, Kanału Jagiellońskiego, rzeki Elbląg i Pasłęki, a także wody Zalewu Wiślanego. To właśnie tu wyruszyliśmy na nasz pierwszy rejs hausbotem i tu "zaraziliśmy się" takim właśnie sposobem spędzania wakacji.
Na podstawie: http://www.petlazulawska.com/sites/petlazulawska.com/files/mapy/petlla_zulawska%20_2016.JPG
Co nam się tak bardzo spodobało?
Mnogość i różnorodność atrakcji, a także całkowita swoboda w ich wyborze. Na wodzie (często bez „smyczy” w postaci zasięgu telefonii komórkowej) byliśmy panami naszego czasu. Tylko od nas zależało czy danego dnia pływamy, zwiedzamy, podglądamy przyrodę, plażujemy, wędkujemy czy leniuchujemy. Nasza rodzina ma bardzo zróżnicowane upodobania i oczekiwania wobec wakacyjnych wypadów, ale na Pętli Żuławskiej udało się zadowolić każdego.
Dużo czasu spędziliśmy na wodzie. Żeńska część załogi mogła bez końca siedzieć na dziobie, gdzie smagana wiatrem podziwiała niespiesznie przesuwające się krajobrazy albo kryjące się w trzcinach czaple, kormorany i perkozy.
Kormorany
Czapla
Nie zawsze jednak było tak sielankowo. Sporo emocji dostarczyło nam przepłyniecie rozkołysanego krótką i wysoką falą Zalewu Wiślanego*.
Na Zalewie Wiślanym
Na zalewie łódką kiwa…
Niezwykłym przeżyciem było także dopłynięcie końca Przekopu Wisły czyli dokładnie do miejsca, w którym Wisła wpada do morza. Udało nam się wtedy wypatrzyć nurkujące tuż przy naszej burcie foki!
Tu Wisła wpada do morza
Trasę urozmaicały również obiekty hydrotechniczne, które musieliśmy pokonywać; śluzy i zwodzone mosty.
Most Niski w Elblągu
Śluza Rakowiec
Ogromną zaletą Pętli Żuławskiej jest to, że prawie nie ma tu ludzi. Zdarzało się, że płynąc przez cały dzień mijaliśmy zaledwie parę jednostek. Kilka razy zdecydowaliśmy się na całkowite odcięcie od świata i zanocowaliśmy "na dziko". Szczególnie w pamięć zapadł nam nocleg na Jeziorze Druzno, które jest rezerwatem ptactwa. Wieczorne i poranne trele były dla nas mieszczuchów czymś niesamowitym.
Wieczór na Jeziorze Druzno
Uroki nocowania w szuwarach
Gdy już tęskniliśmy za cywilizacją zawijaliśmy do większych portów; Elbląga lub Gdańska. Tam z kolei dużo zwiedzaliśmy.
W Elblągu bardzo spodobała nam się starannie odbudowana starówka i Katedra Świętego Mikołaja.
Starówka elbląska widziana z wody
Przy Bramie Targowej zawarliśmy znajomość z elbląskim piekarczykiem. W czasie wojny z Zakonem Krzyżackim ocalił on miasto przed najazdem przecinając piekarską łopatą sznury, na których wisiała krata zamykająca miejską bramę.
Elbląski piekarczyk
Z Gdańska najmilej wspominamy postój pod samym Żurawiem. To naprawdę niesamowite jeść śniadanie na Motławie i spoglądać na zabytkowe kamieniczki odbijające się w płaskiej jak lustro tafli wody!
Cumujemy pod samym gdańskim Żurawiem!
Takie widoki o poranku – bezcenne!
Pętla Żuławska to nie lada gratka także dla miłośników historii. Są atrakcje bardzo znane jak choćby gotyckie zamki z Malborkiem na czele.
Malbork od strony Nogatu
Są i takie, o których mało kto słyszał, jak na przykład domy podcieniowe - ślady osadnictwa holenderskich Mennonitów, którzy w XVI w. właśnie na Żuławach schronili się przed prześladowaniem na tle religijnym.
Dom podcieniowy w Żuławkach
Tydzień wakacji na Pętli Żuławskiej wystarczył nam by złapać hausbotowego bakcyla. Jeszcze w czasie rejsu postanowiliśmy, że kolejne wakacje również spędzimy na wodzie. Nęcił nas już…
Kanał Ostródzko-Elbląski
Kanał Ostródzko-Elbląski to droga wodna łącząca Pojezierze Iławskie z Bałtykiem. Burzliwa historia ziem, przez które przebiega sprawiła, że znany jest on pod co najmniej kilkoma nazwami; Kanał Oberlandzki (Oberland to po niemiecku Górne Prusy), Mazurski, Warmiński, Staropruski albo po prostu Kanał Elbląski. W 2007 roku Rzeczpospolita uznała go za jeden z siedmiu cudów Polski. Dlaczego? Bo to chyba jedyne miejsce w Polsce, gdzie statki pływają po trawie! Brzmi niewiarygodnie? Już wszystko wyjaśniamy.
Statek na pochylni Całuny, na Kanale Ostródzko-Elbląskim
Od dawna szukano krótkiej i szybkiej drogi, którą można by transportować towary z Mazur nad Bałtyk. Droga wodna wyglądała bardzo obiecująco, ale na przeszkodzie jej wykorzystania stała ogromna, aż stumetrowa, różnica poziomów pomiędzy akwenami, którymi trasa miała przebiegać. Można było rozwiązać ten problem budując śluzy, lecz by zniwelować różnice w wysokości lustra wody poszczególnych jezior, potrzeba by około 30 takich obiektów na zaledwie 10-cio kilometrowym odcinku. Z tego impasu zgrabnie wybrnął młody niemiecki inżynier Georg Jakob Steenke. Jeszcze w XIX w. zaproponował wybudowanie pięciu pochylni z suchym grzbietem umożliwiających przewożenie jednostek pływających na specjalnych wózkach pomiędzy jeziorem Piniewo a Druznem. Było to znacznie prostsze i szybsze rozwiązanie niż śluzowanie statków. A do tego bardzo ekonomiczne, gdyż maszyny wyciągowe mogą działać dzięki energii pozyskiwanej ze spadku (zrzutu) wody pomiędzy poziomami jej lustra po obu stronach pochylni.
Pochylnia Oleśnica
Dziś w dobie transportu drogowego nikt już nie wykorzystuje pochylni do przewozu towarów. Stanowią one za to wielką atrakcję turystyczną regionu.
Trasa naszego rejsu po Kanale Oberlandzkim i Jezioraku
My także chcieliśmy koniecznie spróbować naszych sił na pochylniach. Kanał Ostródzko-Elbląski stał się zatem centralnym, i jak się potem okazało najciekawszym, punktem, wokół którego zaplanowaliśmy trasę naszego drugiego rejsu.
Mieliśmy sporą tremę przed pierwszym przejściem pochylni. Nie wiedzieliśmy jak to będzie. Okazało się, że nie jest to bardzo skomplikowane, choć trzeba uważać przy manewrach, bo jest dosyć ciasno.
Jak wygląda przeprawa przez pochylnię?
Z grzbietu pochylni do wody zjeżdża wózek, do którego musimy przycumować jacht.
Hausbot wpływa na wózek, którym będzie transportowany po pochylni
Gdy jesteśmy gotowi uderzamy w gong. To sygnał dla obsługi maszynowni do załączenia maszyn wyciągowych.
Gotowi do przeprawy!
Wózek rusza, a my pracując na cumach oraz balastując barkę utrzymujemy ją w stabilnej pozycji.
Wjeżdżamy na grzbiet pochylni
Po pokonaniu różnicy poziomów wózek ponownie wjeżdża do wody, my zaś spływamy na kolejny odcinek kanału.
Kończymy przeprawę. Zaraz odcumujemy barkę od wózka i popłyniemy dalej
Przez pochylnie można przepłynąć także statkiem wycieczkowym, sądzę jednak, że wrażenia przy pokonywaniu ich samodzielnie są nieporównywalnie intensywniejsze!
Wielka Pętla Wielkopolski
Nasz apetyt na wakacje na wodzie rósł z każdym rokiem. W trzeci z kolei rejs wybraliśmy się na Wielką Pętlę Wielkopolski. Kusił nas niezmiernie ten najdłuższy polski szlak wodny obejmujący Wartę Noteć, Kanał Górnonotecki, jeziora Gopło, Czarne, Ślesińskie, Mikorzyńskie i Pątnowskie. Miał to być rejs z historią w tle, gdyż jego trasa prowadzi przez ziemie, na których państwo polskie powstawało i jednoczyło się po okresie rozbicia dzielnicowego. Tym razem spotkało nas jednak niemiłe rozczarowanie. Odbierając hausbota dowiedzieliśmy się, że ze względu na bardzo niski poziom wody bezpiecznie pływać można tylko po Gople i Kanale Ślesińskim; czyli do dyspozycji mieliśmy jakieś 70 zamiast 700 kilometrów szlaku… W czasie rejsu dowiedzieliśmy się od stałych bywalców, że taka sytuacja w okresie letnim jest tu regułą. Wielka szkoda, że żaden z armatorów o tym nie informuje…
Na przekór ogarniającemu nas przygnębieniu postanowiliśmy jednak działać i popłynąć tam, gdzie się da. A nadmiar czasu spędzić na relaksie nad wodą.
Trasa naszego rejsu po Wielkiej Pętli Wielkopolski
Koniec końców, okazało się, że nie było aż tak źle, jak to na początku wyglądało. Udało nam się zobaczyć Kruszwicę ze słynną Mysią Wieżą i przepiękną, romańską kolegiatą św. Piotra i Pawła.
Mysia Wieża w Kruszwicy
W Koninie odnaleźliśmy najstarszy chyba na ziemiach polski znak drogowy. To postawiony w XII w. słup drogowy wyznaczający połowę drogi pomiędzy Kruszwicą a Kaliszem.
Słup koniński
Najbardziej zaskoczył nas jednak, zupełnie nam dotąd nieznany, Ślesin. Nie dość, że miasteczko ma, wzniesiony na cześć Napoleona, Łuk Triumfalny, to jeszcze kują tu gęsi!
Z handlarzem gęsi na ślesińskim rynku
W XIX w. Ślesin był dużym ośrodkiem handlu tymi ptakami. Handlarze gęsi opatentowali specjalną metodę zabezpieczania delikatnych, gęsich łapek podczas pędzenia stada na sprzedaż. Na ziemi rozlewali smołę, przepędzali po niej ptactwo, a następnie zaganiali je na słomę lub piasek. Źdźbła słomy lub ziarenka piasku przylepiały się do smoły tworząc coś w rodzaju zelówek. Ten proceder zwano podkuwaniem gęsi. Sprytnie, prawda?
Na ślesińskim rynku zainteresowały nas także drogowskazy w nieznanym nam języku.
Drogowskazy w gwarze ochweśnickiej
Okazało się, że to gwara ochweśnicka. Ślesinianie trudnili się bowiem również wytwarzaniem i dystrybucją ochwestów, czyli obrazów o tematyce religijnej. Ta grupa zawodowa wypracowała swój własny język tzw. kminę ochweśnicką. W regionie znana jest także kuchnia ochweśnicka, w której króluje oczywiście gęsina.
Te niezwykłe odkrycia, które poczyniliśmy podczas rejsu, zrekompensowały nam nieco początkowy zawód. Na szczęście nie zdołał on nas zniechęcić do spędzania wakacji na hausbocie.
Plany kolejnego rejsu, tym razem po Odrze i Zalewie Szczecińskim pokrzyżowała nam co prawda pandemia koronawirusa. Ale gdy tylko sytuacja się unormuje wracamy na wodę!
Informacje praktyczne:
- Podczas naszych rejsów pływaliśmy na barkach typu Weekend 820.
- Barka zarejestrowana jest na 7 osób. Komfortowo pływa się jednak w nieco mniejszym składzie.
- Na wyposażeniu były środki ratunkowe dla każdego członka załogi.
- Kuchnia wyposażona była w naczynia, o pościel/śpiwory załoga musi zatroszczyć się sama.
- W mesie zainstalowany był telewizor i radio.
- Hausbot posiada akumulatory, baterie słoneczne oraz zbiornik na wodę pitną. Zapas energii i wody muszą być uzupełniane w marinach mniej więcej co drugi dzień.
- Odbieraliśmy barkę zatankowaną oraz z nabitą do pełna butlą gazową. Paliwo i gaz w czasie rejsu uzupełnialiśmy sami.
- Koszt czarteru tego typu łodzi na tydzień to ok 3000 PLN.
Autorka tekstu i zdjęć: Barbara Michalec
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl