Podróżowanie bez wyjeżdżania, czyli jak zwiedzamy i przeżywamy fantastyczne przygody w naszym rodzinnymi mieście
Nasza rodzina od zawsze lubi spędzać czas razem i aktywnie. Uwielbiamy podróże, zwiedzanie, odwiedzanie nowych miejsc. Kiedy nie wyjeżdżamy to czytamy książki (bardzo często razem, na głos) lub gramy w gry planszowe. Tak było „od zawsze”, ale najtrafniej mogę mówić o tym etapie na jakim jesteśmy teraz. Nasze dzieci mają 10 i 12 lat.
Przeróżne wyjazdy to jeden, podstawowy aspekt tej naszej rodzinnej opowieści (zamierzam też o nich napisać, choć nie wiem czy zdążę), ale w tym tekście chciałam napisać o tym, co robimy jak nie wyjeżdżamy.
Ważne też by wspomnieć, że nasze pasje pochłaniają większość naszych funduszy – nie żałujemy sobie na książki, nowe, ciekawe gry planszowe czy wycieczki. Często okazuje się, że niezbyt wiele pozostało nam środków na organizowanie sobie rozrywek na miejscu. Dlatego też moją ambicją stało się swoiste „polowanie” na różne atrakcje za darmo lub jak najtaniej, okazyjnie, promocyjnie.
Nie wiem jak to jest, że nasze dzieciaki naprawdę lubią te nasze różne zwariowane aktywności. Może takie po prostu są? A może to efekt wieloletniego treningu? Sama nie wiem. Ostatnio zaobserwowałam duże znaczenie naszego, rodziców udziału (córka oprotestowała wyjście do muzeum z klasą nazywając to „największą nudą świata”, kiedy się zdziwiłam – bo my bardzo lubimy i często odwiedzamy muzea – to z kolei ona była autentycznie zaskoczona, że mnie to dziwi: „przecież z Wami to co innego, z Wami lubię!”).
Inny aspekt na który zwróciłam uwagę, to jakaś taka podstawowa gotowość od współpracy dzieci, zaufanie nam – np. kiedy szliśmy zwiedzać filtry warszawskie córka w milczeniu okazywała mimiką protest, ale nic nie mówiła i nie oponowała jawnie, a pod koniec zwiedzania powiedziała – „mamo, było super, dziękuję, że nas zabrałaś!”.
Po co to piszę? Bo bardzo wiele osób jakie spotykamy, pyta jak to się dzieje, że nasze dzieciaki chodzą do muzeów, że interesują się tyloma rzeczami, że mają tyle pomysłów na spędzanie czasu. Nasze rady brzmią więc: to ważne, byście wy, dorośli po prostu dobrze się bawili. Dajcie też dzieciom margines zgody na to, że coś im się nie spodoba, że mogą wyrazić niezadowolenie, że o tym też możemy otwarcie rozmawiać.
Przez miniony tydzień chodzimy z dziećmi na filmy w ramach festiwalu „Kino dzieci”. Nie wiem, co jest bardziej fascynującym przeżyciem – oglądanie filmów czy rozmowy z dziećmi potem o tym, jak one to widzą, co ich zaciekawiło, jak każdy z nas ocenił filmy konkursowe i dlaczego właśnie tak. Wiele razy powtarzałam dzieciom, że film może się nam nie podobać, że takie też trzeba zobaczyć, bo w ten sposób możemy wiedzieć, co nam się podoba a co nie.
Dzisiaj córka powiedziała, że chciałaby zobaczyć jeszcze jeden pokaz filmu (którego nie zaplanowałam) i kiedy ja powiedziałam, że z opisu w programie nie wydaje mi się interesujący, ona odparła: „No właśnie. Też mam takie wrażenie. Ale chciałabym się przekonać, może tak nie jest”. A ona ma dopiero 10 lat!
To była taka mała dygresja, niekoniecznie o podróżowaniu. Bardziej o jakiejś takiej otwartości i ciekawości. A teraz mój krótki poradnik wyszukiwania atrakcji. Znam warszawskie muzea i dni bezpłatnego zwiedzania w każdym z nich. Korzystamy z tego bardzo chętnie.
Są strony internetowe, które informują o różnych darmowych atrakcjach w mieście (np. waw4free) – zaglądam na nie regularnie. Mam polubione strony różnych klubokawiarni, domów kultury, stowarzyszeń i śledzę to, co się w nich dzieje. Dostaję newslettery z różnych miejsc, systematycznie je czytam.
Wiele wydarzeń odbywa się regularnie, zwykle kalendarz z pomysłami na eventy na przyszły rok zapełnia mi się sporo wcześniej (dziś też napisałam w kalendarzu na przyszły rok: sprawdzić program festiwalu „Kino dzieci”). W tym wszystkim nie chodzi tylko o to, że zwykle bawimy się za darmo lub bardzo tanio, ale też robimy tyle ciekawych rzeczy! Chcę opowiedzieć tu o kilku z nich.
Jakieś dwa lata temu zaczęliśmy chodzić regularnie na różne gry miejskie. Żałowałam nawet, że nie wpadłam na to wcześniej. Na kilku z nich nawet zajęliśmy jakieś miejsca, wygraliśmy drobne gadżety, ale też większe nagrody (np. voucher do domu zagadek czy na grę w kręgle – i kolejna okazja do zabawy).
Od innej strony zobaczyliśmy miasto, dowiedzieliśmy się dużo, spotkaliśmy inne rodziny podobne do nas.
Około trzy lata temu odkryliśmy spacery z przewodnikami. Początkowo przetestowaliśmy kilka i wybraliśmy dwóch, trzech naszych ulubionych przewodników. Chodziliśmy już na spacery tematyczne (np. spacer z duchami po warszawskim starym mieście czy też spacer z okazji dnia ojca w zoo, gdzie poznawaliśmy troskliwych i opiekuńczych tatusiów ze świata zwierząt), krajoznawcze (zwiedzanie różnych warszawskich dzielnic), historyczne (np. śladami powstania warszawskiego, spacer w rocznice akcji „Kutschera”), naukowe (np. śladami zwierząt na niebie w zoo – spacer połączony był z wykładem z astronomii).
Zdarzyło nam się zabrać ze sobą kolegów i koleżanki dzieci dla towarzystwa, ale też testować takie spacery w innych miastach.
Pamiętam, jak we Wrocławiu poszłam do Muzeum Historycznego zapytać o takie spacery – zostaliśmy przyłączeniu do jakiejś kolonii (to były wakacje), która była oprowadzana szlakiem wrocławskich legend o zbrodniach, duchach i wampirach. Po około 20 min przed Panią przewodnik stała zasłuchana nasza dwójka a cała grupa dzieci wlokła się około 10 metrów dalej, poza zasięgiem jej głosu (i tak było niezależnie od tego ile razy pani przewodnik na tę resztę czekała).
Muzea… To bardzo szeroki temat. To, co mnie złości niezmiernie - to, że dość rzadko rodzina może zwiedzać muzea z przewodnikiem. Grupy zorganizowane, szkoły – proszę bardzo. Turysta indywidualny – to już trudne.
Kiedy w Warszawie otwarto Centrum Pieniądza, chyba z miesiąc dzwoniłam tam, by uzyskać zgodę na zorganizowanie dla nas oprowadzania (równolegle obdzwaniałam przyjaciół i znajomych, by zechcieli utworzyć z nami grupę, bo tylko od określonej liczby osób mogliśmy uzyskać oprowadzanie).
Warto też dodać, że w tym muzeum zwiedzanie jest całkowicie bezpłatne – nawet oprowadzanie przewodnika. To nie pieniądze były problemem. W końcu się udało. I wszystkie dzieci chórem (miały wtedy średnio 7-8 lat) domagały się złożenia im obietnicy, kiedy przyjdziemy tu znów.
Przypomina mi się teraz, jak gdy zwiedzaliśmy Cytadelę warszawską to córka, zasłuchana w słowa przewodnika rozejrzała się i zobaczyła dzieci zwiedzające z rodzicami te same co my pomieszczenia i wyszeptała konspiracyjnie – „mamo, ale to musi być nudne tak tylko oglądać te cele i czytać napisy na tablicach”. Kiedy proponujemy im pójście do jakiegoś muzeum to w 95% sytuacji pytają: „a z przewodnikiem?” (i jest w tym pytaniu ukryta nadzieja, a nie obawa).
W Warszawie od kilku lat jest jedna szczególna inicjatywa – wakacyjna gra muzealna „Raz, dwa, trzy Warszawiakiem jesteś Ty” organizowana przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Bierzemy w niej udział regularnie co roku. Dzieci teraz już na nią wyraźnie czekają, wybierają które muzea odwiedzimy, muszę drukować dla każdego z nich z osobna karty do gry. Kiedy na wakacyjny tydzień była u nas moja siostrzenica, zabrały ją ze sobą do muzeum Polin, dały jej własną kartę do gry i świetnie się bawiły, chodząc po muzeum i szukając odpowiedzi (oczywiście w dzień bezpłatnego zwiedzania).
Może to nie do końca temat na tekst o podróżach, ale uwielbiamy spotkania z ciekawymi ludźmi. Pisarzami, podróżnikami, twórcami, rysownikami, aktorami. W ubiegłe wakacje, kiedy dość długo byliśmy w mieście, regularnie chodziliśmy na różne spotkania z podróżnikami, słuchaliśmy opowieści o ich przygodach, o różnych miejscach jakie odwiedzili… To było tak, jakbyśmy sami tam byli.
Byliśmy na spotkaniach z różnymi autorami (pisarzami i ilustratorami) – córka wymyśliła wtedy swój własny projekt, o którym potem opowiadała w szkole (prosiła każdego z autorów by składając autograf narysował dla niej jej ulubione zwierzę – koalę).
Na koniec (choć pewnie długo jeszcze mogłabym pisać) chcę napisać, że bardzo lubimy testować wszystkie nowe (ogólnie nowe, albo nowe tylko dla nas – w sensie, że o tym dopiero usłyszeliśmy lub przeczytaliśmy) miejsca i atrakcje.
Ogrody na dachu BUW (świetne miejsce na spacerów wiosennych - praktycznie od niemowlęctwa - z dziećmi, z uwagi na bliskość infrastruktury typu toaleta czy bar o wiele lepsze niż np. Łazienki), pokazy fontanny multimedialnej, ogród Bajka w Błoniu i fantastyczny wodny plac zabaw, park linowy, plenerowe wystawienie sztuki teatralnej, nowo otwarte w okolicy ciekawe miejsce czy choćby oglądanie panoramy Warszawy z 41 piętra Warsaw Spire, jakie nam się ostatnio trafiło przy okazji odbieranie nagrody przez córkę za konkurs rysunkowy w jakim wzięła udział.
Każde z tych zdarzeń jest okazją do jakiejś nowej przygody. I nawet nie wyjeżdżając podróżujemy – w świeci emocji, doznań, przeżyć…
Zdjęcia:
1. Podczas gier miejskich różne bywają zadania – tu mieliśmy odnaleźć pomnik Syrenki nad Wisłą a przy nim informację o modelce jaka. pozowała autorowi pomnika a na dowód, że tam dotarliśmy zrobić sobie zdjęcie. Jak widać, pogoda bywa… różna. Wtedy nieźle zmokliśmy, ale grę ukończyliśmy!
2. Tu też zdjęcie z gry miejskiej. Zdobyliśmy 1 miejsce!
3. Spacer "O duchach", które można spotkać na warszawskiej starówce (Maciek to ten w pomarańczowej koszulce)
7. Zdjęcie z jednego z wydarzeń Festiwalu Literatury dla dzieci w 2017 roku – „Czytanki przed zachodem słońca”, Mateusz Kościukiewicz czytał Zaklęcie na „w“ Michała Rusinka a gościem specjalnym był Włodzimierz Dusiewicz, który był „Zawiszakiem“, (spotkanie odbyło się w Muzeum Powstania Warszawskiego).
8. Podczas wakacyjnego, plenerowego wystawienia sztuki „2 miliony kroków" przed Och Teatrem Maciek został poproszony przez aktorów do pomocy.
9. Basia z ukochaną alpaką – podczas odwiedzin w nowo otwartym, pobliskim gospodarstwie „Przystanek alpaka”