W stronę Tatr Zachodnich
W stronę Tatr Zachodnich
06 – 09.08.2018
Stara Roztoka – Rówień Waksmundzka – Murowaniec (10 km)
06.08.2018. – poniedziałek
Po kilku dniach pobytu w schronisku w Starej Roztoce nadchodzi czas zmiany noclegów. Najczęściej kontynuujemy wędrówkę i przenosimy się do schroniska Murowaniec, położonego na Hali Gąsienicowej. Jest kilka szlaków, dzięki którym można pokonać ten fragment gór:
1. przez Dolinę 5 Stawów Polskich i przełęcz Zawrat (13,2 km – 6:30 h),
2. przez Dolinę 5 Stawów Polskich i przełęcz Krzyżne (13,8 km – 9:30 h),
3. przez Rówień Waksmundzką (10,1 km – 4:30 h).
Oczywiście, ze względu na ciężkie plecaki, czas i odległość wybieramy ostatni wariant. Można go dodatkowo poszerzyć o Rusinową Polanę i Gęsią Szyję, skąd roztacza się przepiękna panorama Tatr. Jednakże byłyśmy tam rok wcześniej – zarówno zimą, jak i latem, więc tym razem maszerujemy możliwie najkrótszą drogą. Jest to trasa, którą najmniej lubimy, ponieważ zawsze pokonujemy ją w deszczu lub w mgłach, brnąc w błocie.
Szlak czerwony odbija na zachód od asfaltówki Palenica Białczańska – Morskie Oko, i na Równi Waksmundzkiej krzyżuje się z zielonym szlakiem. Głównie wędruje się lasami i pokonuje potoki (często skacząc po kamieniach). Ścieżka, rozmyta i wypłukana przez deszcze, jest po prostu uciążliwa. Na korzeniach jest ślisko, a często są jedyną szansą przedostania się na drugą stronę kałuż. Jednym słowem – szlak nadaje się do renowacji, która prawdopodobnie ma się odbyć.

Myśl o tym, że zbocza Wołoszyna i Koszystej to ulubione miejscówki niedźwiedzi, dodaje nam jednak skrzydeł. Zachowujemy czujność i rozmawiamy. Jeśli kończą nam się tematy, śpiewamy. To znak dla misiów, że oprócz nich są jeszcze dwa wędrujące stworzenia, czyli my. Szlak jest rzadko uczęszczany i podczas pięciogodzinnej wędrówki spotykamy tylko kilkanaście osób.
Po południu meldujemy się w Murowańcu i dostajemy łóżka w tym samym 12-osobowym pokoju, co w poprzednich latach! Po przyjemnym prysznicu schodzimy na obiadokolację. Ze względu na zawyżone ceny wybór jest naprawdę trudny. Dwa naleśniki – 25 zł. Może lepiej wziąć pożywniejszą, i w podobnej cenie, kiełbasę z rusztu? Ileż to trzeba się napracować przy takich daniach, że aż tyle kosztują… Pomimo że mamy swój prowiant, trzeba przecież zjeść coś ciepłego i pożywnego, żeby mieć siłę i energię na dalsze wędrowanie. Wszyscy, odwiedzający Murowaniec, narzekają na ceny. I to chyba już się nie zmieni.

Murowaniec – Przełęcz Świnicka – Karb – Czarny Staw Gąsienicowy – Murowaniec (10 km)
07.08.2018. – wtorek
W związku z tym, że przybyłyśmy do Murowańca, z powodu ulewy, dzień później niż planowałyśmy, jesteśmy do tyłu o jeden nocleg i jedną wędrówkę. Trzeba szybko zweryfikować plany, aby wybrać coś przyjemnego i łatwego. Zatem naszym celem jest Przełęcz Świnicka (2051 m n.p.m.). Ze schroniska wyruszamy dopiero przed 9.00. Nie musimy się spieszyć, mamy przed sobą cały słoneczny, bezdeszczowy dzień. Idziemy żółtym szlakiem, następnie odbijamy w czarny, który prowadzi nas Doliną Zieloną Gąsienicową. To tu, nad stawami, znajdują się nasze ulubione miejsca wypoczynku.

Na razie jednak, korzystając z porannego chłodu, osiągamy Przełęcz Świnicką. Siedzimy tu, wśród traw i podziwiamy widoki. Zwłaszcza na Krywań – narodową górę Słowaków – patrzymy z nostalgią. Oj, fajnie byłoby kiedyś wejść na jego szczyt. Mogłybyśmy iść na Świnicę, ale nie dziś. Dziś potrzebujemy chwili relaksu. Zamiast nas idą całe rodziny, z dziećmi, które wjechały na Kasprowy Wierch kolejką. „Podziwiamy” ich brak wyobraźni. Bez butelek z wodą, bez właściwego obuwia i ubioru, bezmyślnie narażają się na niebezpieczeństwo.




Tymczasem schodzimy ponownie czarnym, a potem niebieskim szlakiem na odpoczynek nad Czerwonymi Stawkami. Tosia uwielbia to miejsce. Najchętniej spędzałaby tu całe dnie. Na wielkim, nagrzanym promieniami słonecznymi głazie, jak na łóżku, zapadam w drzemkę. Tymczasem Tosia bawi się nad strumykiem – łącznikiem pomiędzy Kurtkowcem i Niżnim Czerwonym Stawkiem. W końcu, po ponad dwóch godzinach, zbieramy się.


Niebieskim szlakiem, który lawiruje pomiędzy skałami, wchodzimy na Karb (1853 m n.p.m.). Jest to płytka przełęcz pomiędzy Małym Kościelcem a Kościelcem. Stąd w niespełna godzinę można dostać się na szczyt Kościelca (2155 m npm). O tej godzinie na pochyłym, skalistym stoku przesuwa się kolejka turystów. Jeśli chce się zdobyć Kościelec, warto wyjść z Murowańca z samego rana. Wtedy na ścieżkach jest jeszcze pusto.





Tymczasem czarnym szlakiem schodzimy przez długi grzbiet Małego Kościelca nad Czarny Staw Gąsienicowy. Nad wodą odpoczywa tłum ludzi. To miejsce, w ciągu ostatnich 20 lat, stało się prawie tak popularne jak Morskie Oko. Okrążamy staw i zatrzymujemy się w okolicach niewielkiej wyspy, na której mieszkają kaczki. Tradycyjnie, jak co roku, robię Tosi zdjęcie. Pierwsza z fotografii, pochodząca z 2015 roku, zdobi ścianę Murowańca, na pierwszym piętrze, przy recepcji. Wieczorem, wypoczęte, wracamy do schroniska. Do godziny 21.30 można przebywać w głównej sali, korzystając z gier planszowych. Wszystkie stoły są zajęte, a turyści, grając, spędzają wspólnie czas. Dzięki pobytom w schroniskach wciąż poznajemy nowych ludzi. Zawiązują się przyjaźnie, wymieniamy się numerami telefonów, adresami, profilami na Fb.


Murowaniec – Kasprowy Wierch – Przełęcz pod Kopą Kondracką – Schronisko na Hali Kondratowej (8,3 km)
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
08.08.2018. – środa
Zapowiada się kolejny, upalny dzień z ostrzeżeniami przed burzą. Wcześnie rano, po śniadaniu, żółtym szlakiem przez Suchą Przełęcz, wchodzimy na Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.). Żółty szlak jest najkrótszym i najłatwiejszym, który wiedzie z Hali Gąsienicowej na szczyt. Warto z niego korzystać, kiedy ma się ograniczony czas lub dłuższą wędrówkę w planie. Na Kasprowym Wierchu zatrzymujemy się na chwilę, aby zjeść porcję sernika w kawiarnio-restauracji i wypić czekoladę. Jest taniej niż w Murowańcu!



Zostawiamy za sobą Tatry Wysokie i zatapiamy się w zboczach Tatr Zachodnich. Nie spieszymy się, podziwiamy krajobrazy ciągnące się po horyzont. Na stokach po polskiej stronie widzimy biegające świstaki, po stronie słowackiej obserwujemy stada kozic. Na trasie tylko jeden odcinek wymaga nieco gimnastyki dla osób z dużymi plecakami. Jak sobie z nim radzę? Wpierw zdejmuję plecak i rzucam (podaję) go komuś, kto stoi poniżej skały, a następnie schodzę.

Wędrujemy czerwonym szlakiem, południowymi zboczami Goryczkowej Czuby i Suchych Czub do Przełęczy pod Kopą Kondracką (1863 m n.p.m.). Tu robimy kolejny postój na odpoczynek. Niebo na zachodzie jest zachmurzone, ale my schodzimy już zakosami zielonego szlaku do kolejnego sympatycznego schroniska na Hali Kondratowej, u stóp masywu Giewontu. Wśród traw wyleguje się stado jeleni. Jest po 14.00, wokoło tłumy ludzi. Do toalety kolejka tak samo długa, jak ta – do kasy. Na szczęście, nas nie dotyczą.



Meldujemy się, dostajemy łóżka, i zanosimy plecaki do pokoju. Zmieniamy obuwie na klapki i schodzimy na taras. Siedzimy tam do wieczora, obserwując zmieniającą się pogodę i rozmawiając z dosiadającymi się turystami. Zanim pojawią się pierwsze gwiazdy, hala wokół schroniska pustoszeje. Pozostają tylko ci, co tutaj nocują. To jedno z najbardziej klimatycznych schronisk w polskich Tatrach. Wieczorem ustawiamy się w kolejce do łazienki. Chyba jest jakiś problem z wodą, bo leci tylko zimna. W zeszłym roku była gorąca. Trzeba się jednak przełamać i umyć, włącznie z głową. Brrr...
Potem wszyscy siadamy przy ławach, w budynku lub na tarasie (w zależności od temperatury powietrza) i opowiadamy nasze górskie przygody. Budynek jest szczelnie otoczony elektrycznym pasterzem, który chroni nas przed odwiedzinami niedźwiedzi. Kilka lat temu, kiedy Tosia pierwszy raz była w Tatrach, miałyśmy szczęście i widziałyśmy misia pasącego się w jagodowych krzakach. Podobnie, jak w innych schroniskach, Tosia zaprzyjaźnia się z dziećmi z naszego pokoju, i do późnego wieczora grają w karty.
Schronisko na Hali Kondratowej – Przełęcz Kondracka – Czerwone Wierchy – Chuda Przełączka – Kiry (12 km)
09.08.2018. – czwartek
Wstajemy bardzo wcześnie. Tego dnia według prognozy ma być upał, a potem około godziny 13.00-14.00 nadejdzie burza. Do tego czasu chciałabym zrealizować 80% naszej trasy. Oczywiście, chcemy uniknąć burz, więc po szybkim śniadaniu, składającym się z resztek naszego prowiantu (bar jeszcze jest zamknięty), wyruszamy na niebieski szlak. Kilka lat temu, gdy Tosia miała 6 lat, właśnie na tej trasie widziałyśmy niedźwiedzia. Teraz, pomimo że się rozglądamy, nie spotykamy żadnego.
O 9.00 rano stoimy już na Przełęczy Kondrackiej (1725 m npm). Stąd prowadzi droga na Giewont – w prawo oraz na Kopę Kondracką – w lewo. Na szlaku jest cisza i spokój. Tłumy ludzi pragnących zdobyć Śpiącego Rycerza dopiero nadejdą. W zeszłym roku także spałyśmy w schronisku na Hali Kondratowej. Wtedy naszym celem był Giewont (1894 m npm), z którego następnie zeszłyśmy żółtym szlakiem – Doliną Małej Łąki.





Tym razem pragnę Tosi pokazać Czerwone Wierchy, a więc Kopę Kondracką (2005 m n.p.m.), Małołączniak (2096 m n.p.m.), Krzesanicę (2122 m n.p.m.) oraz Ciemniak (2096 m n.p.m.). Czerwone Wierchy są trawiaste, łagodne i zaokrąglone, ale poniżej zbocza kończą się stromo podciętymi, kilkusetmetrowymi urwiskami. Najszybciej można się o tym przekonać, patrząc na Krzesanicę. Tak, jak wszędzie, nie wolno tu schodzić ze szlaku. Zdarzały się wypadki, podczas których nierozważni turyści, wybierający drogę „na skróty” niespodziewanie trafiali na przepaść. Zresztą, nie musimy daleko szukać takiej sytuacji. Po przejściu Krzesanicy zatrzymujemy się, i oto widzimy, jak grupa młodzieży gubi szlak i idzie w coraz bardziej eksponowany teren. Dajemy im sygnały, by zawrócili, na szczęście oni też dostrzegają swój błąd.







♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Sama wędrówka przez Czerwone Wierchy należy do bardzo przyjemnych, nie traci się wysokości, a co za tym idzie, człowiek nie czuje zmęczenia. Nazwa Czerwonych Wierchów pochodzi od czerwono-brązowej barwy ich stoków, jaką nadaje im roślina o nazwie sit skucina. Jesienią, a często już w połowie lata zmienia barwę na czerwoną. Nie da się ukryć, jest pięknie. Póki jesteśmy na grani, pogoda nam dopisuje, choć wiejący wiatr gromadzi coraz więcej chmur.
Pierwsze pomruki nadchodzącej burzy słyszymy wcześniej niż przewidywała prognoza meteorologiczna. Schodzimy szybko czerwonym szlakiem, ale w okolicach Chudej Przełączki spadają na nas pierwsze krople deszczu. Jest duszno, ale zakładamy płaszcze przeciwdeszczowe i pędzimy w dół, do Doliny Kościeliskej. Gonią nas dźwięki burzy, która najwyraźniej wisi nad Giewontem. Mamy nadzieję, że śmiałkowie w tenisówkach opuścili już szczyt, gdy było jeszcze bezpiecznie. Częściowo w deszczu docieramy do Kir, a stamtąd busem jedziemy do Zakopanego. Dziwnie czujemy się w cywilizowanym świecie aut, sklepów i tłumów ludzi.



W ulubionej „Karczmie pod gontem”, przy ul. Kasprowicza 1A, jemy obiad, a następnie idziemy jeszcze na lody i gofry, żeby uzupełnić kalorie. Przed północą wsiadamy do Flixbusa. Zasypiamy, zanim autokar opuści Zakopane. Nad ranem dojeżdżamy do Warszawy. Przesiadamy się na autobus miejski linii 709 i jedziemy do domu. W głowie, jednak, układam już trasy przyszłorocznych, letnich wycieczek.

Autorka tekstu i zdjęć: Izabela Szymczak
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl