Weekend listopadowy z dziećmi w Wielkopolsce
Gęsi, rogale, pyry, króliki i dzieje Piastów czyli listopadowy weekend w Wielkopolsce – w deszczu i promieniach słońca
Nikogo chyba nie zdziwi, że po odwiedzeniu tego regionu zacznę od opowieści o pyrach. Właściwie mogłabym też o rogalach. Ten mariaż, choć smakowo wydaje się nie być dość przekonującym zestawieniem, to niewątpliwie niepodważalna kulinarna wizytówka miasta. Doleję jeszcze oliwy do ognia i wspomnę o gęsinie. Wszystko jasne, prawda? Poznań odwiedziliśmy w Dzień Świętego Marcina! Kiedy cała Polska świętuje odzyskanie niepodległości – tu, w stolicy Wielkopolski, jest jeszcze jeden powód do publicznego radowania się.
„Czy tu zawsze jest tak tłoczno?” - pytały dzieci
JAKI DZIEŃ NA ŚWIĘTEGO MARCINA TAKA BĘDZIE CAŁA ZIMA CZYLI POCHÓD, GĘSINA I ROGALE
Święty Marcin ściąga do Poznania tłumy, o czym przekonaliśmy się nie tylko u stóp ratusza (wznosząc głowy i nadstawiając uszu w oczekiwaniu na znane wszystkim trykanie), ale też próbując zobaczyć co nieco chociaż zza postawnych pleców innych turystów chcących uczestniczyć w imieninach ulicy Święty Marcin (tak, tak, poprawiać nie trzeba, w przypadku tej znanej arterii nie chodzi o dopełniacz a mianownik właśnie).
Może uda się jednak coś zobaczyć?!
Oprócz licznych występów, koncertów, całodniowych kiermaszów z olbrzymimi kolejkami i nawoływaniami, że jedyne prawdziwe świętomarcińskie rogale są właśnie tu – w Imieniny Świętego Marcina przechodzi przez ulicę Solenizanta swoisty pochód, w którym maszerują całkiem poważni delegaci służb mundurowych, wygimnastykowani akrobaci (oni nie tyle maszerują, co wyskakują, robią młynki, skoki, salta – dzięki temu ich trochę widzieliśmy).
Wyjątkowy orszak
Kroczą też sportowcy, gęsi (na szczęście jedynie ich plastyczne odpowiedniki) i inne osobistości. Też sam biskup i żołnierz, który oddał żebrakowi połowę swego płaszcza. Ten Święty z Tours ma pod swą opieką nie lada gromadkę, między innymi dzieci, hotelarzy, kawalerię, żołnierzy, kapeluszników, kowali, młynarzy, żebraków, właścicieli winnic i wielu, wielu innych, jak też roztacza dozór nad ptactwem i jesiennymi zapasami. Pełne ręce roboty!
Święty Marcin błoniem jedzie siwym koniem
Jak wspomniałam, z pochodu pozostały mi głównie wspomnienia dotyczące sposobów wspinania się na palce, przeciskania między żądnymi obejrzenia pochodu przybyłymi, zaglądania sąsiadom przez ramię...
Jednak Dzień Świętego Marcina bez pochodu to jak Poznań bez koziołków, nie żałuję zatem wysiłku. Zaliczone!
O POZNAŃSKIEJ GWARZE I LEGENDACH WIELOWYMIAROWO CZYLI WIZYTA W BLUBRACH
Blubry – gadki, bzdury, opowiastki?!
Cofając się o kilka godzin w swej poznańskiej gawędzie - zaczęliśmy zwiedzanie od wyjątkowego (zwłaszcza jeśli chodzi o mapę atrakcji dla dzieci) muzeum – Blubry 6D, w którym przeszłość splata się z nowoczesnością. Rozpisywać się nie będę, bo tyle razy już wychwalano to magiczne (faktycznie) miejsce, że jedynie wspomnę o nim w kilku zdaniach. To prawdziwa mekka dla rodzin z dziećmi - miejsce, które po włożeniu specjalnych okularów – ożywa, rozkwita wielością barw, przenosi do czasów dzieciństwa nawet dorosłych. Nie tylko wzrok jest tu zaangażowany, słuch również się przyda, bo oto w tym bajkowym świecie rozpoczynają się opowieści – poznańskie legendy. Również prezentacje o gwarze poznańskiej, która pomimo powszechnej rozpoznawalności niektórych wyrazów (wiadomo co to gira, katana, bryle, flaszka, chichrać się) wciąż zaskakuje obcych (nieliczni tylko słyszeli co to blubry, lumpy, bimba, kociamber czy kluka). Chciałoby się jeszcze! Podróż długa nie jest... Niestety, kolejni oczekujący na dworze przed wejściem na swoje „pół godziny” wkroczenia do magicznego świata 6D (pachniały rogaliki, szumiał wiatr) z zimna, a może i niecierpliwości przestępują z nogi na nogę. To trzeba założyć (my byliśmy zaskoczeni, na szczęście listopadowe wiatry i przymrozki były dla nas dość przychylne i zbytnio nie zmarzliśmy) przychodząc na Wroniecką 6 do tego wielowymiarowego muzeum: nie ma miejsca w środku na czekanie, zostaje tylko poczekalnia „pod chmurką”...
TAKA PYRA A TYLE CIEKAWOSTEK! WIZYTA W POZNAŃSKIM MUZEUM PYRY
Wrócę jednak do tematu ziemniaczanego, jak zapowiedziałam na początku... Poznańskie Muzeum Pyry (ul. Wroniecka 18, wejście od ul. Mokrej) to miejsce ze wszech miar godne (podobnie jak wspomniane Blubry) odwiedzenia. Pewnie niewielu jeszcze tam zajrzało, bo działa od niedawna. Dosłownie w sąsiedztwie wspomnianych Blubrów. Mieliśmy szczęście, że akurat tamtędy przechodziliśmy. Wejścia odbywają się o pełnych godzinach. Nas zaszczycił sam Święty Marcin, który powiódł nas przez kolejne etapy wystawy – przez historię ziemniaka.
Mniam, mniam...
Bliskie spotkanie z tym popularnym nie tylko w Poznaniu warzywem odbyliśmy już na samym początku – organizatorzy zaprosili wszystkich do stołów, przy których „obrabialiśmy” (głównie posypując przyprawami – pieprzem, rozmarynem, papryka, solą) „żywe”, prawdziwe pyry! Nasze zawinięte w folię ziemniaczki powędrowały do upieczenia a my przenieśliśmy się („dźwigając” ze sobą parciane „worki ziemniaków” czyli przaśne siedziska, dzięki którym można było, bez bólu nóg, zamieniać się w słuch, chłonąc niezwykle ciekawe opowieści naszego przewodnika - Świętego Marcina...)
Konkwistador Francisco
O czym? O historii ziemniaka oczywiście! Nie sądziłam, że tak dużo można rzec o zwykłym kartoflu! Najpierw trafiliśmy w czasy sprzed kilku tysięcy lat, do Peru, potem w czasy konkwistadorów, poznając Francisco Pizzaro.
Zawitaliśmy też na rodzimy dwór królewski – do Jana III Sobieskiego, przenieśliśmy się w czasy biedy i wojennej zawieruchy, do mieszkania praczki...
Ciężka praca praczki Kasieńki
Wiecie dlaczego? Przecież w pracy przydał jej się krochmal, zrobiony oczywiście z mąki ziemniaczanej. Dotarliśmy też do ziemniaczanego bagażu powstańca wielkopolskiego. A na końcu zawędrowaliśmy do Baru pod Pyrą, gdzie ślinka ciekła nam na wspomnienie ziemniaczanych potraw z rożnych stron świata.
Ileż smakołyków! W Barze pod Pyrą
Na szczęście niedługo potem w rękach naszych wylądowała bardzo ciepła a wręcz gorąca pyra własnego przyprawienia. Idąc nie tylko za podpowiedzią burczącego żołądka, ale i potrzebami poznawczymi - chcieliśmy jeszcze zajrzeć do Rogalowego Muzeum Poznania, ale … dziś zabrakło już miejsc na pokazy.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Wiadomo, Święty Marcin! Trudno, tak bardzo nie rozpaczaliśmy, w końcu mnóstwo poznańskich atrakcji już za nami, koziołki odwiedzone, rogale spróbowane a wrócić na pewno się nam uda.
Biskupin w barwach jesieni
Byliśmy zadowoleni, tym bardziej, że Poznań poprzedziliśmy wędrówkami po Gnieźnie i Biskupinie. Opowiedzieć Wam, prawda?!
JAK Z FOTOGRAFII ZAPAMIĘTANEJ Z LEKCJI HISTORII CZYLI BISKUPIN W JESIENNEJ KRASIE
„Czy dam radę pociągnąć?”
O Biskupinie też już wiele napisano, wspomnę tylko, że przy pięknej jesiennej pogodzie ten archeologiczny rezerwat zrobił na nas ogromne wrażenie.
„A może sobie popłynę?!”
Zapamiętane z fotografii z podręcznika do historii ze szkoły podstawowej wejście do osady obronnej na półwyspie Jeziora Biskupińskiego, obozowiska, wioski, zagrody – moglibyśmy spędzić tam nawet więcej czasu niż na to przewidzieliśmy...
Z kart podręcznika do historii
Prawdziwa lekcja historii!
„Nie chce się wychodzić...”
POLSKA PIASTÓW CZYLI NA ULICACH GNIEZNA
Historycznych wrażeń zaczerpnęliśmy też oczywiście w Gnieźnie, już spacerując nawet uliczkami w centrum – to Chrobrego, to Mieszka I, Dąbrówki...
„Z Bolesławem Chrobrym na Chrobrego”
Niestety, choć wiemy, że być w Gnieźnie i nie widzieć słynnych drzwi to nie powód do chluby – musieliśmy obejść się smakiem. Okazało się, że po sezonie historyczne atrakcje Gniezna zgromadzone na Wzgórzu Lecha (skarbiec, podziemia, Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej, Drzwi Gnieźnieńskie) są w niedzielę i święta (takie jak Święto Niepodległości) nieczynne...
U boku Lamberta
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Pocieszając się, wyszliśmy z założenia, że i tak chcemy tu wrócić. Może wtedy „wstrzelimy się” w inny dzień, z lepszą dostępnością do gnieźnieńskich zabytków.
Ciągle pada, ale katedrę widać!
Zadowoliliśmy się zwiedzeniem katedry i wizytą w Muzeum Początków Państwa Polskiego.
W sali wystawowej
Muzeum to, olbrzymie w swej bryle, odkryło przed nami czasy panowania pierwszych Piastów. Wystawy stałe „wsparły” krótkie rysunkowe filmiki opowiadające w sposób zabawny, z dystansem i możliwością zainteresowania najmłodszych o kolejnych piastowskich władcach, etapach powstawania Państwa Polskiego. Ceramika gnieźnieńska, „Piastów malowane dzieje”, wystawa o historii Gniezna a także wystawy czasowe – o wojskowości w Polsce wczesnopiastowskiej i Słowianach połabskich – nas, dorosłych, zatrzymały na dłużej.
Mieć piec i takie kafle!
Dzieci natomiast znalazły wytchnienie na specjalnie przygotowanych stanowiskach, gdzie mogły pochłonąć ich własne malunki. Zmierzyły się też z wyniesioną stąd wiedzą, dzięki specjalnie przygotowanemu dla nich „kołu fortuny” z pytaniami (dla sprawdzenia - z ukrytymi odpowiedziami).
Pokolorujmy dzielnych wojów!
A na deser – kilka spojrzeń na katedrę i budynki z dziedzińca muzealnego.
Tym razem w słońcu!
KRÓLIKI – MALI PRZEWODNICY PO PIERWSZEJ STOLICY POLSKI
Niespodzianka! Gnieźnieński królik! Króle i króliki to rzeźby, które ozdabiają miasto, te ostatnie znacznie mniejsze, oczekują na tropiące je dzieci.|
Muzealny królik
Frajda taka jak z krasnalami we Wrocławiu. Jest ich oczywiście znacznie mniej, bo i miasto nie największe. Piętnaście, nie sięgających wyżej niż do kolan królików umila podróż historyczną po pierwszej stolicy naszego kraju.
Gonić królika!
U nas sprawdziły się – nawet w deszczową pogodę nie trzeba było namawiać nikogo, aby ruszyć na spacer. Tym bardziej, że w odnalezieniu wszystkich miejsc pomaga mobilna aplikacja „Królika Goń”. No to goniliśmy!
Króliczy powstaniec
Nie dogoniliśmy natomiast parowozów w zabytkowej parowozowni, nie odwiedziliśmy Muzeum Zabytków Kultury Technicznej. Chętnie zajrzelibyśmy też do Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, niestety, w listopadzie nie jest to możliwe. Dotarlibyśmy do grodów piastowskich w Gieczu i Grzybowie. Cóż, wszystko przed nami! Przecież i tak jak na listopadowy weekend z krótkimi dniami i wcześnie zapadającymi ciemnościami – działaliśmy bardzo sprawnie!
Autorka tekstu i zdjęć: Anna Kossowska - Lubowicka
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl