Jesienne Tatry z 8-latką na szlaku
Jesienne Tatry
29 IX – 6 X 2023 r.
Dzień 1 (piątek) - Początek wędrówek
Zaczynamy urlop! W tym roku wyjątkowo nie w sierpniu, bo Tatry w sezonie na każdym kroku przypominają miejski gwar i ścisk jak na deptaku, a my szukamy ciszy i spokoju. Chcemy się wtopić w otaczającą nas przyrodę, pokazać córce, że są inne góry, nie tylko Bieszczady czy Karkonosze.
Przed nami około 460 km drogi do Kościeliska. Ruszamy o 6:40. Zatrzymujemy się tuż przed końcem podróży w miejscowości Witów. Znajduje się tutaj piękny, drewniany góralski kościół należący do Małopolskiego Szlaku Architektury Drewnianej. Położony jest na niedużym wzniesieniu, otoczony podcieniem. Za kościołem, nad oczkiem wodnym znajduje się równie piękna kapliczka. Jedziemy jeszcze 10 minut i docieramy do parkingu w okolicy Doliny Kościeliskiej (warto zauważyć, że parking naprzeciw wejścia do doliny bywa nawet 20 zł droższy od tych, które usytuowane są 300 metrów dalej, w stronę Chochołowa).
Spacer doliną zaczynamy tuż przed 13:00 od kupna lodów o smaku miodu! Kawałek dalej docieramy do kasy, gdzie przybijamy pieczątkę do książeczki GOT oraz kupujemy 7 – dniowe bilety wstępu do TPN (bilet 7 – dniowy jest równy cenie pięciu biletów jednodniowych, dzieci do lat 7 mają wejście bezpłatne).
Dolina Kościeliska wg Amelii prosta ścieżka
Bardzo szybko okazuje się, że to co wcześniej zaplanowaliśmy na nadchodzące dni, będzie trzeba zmodyfikować. Amelia już po godzinie narzeka, że ścieżka jest nudna, że to najgorszy dzień jej wakacji i tak ogólnie bolą ją nogi i nie chce dalej iść.
Miało być wielkie WOW, a jest marudzenie i nasze nastroje są coraz gorsze.
Dolina Kościeliska
Trzeba szybko ratować sytuację. Dalsze wędrowanie do schroniska na Hali Ornak nie ma sensu, musimy znaleźć coś bardziej urozmaiconego. Skręcamy do Wąwozu Kraków. Zaczynają się kamienie, jest trochę pod górę i powoli cichnie tryb marudy. Dochodzimy do Wąwozu i pojawia się humor właściwy do otoczenia, jest uśmiech i zadowolenie.
Wąwóz Kraków
Co kawałek ustawiamy się do zdjęć, przystajemy i podziwiamy skały dookoła nas. Na końcu wąwozu znajduje się stroma, metalowa drabina prowadząca do Smoczej Jamy (od tego momentu szlak jest tylko w jedną stronę, jaskinia jest krótka, ale warto zabrać czołówki).
Drabinka na końcu wąwozu, prowadząca do Smoczej Jamy
Większość osób, które tu zaszły, zawraca, my nie odpuszczamy. Kilka lat temu, jeszcze bez córki, byliśmy tutaj, ale zupełnie umknęło nam z pamięci, że oprócz drabiny jest jeszcze kawałek wspinaczki po skałach przy łańcuchach…
Miałam małe obawy, ale jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Amelia świetnie sobie poradziła i po wspinaczce do jaskini oraz przejściu przez nią całkowicie zmieniła zdanie odnośnie naszej wycieczki i teraz to jest jej najlepszy dzień!
Podejście do Smoczej Jamy
Idąc za ciosem, postanowiliśmy przejść jeszcze jedną jaskinię. Od kilku tygodni ponownie udostępniona dla turystów jest Jaskinia Mroźna. Kiedyś była sztucznie oświetlona, teraz należy zabrać swoje własne latarki (istnieje możliwość wypożyczenia czołówki w cenie biletu przed wejściem, bilety 9 zł od osoby, bez podziału na wiek, można kupić w kasie TPN na początku doliny lub przez internet lub przed wejściem do jaskini, ale tu tylko gotówką).
Jest już po 15:00, a ostatnie wejście jest możliwe do 16:00, musimy się spieszyć. Amelia tak nas pogania, że do wejścia docieramy w połowie krótszym czasie niż pokazywały znaki. Kupujemy bilety, zakładamy polary, kaski i czołówki. Przejście zajmuje około 30 minut, jest kilka miejsc gdzie korytarz pokonujemy na czworakach, czasami jest trochę w dół, innym razem trochę w górę.
Co jakiś czas słychać kapiącą wodę. Na chwilę nawet wyłączamy latarki, aby zobaczyć otaczającą nas ciemność. Po wyjściu z jaskini czeka nas przejście drewnianymi schodami w dół do głównej drogi w dolinie. Na tym kończymy pierwszy dzień nowych doświadczeń.
Zadowoleni i w dobrych humorach jedziemy zjeść obiadokolację i zameldować się w pensjonacie.
Dzień 2 (sobota) - Centrum Edukacji Przyrodniczej i Wielka Krokiew
Dziś chwilowe załamanie pogody, dlatego nie planujemy dłuższych spacerów. Zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę. Tata z córką rozegrali jedną turę piłkarzyków. Jedziemy do Zakopanego do Centrum Edukacji Przyrodniczej Tatrzańskiego Parku Narodowego, mamy zarezerwowane wejście na 11:40. Zwiedzanie jest darmowe i trwa około godziny. Przechodzimy przez poszczególne sale, po których przeprowadza nas głos lektora.
Na początku oglądamy ogromną makietę Tatr, na której wyświetlana jest prezentacja multimedialna, w kolejnych salach znajdujmy trójwymiarowe makiety łąki, lasu i jaskini. Dowiadujemy się, jaki wpływ na tatrzański ekosystem mają ludzie. Oglądamy filmy przyrodnicze widziane z perspektywy człowieka oraz dzikiego zwierzęcia. W Centrum Edukacji udostępniona do płatnego zwiedzania jest jeszcze „Sala odkryć”. Jest to sala multimedialna, z mnóstwem różnych gier komputerowych związanych z tematyką tatrzańską, dedykowana dzieciom w wieku 7 - 14 lat. Niestety wejście do niej jest możliwe jedynie od poniedziałku do piątku.
Niebo pozostaje zachmurzone, ale nie pada, więc idziemy w stronę Wielkiej Krokwi. Po drodze Amelia informuje nas, że coś by zjadła. Widzimy w witrynie przez szybę smakowicie wyglądające croissanty. Kupujemy jednego przełożonego kremem czekoladowym i już wiemy, że będziemy tu często. Pod skocznią ustawiamy się do zdjęcia i postanawiamy iść do Doliny Strążyskiej Drogą pod Reglami. Okazuje się, że nie była to najlepsza decyzja…
Podobnie jak wczoraj, wg Amelii „ścieżka jest nudna i długa”, dodatkowo zaczyna padać lekki deszcz – normalnie to żaden problem, ubrania przeciwdeszczowe mamy i nie raz już chodziliśmy tak kilka godzin, ale jest NUUUDNO! Docieramy do połowy doliny i lekko poirytowani demonstrowanym niezadowoleniem córki, zawracamy. Koniecznie musimy wykreślić z naszych planów „płaskie ścieżki”.
Dzień 3 (niedziela) - Wodospad i Sarnia Skała
Plan na dziś jest krótki: Siklawica i Sarnia Skała. Przechodzimy Dolinę Strążyską, startując z parkingu niedaleko wejścia, tak aby pominąć Drogę pod Reglami – tę "nudną ścieżkę". Początkowo jest nam chłodno, ale z każdym kolejnym krokiem rozgrzewamy się i już w połowie doliny zdejmujemy kurtki.
W Dolinie Strążyskiej
Na polanie robimy krótką sesję zdjęciową z Giewontem w tle i ruszamy do wodospadu. Ścieżka jest dość malownicza, są kamienie, kilka mostków, po wczorajszych opadach w niektórych miejscach jest ślisko.
W drodze do Wodospadu Siklawica
Nieco szybciej, niż wskazują znaki, docieramy pod Wodospad Siklawica.
Siklawica
Kilka fotek, parę łyków wody i idziemy dalej. Ponownie jesteśmy na polanie, skąd ciągle w górę pnie się szlak na Sarnią Skałę. Większość ludzi narzeka, gdy ma iść pod górę, ale córcia akurat to uwielbia i nawet przez chwilę nie marudzi.
W drodze na Sarnią Skałę
Kamienne stopnie towarzyszą nam przez większość drogi. Dopiero w końcowym odcinku czeka nas wspinaczka po skałach, a to ulubiony, nowy element drogi dla Amelii. Na szczycie rozsiadamy się na dłużej, podziwiając widoki i zajadając kanapki.
Na Sarniej Skale
Z Sarniej Skały schodzimy w stronę Doliny Białego.
Dolina Białego
W Dolinie Białego
W tej dolinie jest wyjątkowo mało turystów, co bardzo nam odpowiada. Po wyjściu z niej musimy jeszcze przejść do miejsca, z którego wyruszyliśmy, ale tym razem „nudna ścieżka” została z konieczności zaakceptowana.
Dzień 4 (poniedziałek) - Wypoczynek w Zakopanem
Prognozy pogody zapowiadają opady w wyższych partiach gór, więc jedziemy pokazać Amelii Krupówki. Dla nas nic ciekawego, ale okazuje się, że znajduje się tam sklep z niezliczoną ilością żelków i innych słodkości, co jest niesamowitym przeżyciem dla dziecka.
W sklepie ze ścianami słodyczy
Następnie wsiadamy do samochodu i jedziemy to Term Chochołowskich. Mamy 3-godzinny bilet plus 2 godziny gratis. Dla Amelii jest to pierwsza wizyta w tego typu obiekcie, a dla nas powrót do wody po wielu latach przerwy.
Na początku wspólnie przechodzimy przez wszystkie atrakcje. Później Amelia biegnie na zjeżdżalnie w strefie dla dzieci, tata idzie popływać na tor, a mama relaksuje się w jacuzzi.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Po jakimś czasie znów jesteśmy razem. Na ponad godzinę Amelia z tatą znikają w strefie zjeżdżalni, które pokonują na 2-osobowym pontonie. Na koniec razem relaksujemy się w jacuzzi i po prawie 4 godzinach wychodzimy. Wypoczęci, zrelaksowani, ale głodni wracamy na obiadokolację do pensjonatu.
Dzień 5 (wtorek) - Dłuższa wyprawa
Przed nami długi i słoneczny dzień: Kasprowy Wierch, Kopa Kondracka, Giewont i zejście do Kuźnic. Na godzinę 9:50 mamy kupione, wczoraj wieczorem przez internet, bilety na kolejkę na Kasprowy Wierch. Wstajemy o 7:00, szykujemy plecaki, o 8:00 schodzimy na śniadanie i ruszamy do Zakopanego. Z parkingu mamy jeszcze pół godziny dreptania. Pod kolejkę docieramy o 9:35, dokładnie w momencie gdy pan z obsługi zaprasza osoby z biletami na 9:40.
Okazuje się, że nie musimy czekać i możemy jechać już teraz. Bilety online to całkiem fajna sprawa, szczególnie, że po drodze mijaliśmy ludzi stojących w około 80 metrowej kolejce do kasy. Podróż w górę jest przyjemna i krótka, z jedną przesiadką w połowie drogi. Podczas jazdy lektor opowiada o tym, co można zobaczyć za szybą. A można zobaczyć dużo, do tego pogoda zapowiada się rewelacyjna. Na szczycie korzystamy z toalety, gdyż więcej takich miejsc długo dziś nie zobaczymy.
Wycieczkę zaczynamy od zdjęć w każdą możliwą stronę i kierujemy się na Czerwone Wierchy.
Widok z Kasprowego Wierchu
Idziemy
Gdzieś w okolicy Pośredniego Wierchu Goryczkowego
Widoki są fantastyczne, słonko świeci, niebo bezchmurne, trochę wieje wiatr, jest cudownie. Idziemy dość wolno, Amelia co kawałek się zatrzymuje i odpoczywa.
W drodze - granią z Kasprowego Wierchu na Kopę Kondracką
W pewnym momencie tata mocno nas wyprzedza i tracimy go z oczu. Początkowo Amelii to nie przeszkadza, ale z czasem bardzo chce tatę dogonić. Nawet nie ma wtedy czasu na zdjęcia i mówi, że zapamiętamy te widoki w wyobraźni.
W końcu udaje nam się odnaleźć (tata czekał na nas i odpoczywał 15 minut).
Podziwiamy widoki i odpoczywamy
Podczas podejścia na Kopę Kondracką i na niej mocno wieje wiatr. Czas, w jakim dotarliśmy na Kopę, jest dużo dłuższy od tego na znakach. Amelia jest wyraźnie zmęczona, mówi, że szczypią ją oczy od wiatru i bolą nogi.
Odpoczywamy, schowani za kamieniami nieco poniżej szczytu.
Widok na Kopę Kondracką
Tamtędy szliśmy
Rozważamy zejście do Kuźnic z pominięciem Giewontu, ale Amelia nawet nie chce o tym słyszeć. Przyznaje, że jest zmęczona, ale wspinaczki na Giewont nie odpuści. Postanawiamy zejść na przełęcz pod Giewontem i tam podjąć decyzję.
Okazuje się, że zejście na przełęcz nie było tak męczące, jak wcześniejsza wędrówka, a nawet Amelia uważa, że nabrała siły.
Nasz ostatni i dzisiejszy cel
Po krótkiej naradzie ruszamy zdobywać Giewont. Na szczęście nie ma kolejki, jaką nieraz widzieliśmy na zdjęciach, choć ludzi nie brakuje. Idziemy powoli, Amelia jest przygotowana na wejście przy łańcuchach, widziała na filmach, co ją czeka, a teraz uważnie słucha wskazówek taty, który ją asekuruje.
Mamy ze sobą nawet kask.
Giewont zdobyty!
Na szczycie jest mało miejsca, więc krótko się rozglądamy dookoła, podziwiając panoramę, sympatyczna pani robi nam pamiątkowe zdjęcie i powoli schodzimy. Na przełęczy siadamy na dłuższą „przerwę obiadową”. Do Kuźnic schodzimy szlakiem niebieskim, przechodząc obok rozbieranego właśnie schroniska na Hali Konratowej.
Mocno zmęczenia, tuż po 18:00 docieramy do naszego samochodu. Zasłużyliśmy na porządną porcję obiadokolacji.
Dzień 6 (środa) - Hala Gąsienicowa
Pospaliśmy aż prawie do 8:00. Po wczorajszym dniu taki właśnie był plan. Zakładaliśmy też, że dziś będzie mało chodzenia, ale za oknem tak piękna pogoda, że trzeba ją wykorzystać. Jedziemy na parking w miarę blisko Kuźnic. Tatę puszczamy przodem, bo dziś zdobywa swoją ulubioną górę – Kościelec. Razem wejdziemy tam za parę lat. My, kobietki kierujemy się w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego i tam będziemy czekać na zdobywcę polskiego Matternhornu.
Tacie idzie świetnie – już po półtorej godzinie przesyła nam zdjęcie znad stawu, gdzie zajada drugie śniadanie. My w tym czasie jesteśmy gdzieś w połowie drogi do schroniska na Hali Gąsienicowej.
W drodze na Halę Gąsienicową
Amelia ma mocno zmęczone stópki, ale nawet nie chce słyszeć o wcześniejszym powrocie. Zatem z nogi na nogę spacerujemy, często robiąc odpoczynki. Dzięki temu udaje nam się zaobserwować skaczącą niedaleko nas czarną wiewiórkę. Po prawie 3 godzinach docieramy do schroniska. Jest to Amelii pierwsze tatrzańskie schronisko, więc obowiązkowo zamawiamy szarlotkę. Po pysznym deserze idzie się dużo lepiej.
Tuż przed stawem zerkamy w prawo i okazuje się, że w oddali na szlaku widać znajomego, niebieskiego człowieczka… Idealnie się zsynchronizowaliśmy. Razem podziwiamy piękny krajobraz, odpoczywamy i zajadamy obiadowe kanapki.
Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym
W drodze powrotnej na Przełęczy Między Kopami odpoczywamy chwilę na ławeczkach. Amelia zauważa, że jesteśmy obserwowani przez lisa, który siedzi między ławkami naprzeciw nas. Pewnie czeka z nadzieją, że mu coś zostawimy, ale wiemy, że jest to zwierzę dzikie i nasze jedzenie mogłoby mu zaszkodzić.
On jednak zbliża się do nas, więc decydujemy się na kontynuację naszej wędrówki.
Lis na Przełęczy Między Kopami
Do samochodu docieramy tuż przed 18:00.
Dzień 7 (czwartek) - Na Nosal!
Zbliżamy się do końca naszego urlopu. Dziś ostatnie wyjście w góry. Po dwóch intensywnych dniach decydujemy się na zdobycie tylko Nosala. Nie wiemy, jak wygląda szlak, bo wcześniej nie braliśmy pod uwagę takiej małej górki. Jednak trzeba przyznać, że ta niepozorna wyprawa bardzo nas zaskoczyła.
W drodze na Nosal
Co prawda wejście razem z zejściem i licznymi przerwami na zdjęcia zajęło nam niecałe 2 godziny, ale było ciekawie. Ścieżka pnie się cały czas mocno w górę, chwilami Amelia wspinała się na czworakach, do tego co kawałek oczom ukazuje się fantastyczny widok.
Jest sporo skałek, na których warto strzelić fotkę.
Nosal
W oddali widać Giewont i Kasprowy Wierch. Na szlaku spotykamy całkiem sporo rodzin z dziećmi. W poprzednie dni ludzi również było całkiem dużo, ale mali wędrowcy pojawiali się bardzo rzadko. Ogólnie jesteśmy zaskoczeni ilością turystów.
Myśleliśmy, że przyjeżdżając tu poza sezonem, będziemy prawie sami na szlakach, a okazało się, że ciężko jest zrobić zdjęcie bez innych osób w tle. Aż strach myśleć, co tu się działo we wakacje.
Dzień 8 (piątek) - A na sam koniec...
Po śniadaniu ostatni raz spoglądamy na góry i z żalem odjeżdżamy. W drodze do domu zatrzymujemy się jeszcze w Ojcowskim Parku Narodowym. Mimo, iż jest to najmniejszy polski park narodowy, to całego nie przejdziemy.
Udajemy się pod słynną Maczugę Herkulesa i zwiedzamy Zamek na Pieskowej Skale.
Maczuga Herkulesa
Zamek na Pieskowej Skale
Zwiedzanie rozpoczynamy z przewodnikiem, który bardzo ciekawie opowiada historię zamku i związane z nim legendy.
Dziedziniec
Później sami oglądamy wystawy mieszczące się na zamku.
Przed 19:00 jesteśmy w domu. To był fantastyczny wyjazd. Jesteśmy dumni z naszej upartej, prawie 8-letniej córki, która mimo zmęczenia i bólu nóg dotrzymuje nam kroku podczas górskich wędrówek i widać, że sprawia jej to taką samą radość jak nam.
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl