Rzucić wszystko i zamieszkać w górach? Wywiad z Agnieszką Schwenk-Sapetą o ratowaniu i prowadzeniu Schroniska Przysłop pod Baranią Górą

Dodano: 2022-01-15 godz. 11:46

Czy myśleliście kiedyś jakby to było, gdyby tak rzucić swoje dotychczasowe życie i przenieść się w góry? Rzucić pracę managera, handlowca, lekarza czy pracownika korporacji, kupić dom, wyremontować go i otworzyć hostel lub agroturystykę? Brzmi pewnie łatwiej i bardziej romantycznie niż wygląda w rzeczywistości smile.

Niedawno poznałam parę, która wpadła na taki właśnie pomysł i od fazy marzenia przeszła do realizacji planów. Czy im się to udało, opłacało i czy nie żałują zmiany? Co prawda w marzeniach był najpierw pensjonat albo klimatyczny kemping, ale życie potrafi zaskakiwać i na drodze stanął im Przysłop, schronisko w Beskidzie Śląskim.

Ale zacznijmy od… końca. Dziś Przysłop to jedno z najbardziej znanych i najlepiej prosperujących schronisk w Polsce – duże, przestronne, zadbane, wygodne, przyjazne rodzinie. (Przeczytacie o nim tu: https://www.dzieciochatki.pl/blog/schronisko-przyslop-pod-barania-gora-opinie). Jednak kiedy w 2015 roku obecni dzierżawcy przekroczyli jego próg, ich oczom ukazały się (i tu przechodzimy do początku historii) brud, zgnilizna, cieknąca woda, pajęczyny, stare wersalki z wystającymi sprężynami, zapleśniałe lodówki, skrzypiące drzwi. Aga i Szymon, wcześniej obieżyświaty, miłośnicy rowerów, skitourów, paralotni i wspinaczki, podróżnicy i wolne duchy stanęli przez niezwykle trudnym zadaniem. 

Remont Schroniska Przysłop

fot. Agnieszka Schwenk-Sapeta

 

Schronisko w Beskidach

fot. Agnieszka Schwenk-Sapeta

 

Renowacja schroniska pod Baranią Górą

fot. Agnieszka Schwenk-Sapeta

 

Beskid Śląski - odnawianie Schroniska Przysłop

fot. Agnieszka Schwenk-Sapeta

 

Stare wnętrze schroniska

fot. Agnieszka Schwenk-Sapeta

Ola: Nie zniechęciliście się?

Aga: Tylko przez moment. Wyszliśmy i chcieliśmy to wszystko zostawić, zapomnieć o całym pomyśle. Ale…wróciliśmy do domu, ochłonęliśmy, przemyśleliśmy sprawę i za tym całym brudem zobaczyliśmy olbrzymi potencjał. Wiedzieliśmy, jak to miejsce może dzięki nam wyglądać. Postanowiliśmy stanąć do przetargu i zawalczyć. Po drodze było trochę perypetii, ale koniec końców w listopadzie 2015 roku staliśmy się dzierżawcami postkomunistycznego i zapuszczonego schroniska.

Ola: Co działo się po oficjalnym podpisaniu dokumentów? Euforia, szczęście, szał?

Aga: Raczej chwilowe przerażenie, bo dotarła do nas cała powaga sytuacji. Weszliśmy do budynku na spokojnie i poraził nas ogrom pracy do wykonania. Takiej fizycznej – remontów i napraw. Niedrożne rury, pajęczyny w każdym zakamarku, woda lejąca się po ścianach, brudne wykładziny, dosłownie masakra w pomieszczeniach gospodarczych (do nich baliśmy się nawet początkowo wchodzić) – sceny jak z horrorów Stephena Kinga. Ale… teraz trzeba było już działać smile.

Ola: Musieliście wszystko zrobić sami? Czy właściciel schroniska, PTTK, obiecał jakieś wsparcie?

Aga: Tak naprawdę remont budynku był już w planach PTTK od jakiegoś czasu. Ba – był nawet projekt. Nienajgorszy zresztą – wygodny, miejski hostel, tylko, że bez duszy.

A my mieliśmy inną wizję. Chcieliśmy zachować górski klimat, równocześnie stawiając na minimalizm, drewniane elementy, nietuzinkowe umeblowanie i wygodę. I do tej wizji musieliśmy przekonać PTTK. PTTK było odpowiedzialne za „ciało”, czyli środki stałe - elewację, dach, instalacje, a my za „duszę”, czyli środki ruchome – dodatki, umeblowanie, ozdoby.

Brzmi dobrze, a prawda jest taka, że nie uznajemy półśrodków. Wszystko, co znajduje się w schronisku, to wyposażenie wysokiej jakości i o walorach estetycznych, które spełniają nasze oczekiwania. Nie chodzimy na skróty. Mamy jeszcze sporo planów. Będzie zgodnie z naszą wizją, tylko trzeba na to czasu i środków.

Pobyt z rodziną w Beskidach

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Prowadzenie Schroniska Przysłop pod Baranią Górą

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Przysłop - urlop z dziećmi

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Wypoczynek z rodziną w górach

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Beskidy - odpoczynek w Schronisku Przysłop

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

Ola: Dobrze, czyli podpisaliście umowę dzierżawy, obiecany był remont, a jak wyglądało to w praktyce?

Aga: W praktyce obiekt wymagał generalnego remontu. Na już. Pierwszy rok był dla nas pracą koncepcyjną. Wiele pracy wymagało przelanie naszej wizji na papier i ustalenie wszystkich kwestii wizualnych z PTTK. Sam remont ruszył pełną parą i trwał w zasadzie nieprzerwanie do 2019 roku! Zaczęło się od remontu dużej sali i części noclegowej, żeby goście mogli wciąż u nas bywać, a w ostatecznie wyremontowane zostało wszystko – wymienione są instalacje, dach, odnowione elewacje, wyremontowane i zagospodarowane zostały pomieszczenia gospodarcze, z których część służy teraz jako pomieszczenia dostępne dla gości – np. jogownia ze ścianką wspinaczkową, która jest dla nas ratunkiem podczas różnego rodzaju eventów, kiedy pogoda nie dopisuje. Tu też odbywają się noclegowiska (nocki dla dzieci pod okiem animatorów) podczas imprez dla rodzin.

Ścianka wspinaczkowa w jogowni

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Noclegowisko dla dzieci

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

Nasze życie przez kilka lat toczyło się wokół remontu i w remoncie. Zaszłam w ciążę, małą Hanię prosto ze szpitala przywiozłam właśnie tu (zresztą do tej pory mieszkamy w minimieszkanku z aneksem kuchennym na górze schroniska). Bałam się wizyt położnej – no bo jak to? Noworodek, w takich warunkach? Wprowadzaliśmy Panią po wyremontowanej części klatki schodowej, żeby nas gdzieś nie zgłosiła smile. Hania była dość wymagającym dzieckiem, praca z maluchem u boku nie należała więc do łatwych. Na szczęście Michał, nasz młodszy syn, od początku wymagał mniejszej uwagi, był bardziej samodzielny.

Ola: Papiery, umowy, remont, do tego ciąże, dzieci… Obiekt w tym czasie działał na pół gwizdka czy pełną parą? Jak to wyglądało?

Aga: Weszliśmy do Przysłopu pod koniec listopada, a pierwszy duży event - imprezę dla większej liczby osób mieliśmy zaplanowaną na Sylwestra. Był to miesiąc, w którym codziennie załatwialiśmy setki spraw na wczoraj. Kuchnia, meble, blaty nierdzewne, to nie jest wyposażenie, które łatwo dostać od ręki. Codziennie wisiałam na telefonie. Kiedy jedna firma odmawiała albo informowała, ze termin jest nierealny, dzwoniłam do kolejnej, bo przed Sylwestrem kuchnia musiała być odebrana przez sanepid. Nie było łatwo, ale udało się. Do tej pory wspominamy historię z materacami…

Ola: Co to za historia?

Aga: Przed Sylwestrem potrzebowaliśmy prawie 50 nowych materacy dla gości. Kiedy już cudem udało się znaleźć dostawcę i materace przyjechały okazało się, że są… zapleśniałe i cuchnące! Nie nadawały się do użytku! Było to kilka dni przed Sylwestrem! A wiecie - samo wwiezienie takich materacy w trudnych warunkach górskich, na przyczepie, było nie lada wyzwaniem logistycznym. Pamiętam to bardzo dobrze - zima, drogi zasypane, te materace duże i trzeba je było wszystkie z samochodu wnieść do schroniska, a tu - po rozpakowaniu - taka akcja. Materace spleśniałe, a goście mają przyjechać lada dzień…

Ola: I co zrobiliście?

Aga: Zadzwoniłam do firmy i powiedziałam, że nie interesuje mnie, jak to zrobią, ale ja muszę te materace mieć. Na już. Chyba byłam bardzo przekonująca, a może dobrze się awanturowałam, bo po początkowym zapewnianiu, że to nie jest możliwe, w końcu przywieźli wszystko, co mieli. To było stresujące kilka dni, ale ważne, że ostatecznie goście mieli gdzie spać.

Ola: Impreza udała się?

Aga: Wszystko się udało! Goście bawili się dobrze i wspominają ją miło. Pierwsze koty za płoty.

Ola: Jak daliście radę przez tak długi okres czasu łączyć remont, życie, dzieci?

Aga: Sama się teraz zastanawiam smile. Cały remont wraz z elewacjami trwał 4 lata. Na tyle, na ile się dało, działaliśmy podczas niskiego sezonu. Kosztowało nas to mnóstwo pracy i stresu, ale daliśmy radę. Czasem pytałam w tamtym trudnym okresie Szymona, czy wróciłby do pracy w korporacji. Odpowiedź zawsze była krótka i stanowcza: NIE. 

Ola: Chciałabym teraz posłuchać o czymś optymistycznym. Ale... rozumiem, że remont skończył się w grudniu 2019 roku?

Aga: Dokładnie. I wszyscy wiemy, co było dalej.

Ola: Ledwo zaczęliście działać w nowym obiekcie, a w marcu 2020 pojawił się najsłynniejszy wirus na świecie…

Aga: Dokładnie. W tamtym momencie pracowaliśmy na pełnych obrotach, wszystko mieliśmy dobrze wypracowane, pewne kwestie i imprezy były już ustalone, a tu… nas zamknęli. Przez wcześniejsze lata, mimo okresowych trudności, działaliśmy dość prężnie. Organizowaliśmy slajdowiska, koncerty, spotkania z ciekawymi ludźmi, konferencje. Przyszedł covid i wszystko padło.

Ola: Ale z tego co widziałam, Wy i tak działaliście prężnie, tylko poszliście w nowym kierunku?

Aga: Dokładnie. Po początkowej załamce, zaczął się etap działania. Co by tu zrobić? My nie mogliśmy przecież nie działać. Mamy tu ludzi na utrzymaniu. To są nasi pracownicy, ale często też przyjaciele. Nie można kogoś tak po prostu zwolnić. Uratowały nas… rodziny. Powstały oferty Mountain School & Office, Leśna Odyseja i Poszła w Las Nauka, które byliśmy w stanie „wpisać” w covidowe ograniczenia i oficjalny reżim. Ludzie bardzo docenili możliwość rodzinnej pracy i nauki w górach, szczególnie w okresie, kiedy szkoły i przedszkola nie funkcjonowały. U nas mieli namiastkę normalności. 

Mountain School & Office w schronisku

fot. Julia Blatkiewicz

 

Rodzinny urlop z atrakcjami w Schronisku Przysłop

fot. Julia Blatkiewicz

 

Zima w schronisku pod Baranią Górą

fot. Julia Duda

Ola: A czy lato 2020 było w miarę udane? Pamiętam, że w wakacje mieliśmy wszędzie poczucie, że COVID nagle zniknął… Luz, brak maseczek, dystansu, pełne plaże, zatłoczone szlaki górskie…

Aga: Hmm, sezon był wtedy dość dobry, ale znów nie obyło się bez problemów. Zaczęły się remonty głównych dróg w Wiśle, dojazd do nas był (zresztą wciąż jest) utrudniony. Zaczęły się problemy z naszą ekipą schroniskową. Tak jak mówiłam, nasi pracownicy to w większości stała obsada, przyjaciele. Prawie wszyscy mieszkają w schronisku. Zależało nam, żeby nikogo nie zwalniać, żeby wszystkim płacić za ich pracę, ale to było bardzo trudne. Utrzymanie schroniska to olbrzymi koszt. Żeby schronisko generowało zyski, musi działać cały czas na pełnych obrotach, a o to w tamtym okresie było ciężko.

Ola: No właśnie, nasuwa się teraz takie pytanie – czy klient covidowy to ten sam klient co wcześniej?

Aga: Klienci zawsze są różni. Kiedy okazało się, że branża turystyczna stanęła, my mieliśmy już mnóstwo rezerwacji. Ludzie reagowali różnie – część zgadzała się na przełożenie pobytu, część chciała zwrotu gotówki, część zgadzała się na voucher do wykorzystania w przyszłości. Ale to znowu były dziesiątki rozmów, wiele sytuacji rozpatrywałam indywidualnie, było dużo zmiennych. Pochłaniało to mnóstwo czasu.

Problemy ciągnęły się też, kiedy turystyka ruszyła z limitami miejsc. Pokoje miały jakąś przepustowość, ale nagle okazało się, że my nie możemy ich zapełnić. Znów zaczęły się telefony – trzeba było dopytywać, czy ktoś nie rezygnuje, a jeśli nikt, to do tej rezygnacji zachęcać. Ciężko wymagać takich szybkich i konkretnych decyzji od osób, które miały już dokonane rezerwacje. Ale nie było wyjścia. To nie mogło być jakieś: pomyślę, oddzwonię. To były decyzje na już.

Do nieprzyjemnych sytuacji dochodziło też w zimie. Schroniska nie działały, chyba, że na wynos. U nas było podobnie. Ale potem przychodziła np. kobieta w ciąży, czy mama z małym dzieckiem. Chcieliśmy zachować się po ludzku, pozwalaliśmy na przykład skorzystać z toalety, ale wtedy inni klienci byli w stanie się awanturować – że to nie fair, że skoro wpuszczamy jednych, to dlaczego nie innych. Rozumieliśmy ludzi. Jesteśmy w górach i zwyczajowo powinniśmy służyć turystom w każdej sytuacji, ale z drugiej strony obowiązywały nas te same przepisy co hotele i restauracje. Oczekiwania ludzi mocno ścierały się z obostrzeniami. Nie dało się tego pogodzić. Bardzo się to na nas odbiło, a na sytuację nie mieliśmy w zasadzie wpływu. 

To jest coś, czego nie chcielibyśmy już przerabiać.

Ola: A w „normalnych czasach” zdarzają się roszczeniowi albo kłótliwi klienci?

Aga: Jasne. Zdarza się, że gość awanturuje się o kolor pokoju, bo na zdjęciach podobał mu się inny, albo, że ktoś zjadł cały posiłek, ale potem przychodzi narzekać, że był niesmaczny, My nie wchodzimy wtedy w dyskusję, od razu proponujemy zwrot gotówki i jakąś rekompensatę, ale są osoby, które mimo to marudzą i wykłócają się. Na szczęście tych jest mniejszość. A co do kolorów pokojów, teraz chronimy się już zapisami w regulaminie smile.

Ola: Opowiedz krótko, czym są Mountain School & Office, Leśna Odyseja i Poszła w Las Nauka?

Aga: Mountain School Office to rodzinny pobyt w schronisku, podczas którego rodzice mogli pracować zdalnie podczas gdy dzieci były pod opieką zatrudnionych pedagogów. Pod ich okiem wypełniały obowiązki szkolne (lekcje online) i odrabiały zadania domowe oraz miały zapewnioną masę zabawy na świeżym powietrzu z rówieśnikami. W tamtym okresie wszystkim tego brakowało. Po szkole i pracy rodziny miały czas dla siebie. Mieliśmy sporo chętnych na tę ofertę, ale też nie obyło się bez stresów.

Beskid Śląski - zdalna nauka w schronisku

fot. Julia Blatkiewicz

 

Wypoczynek w górach zimą

fot. Julia Blatkiewicz

 

Zabawa z dziećmi w śniegu

fot. Julia Blatkiewicz

 

Animacje dla dzieci w Schronisku Przysłop pod Baranią Górą

fot. Julia Blatkiewicz

Ola: Co na przykład się działo?

Aga: Na przykład rok wcześniej przekonywałam męża, że w schronisku nie potrzebujemy dodatkowego Internetu, bo przecież to miejsce wyciszenia, detoksu od mediów, hałasu i szumu informacyjnego. A  nagle okazało się, że dobry internet może być gwarancją naszego przetrwania. Przy schronisku mniej więcej w tamtym czasie postawiono antenę Tmobile i nasza przepustowość była teoretycznie wystarczająca do pracy dużej ilości osób (większej niż fizycznie przyjmowaliśmy), ale miała to udowodnić dopiero praktyka. Strasznie się bałam, żeby ktoś przez nas nie zawalił pracy, jakiejś konferencji czy ważnego wydarzenia… Ostatecznie pierwszy dzień office’u był dniem próby. Wszystko na szczęście zadziałało zgodnie z planem. 

Pamiętaj też, że ja w tym wszystkim byłam nie tylko szefem schroniska, ale i mamą. Moje dzieci też były w domu, ciągle u boku. Szczególnie Hania potrzebowała naszej uwagi, nie dawała się zbyć. Lekko nie było.

Ola: A Leśna Odyseja?

Aga: Leśna Odyseja to pobyty dla rodzin z dziećmi, które ruszyły w 2020 roku. Podczas takiego pobytu stawiamy na zabawę, edukację, ale też nieskrępowaną zabawę w terenie. Niektóre dzieci zaznały u nas takiej zabawy po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie bawiły się w błocie, nie moczyły nóg w strumyku. Część rodziców początkowo obserwowała swoje pociechy ze strachem i gryzła się w język, żeby ich ciągle nie upominać. Jednak widząc, że inne dzieci też się bawią, brudzą, moczą czy błocą, w końcu wrzucali na przysłowiowy luz. I dzieci i rodzice szybko się dostosowują do nowej lub innej niż zwykle sytuacji.

Leśna Odyseja w schronisku

fot. Julia Duda

 

Beskidy - prowadzenie schroniska

fot. Julia Duda

Rodzice podczas Odysei zresztą nie muszą być z dziećmi cały czas. My nawet wolimy, jeśli nie są smile. Dziecko w grupie, bez czujnego wzroku rodzica skupionego na nim, zachowuje się całkiem inaczej, pozwala sobie na więcej, eksperymentuje, nie boi się, podejmuje nowe wyzwania.

Leśna Odyseja - zabawa w grupie

fot. Julia Duda

 

Relaks na łonie natury w Beskidach

fot. Julia Duda

 

W górach z dziećmi

fot. Julia Duda

Dla rodziców w tym czasie organizujemy np. wyjście w góry, zajęcia z GOPRowcem, minikurs udzielania pierwszej pomocy albo integracyjne ognisko. Część rodziców odpoczywała, część decydowała się towarzyszyć dzieciom (szczególnie maluszkom), część znalazła znajomych i spędzali czas razem. Ludziom się podobało. Były dobre komentarze i opinie. My też lubimy te imprezy.

Rodzinnie w Beskidzie Śląskim

fot. Julia Duda

 

Wędrówka po górach

fot. Julia Duda

 

Spacer po górskim szlaku

fot. Julia Duda

 

Odpoczynek w schronisku pod Baranią Górą

fot. Julia Duda

Poszła w Las Nauka ma zresztą podobne założenia, tylko zabawa i nasza „działalność” jest skupiona wokół konkretnego tematu, np. zioła czy ptasie wędrówki i są to pobyty krótsze, ale też z mocniejszym naciskiem na edukację. Chcemy, żeby i dzieci i rodzice oprócz zabawy i nowych doświadczeń, zdobyli u nas porcję nowej wiedzy. Po opiniach zwrotnych wiemy, że to się udaje smile.

Poszła w Las Nauka - edukacja przyrodnicza

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Warsztaty w Przysłopie pod Baranią Górą

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Wyprawa w Beskidzie Śląskim z dziećmi

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Spędzanie czasu wśród natury w Beskidach

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Wczasy w górach

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

 

Nauka połączona z zabawą

fot. Aleksandra Horzela-Chrost

Ola: Przyznam szczerze, że czytałam o Leśnej Odysei na jednym z blogów podróżniczych i oprócz samej formuły, która bardzo mi się podobała, zachwycił mnie opis… jedzenia w Przysłopie. Blogerka Agnieszka Ptaszyńska się nad nim rozpływała. Jak to u Was jest? Podejmujecie się gotowania uwzględniając wszystkie diety? Tak się da?

Aga: To akurat długa historia smile. Od początku staraliśmy się być różnorodni. Zależało nam, żeby w naszej ofercie była na stałe kuchnia wegetariańska, ale początki były trudne. Zanim dograliśmy sensowne (czyli takie, które „schodzi”) menu, bywało, że sprzedawaliśmy w danym dniu 80 kotletów schabowych i 2 porcje makaronu ze szpinakiem. Potem przez kilka dni cała ekipa schroniskowa dojadała ten makaron, często i tak jedzenie się marnowało.

Kolejnym problemem było znalezienie kucharzy, którzy z przekonaniem będą przygotowywać dania odpowiednie dla alergików, wegetarian czy wegan. Tradycyjne górskie kucharki często traktują diety jak fanaberie. Nawet jak już był u nas odpowiedni kucharz i przeszkolił resztę ekipy, to nie wszyscy chcieli gotować dla wegetarian i alergików. Tak nie mogło być, ale trochę czasu minęło, zanim udało się nauczyć ekipę kuchenną, że musi działać razem, że kto wolny gotuje, nie ma wybierania dań, a gość wege czy vegan też powinien się u nas najeść i być zadowolony.

Dziś działa to już sprawnie. W menu jest zawsze coś bez mięsa. Jesteśmy też w stanie dostosować się do większości diet, choć czasem wymaga to innej kalkulacji cenowej. 

Ola: Powiesz nam coś więcej o swojej ekipie pracowniczej. Już wiemy, że relacje są u Was ważne. Zresztą też to odczuliśmy podczas pobytu u Was. Trochę jest jak w takiej komunie…

Aga: Coś w tym jest smile. Lubimy się, wspieramy, co nie zmienia faktu, że każdy ma tu swoje zadania i obowiązki. Nasza stała obsada to ok. 10 osób. Nie trafiają do nas ludzie z przypadku.

A jak trafiają, to szybko wychodzi to na jaw. Raz wydawało mi się, że znalazłam świetnego grafika do tworzenia naszych plakatów, a potem okazało się, że o co go nie poproszę „to się nie da”. Raz się może nie dać, ale cały czas? W końcu znaleźliśmy super grafika, który robi fantastyczną robotę, choć swoim portfolio początkowo mnie nie zachwycił. Szybko okazało się, że ma fach w ręku i fantastyczne pomysły! 

Ola: Czyli warto zachować otwarty umysł?

Aga: Dokładnie smile. Oprócz ludzi, którzy towarzyszą nam na stałe w schronisku, współpracujemy z kilkoma lokalnymi przewodnikami. Mamy też swoich sprawdzonych animatorów, głównie z firmy Animatu spod Krakowa, która specjalizuje się w dzikich zabawach w plenerze, animacjach „naturalnych”. Dzięki tej współpracy jesteśmy w stanie stworzyć oferty dla grup, zależnie od potrzeb.

Ola: Czy jest ktoś, kto tu jest w stanie Cię zastąpić? Rozumiem, że też czasem musicie rodzinnie wyjechać na wakacje, odpocząć, wyjść w góry, odwiedzić rodzinę…

Aga: Początkowo było z tym ciężko. Wszystkiego doglądałam sama. Byłam zmęczona i sfrustrowana, wiedziałam, że tak się nie da na stałe. Na dzień dzisiejszy jedyną osobą, której mogę „powierzyć” schronisko jest Asia. Asia pracuje na recepcji, schronisko zna jak własną kieszeń, to moja prawa ręka. Jest z nami też jej partner - Felek, który działa w innych obszarach niż Asia, ale pełni tak samo ważną funkcję. Oczywiście we dwójkę też nie daliby rady. Mamy jednak świetną obsadę – każda osoba, która z nami pracuje, jest w jakiś sposób niezastąpiona i niezawodna. Praca zespołowa to podstawa w naszym schronisku. Nawet jeśli są wyznaczone „główne” osoby do zarządzania podczas naszej nieobecności, ciężar pracy spoczywa na wszystkich. I naprawdę nasza ekipa robi fantastyczną robotę! Wiemy to my, widzą to też goście, bo często mamy takie informacje zwrotne.

Prawda jest jednak taka, że są decyzje, których nikt za mnie i Szymona nie podejmie. W Covidzie działaliśmy ciągle na zasadzie gaszenia pożarów, jak nie jeden problem, to drugi. Ciężko było się wyrwać ze schroniska.

Od jakiegoś czasu narastała w nas jednak potrzeba oddzielenia pracy od życia prywatnego. Ciężko to jednak zrobić, kiedy w schronisku się mieszka – w dodatku w dwóch maleńkich pokoikach z aneksem kuchennym. Budujemy więc dom, żeby mieć miejsce, którego nie będziemy na co dzień dzielić z innymi smile.

Ola: Mam nadzieję, że w końcu nadszedł taki moment, że będzie Wam tylko łatwiej, ale coś podejrzewam, że pewnie macie sporo planów na przyszłość?

Aga: Jasne. Zawsze są plany smile. Teraz przychodzi kolej na tzw. smaczki – chcemy żeby pojawiło się więcej roślinności czy stoły z blatami z żywicy. Chcemy zbudować kuchnie błotne dla dzieci, marzymy o naturalnym placu zabaw. Chcemy, żeby pojawiły się obok schroniska jurty i inne tego typu atrakcje. Te plany były już wcześniej, ale covid przesunął ich realizację. Priorytetem było przetrwać. 

Chcemy też wrócić do wydarzeń, które miały u nas miejsce przed Covidem. Było ich sporo. To imprezy dedykowane nie tylko rodzinom, ale też  sportowcom i indywidualnym turystom- festiwale podróżnicze, slajdowiska itp. Bardzo nam ich brakuje, a w covidzie nie było możliwości ich organizacji. To eventy, które muszą być planowane z dużym wyprzedzeniem, a przy nieprzewidywalności obostrzeń nie było pewności, czy po drodze coś się nie zmieni, nie odwoła, znów nie zamknie. 

Ola: Pozostaje mi życzyć siły i energii do realizacji wszystkich założeń!

Aga: Dokładnie smile. Dziękuję!

Przysłop pod Baranią Górą - prowadzenie schroniska

Po lewej Agnieszka (dzierżawca schroniska), po prawej Ola (prowadząca rozmowę).

 

Wszelkie informacje o tym, jak wygląda i działa oraz jakie imprezy organizuje Przysłop obecnie znajdziecie na ich stronie internetowej: https://przyslop.pl/. Zachęcamy, żeby na nią zerknąć, a  jeszcze bardziej - żeby poznać schronisko od środka, osobiście smile. To dobre miejsce na dłuższy pobyt i równie idealne na przerwę w wędrówce na Baranią Górę.

O pobytach rodzinnych z serii „Poszła w Las Nauka” przeczytacie tu: https://www.dzieciochatki.pl/ciekawe-miejsca-na-wyprawy-z-dziecmi/poszla-w-las-nauka-warsztaty-przyrodnicze-schronisko-przyslop

 

Wywiad z Agnieszką Schwenk-Sapetą przeprowadziła Aleksandra Horzela-Chrost

 

Chronione przez Copyscape


WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

Portal DziecioChatki.pl


Podziel się ze znajomymi
Miejsca przyjazne dzieciom
Wyszukiwarka noclegów przyjaznych dzieciom
Gdzie chcesz spędzić wakacje z dzieckiem?
Dodaj komentarz
Administratorem Państwa danych osobowych zebranych w trakcie korespondencji z wykorzystaniem formularza kontaktowego jest CREONET Hanna Wróbel z siedzibą w Ostrowie Wielkopolskim, przy ul. Wysockiej 1, 63-400, e-mail: dzieciochatki@op.pl. Dane osobowe mogą być przetwarzane w celach: realizacji czynności przed zawarciem umowy lub realizacji umowy, przedstawienia oferty handlowej, odpowiedzi na Państwa pytania – w zależności od treści Państwa wiadomości. Podstawą przetwarzania danych osobowych jest artykuł 6 ust. 1 lit. b Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych (RODO), tj. realizacja umowy lub podjęcie czynności przed zawarciem umowy, artykuł 6 ust. 1 lit. a RODO, tj. Państwa zgoda, artykuł 6 ust. 1 lit. f, tj. prawnie uzasadniony interes administratora – chęć odpowiedzi na Państwa pytania i wątpliwości. Dane osobowe będą przetwarzane przez okres niezbędny do realizacji celu przetwarzania, tj. do zawarcia umowy, przedstawienia oferty handlowej, udzielenia odpowiedzi na Państwa pytania lub wątpliwości i mogą być przechowywane do upływu okresu realizacji umowy i przedawnienia roszczeń z umowy. Osoba, której dane osobowe są przetwarzane ma prawo dostępu do danych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania oraz prawo do przenoszenia danych osobowych, z zastrzeżeniem, że prawo do przenoszenia danych osobowych dotyczy wyłącznie danych przetwarzanych w sposób wyłącznie zautomatyzowany. Osoba, której dane osobowe są przetwarzane na podstawie zgody, ma prawo do jej odwołania w każdym czasie, bez uszczerbku dla przetwarzania danych osobowych przed odwołaniem zgody. Osoba, której dane osobowe są przetwarzane ma prawo wniesienia skargi do właściwego organu nadzorczego. Podanie danych osobowych jest dobrowolne, jednak brak ich podania spowoduje niemożność realizacji umowy, podjęcia czynności przed zawarciem umowy, przedstawienia oferty handlowej, odpowiedzi na pytania lub wątpliwości.