Ojcowski Park Narodowy z dziećmi
Najmniejszy, ale bardzo urokliwy polski park narodowy,
czyli słoneczna wycieczka do Ojcowskiego Parku Narodowego.
Od tygodnia zapowiadano, że będzie to ostatnia tak słoneczna niedziela tej jesieni, więc zanim rozpoczął się weekend, wiedzieliśmy już, co będziemy robić właśnie w niedzielę. Nie ma co siedzieć w domu. Taki dzień trzeba wykorzystać, by trochę się poruszać, nacieszyć oczy pięknymi krajobrazami, a nawet siebie i dzieciaki zmęczyć. By wieczorem, kładąc się spać, usłyszeć: „Ale to był fajny dzień!”. Dla takich słów zawsze warto się ruszyć, nawet mimo przedłużającej się drogi i dzieciaków dopytujących: „Daleko jeszcze? Dlaczego tak wolno?” Hmm… chyba nie tylko my słuchamy informacji pogodowych .
Wizją tej pięknej, słonecznej pogody i… zmęczonych wieczorem dzieci, które zasną, zanim powiemy dobranoc, namówiliśmy ciocie i wujków wraz z dzieciakami na wspólną wyprawę. Dziewczynki również wtajemniczyliśmy w nasz plan (oczywiście pomijając taki szczegół, jak wieczorne zasypianie) i już wspólnie niecierpliwie odliczaliśmy dni, godziny do wycieczki. One cieszyły się, że będzie trochę wspinaczki, ciekawej historii, przeplatanej tajemniczymi legendami i towarzystwo w ich wieku. My natomiast cieszyliśmy się, że spędzimy ten dzień razem, bez obowiązków i... „a co mam robić?” .
Gdzie ruszyliśmy? Tym razem do Ojcowa, a dokładniej do Ojcowskiego Parku Narodowego, obejmującego dwie malownicze doliny - Dolinę Prądnika i Dolinę Sąspowską. Ten niewielki park rozciąga się na terenie Jury Krakowsko – Częstochowskiej w pobliżu Krakowa. Jura - jak wiemy - usiana jest wapiennymi ostańcami, przybierającymi często charakterystyczne i ciekawe formy, jak np. znana wszystkim Maczuga Herkulesa. Na terenie parku znajdują się także liczne jaskinie o wiele mówiących i znaczących nazwach, jak jaskinia Łokietka, Zbójecka czy Ciemna. Trzeba pamiętać, że ten niewielki park słynie i wyróżnia się na tle innych polskich parków bogatą florą i fauną, którą dumnie reprezentuje nietoperz.
W Ojcowskim Parku Narodowym znajdują się także interesujące i imponujące zabytki historyczne, takie jak zamki w Ojcowie czy Pieskowej Skale. I jak każde wyjątkowe miejsce w Polsce, tak i ten niewielki park wraz ze swoimi jurajskimi i… średniowiecznymi pamiątkami, kryje tajemniczą, a często i burzliwą historię, ściśle związaną z dziejami naszego kraju.
Ale co tu więcej pisać. Trzeba jechać i przekonać się na własne oczy, że Ojcowski Park Narodowy jest bardzo urokliwy i choć niewielki, to swoją różnorodnością, malowniczością i niezwykłością nie ustępuje innym parkom.
No to w drogę…
Jak przystało na profesjonalnych, samozwańczych kierowników wycieczki, jeszcze w samochodzie ustalamy dokładny plan, czego nie ułatwia nam nasz girls' band z tylnej kanapy samochodu, który już dopytuje o szczegóły i oczekuje odpowiedzi także na już . „Kto jedzie za nami, a kto przed nami?” - to pytanie wymagające natychmiastowej odpowiedzi, która budzi nieziemski entuzjazm i okrzyki radości. Póki ich głowy są na miejscu (co wydaje się wręcz niemożliwe, biorąc pod uwagę skręt ich szyi podczas śledzenie aut za nami, człowiek może się skupić na planie.
Ale… hmmm… nie ma co gdybać i planować, trzeba… improwizować, tzn. działać.
Na początek… musimy znaleźć miejsce parkingowe, co nie jest takie łatwe, ponieważ pół Polski zjechało się tego słonecznego dnia do Ojcowa. A my w dodatku mamy 3 samochody do zaparkowania. Trochę czasu upłynęło, ale udało nam się bezpiecznie zaparkować w bliskiej odległości od ruin zamku w Ojcowie, który jest punktem nr 1 naszego planu. W pobliżu ruin zamku znajduje się płatny parking, jednak na dość szerokim poboczu również jest możliwość zaparkowania; szczególnie kiedy ten pierwszy jest zajęty.
Zamek w Ojcowie
Zanim udamy się w kierunku kasy biletowej na Zamek, warto zajrzeć do Kaplicy „Na Wodzie” z 1901 r., której fundamenty spinają dwa brzegi Prądnika. Drewniana kapliczka przypomina wyglądem alpejskie budownictwo i - jak głosi legenda - wybudowano ją na przekór zakazom cara, który zakazywał budowy na ziemi ojcowskiej, sprytnie - na wodzie.
Dzieciaki prawie biegną przed nami, więc i my biegiem w kasie kupujemy bilety (dzieci do 2 lat nie płacą, karta Dużej Rodziny jest tutaj również honorowana) dla nas wszystkich i ruszamy oglądać i podziwiać średniowieczny zamek, a raczej to, co po nim pozostało. Zamek w Ojcowie został wybudowany na Górze Zamkowej na polecenie Kazimierza Wielkiego w II połowie XIV w., jako jedna z kilkunastu warowni obronnych, zwanych - ze względu na swoje niedostępne położenie - Orlimi Gniazdami. Ich głównym zadaniem było bronić ówczesnych granic średniowiecznej Polski. Patrząc na rozmiar oraz położenie zamku, myślę, że świetnie się w tej roli sprawdzał.
Przed bramą wjazdową, która teraz służy za wejście na dziedziniec zamku, robimy pamiątkowe zdjęcie dzieciakom, które już zaglądają w każdy kąt i skalną szczelinę. Przy budowie każdego zamku na szlaku Orlich Gniazd w naturalny sposób wykorzystano nie tylko ukształtowanie terenu, ale i wapienne skały, pomiędzy które te budowle wkomponowano. Dlatego możliwości wspinaczki i beztroskiej, ale kontrolowanej zabawy jest tutaj bez liku. Podnosimy nogi i wchodzimy na zamek…
Dzieciaki na początku biegają po rozległym terenie i nadziwić się nie mogą, że kiedyś tutaj spacerowały konie, rycerze dyskutowali o kolejnych bitwach i toczyło się życie. Cały czas pamiętamy, że jesteśmy na górze, więc w pobliżu barierek obowiązuje całkowity zakaz biegania.
Ogarniamy towarzystwo i siadamy na ławce na chwilę odpoczynku i mały posiłek - czekoladę. I kiedy tak już sobie usiedliśmy, to... dzieciaki otworzyły buźki, aby zadawać pytania. Jedno przez drugie . Każdy, dosłownie każdy najmniejszy fragment murów obronnych czy innej budowli rodził mnóstwo pytań. A do tego jedna odpowiedź rodziła kolejna pytania. Dobrze, że tym razem było nas więcej, bo każdy jakieś 3 grosze dorzucił i dzieciaki były usatysfakcjonowane naszą odpowiedzią
. Uff... chyba temat średniowiecza był naszym ulubionym w szkole, bo sporo odpowiedzi przyszło nam całkiem łatwo
.
Każdy zamek to inna ciekawa historia. Co robili rycerze, do czego służyła im studnia, po co im była baszta, czy tu były lochy, co tutaj robiono kiedyś… tych pytań było mnóstwo.
Dzieciaki rezolutnie łapały każdą naszą opowieść i odpowiedź... i mnożyły kolejne pytania. Powiem, że fajnie było tak podyskutować i posłuchać ich opowieści i spostrzeżeń, opartych na naszych odpowiedziach. Dzieci rozumieją wszystko po swojemu, często nie szukając „drugiego dna”, co jest bardzo cenne, a zarazem ciekawe, bo z jednej strony przyjmują rzeczy takie, jakie są, a z drugiej - dopowiadają ich własne historie. I kto wie, może to one mają rację? Każda taka rozmowa budzi naszą dumę i przekonanie, że mamy już coraz bardziej świadomych kompanów, pod których często dobieramy miejsce i temat wycieczki.
Sporo czasu spędziliśmy na zamku, snując coraz bujniejsze opowieści na jego temat. Legenda głosi, że nazwę zamku nadał sam król Kazimierz na pamiątkę walki swojego ojca Władysława Łokietka o tron krakowski. Łokietek właśnie w ojcowskich jaskiniach i lasach się ukrywał. Nieopodal zamku znajduje się nawet Jaskinia Łokietka, którą polecamy odwiedzić z dziećmi.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Na koniec zaglądamy jeszcze na basztę, w której mieści się makieta zamku i z okolic której roztacza się malownicza panorama na Dolinę Prądnika. Szczególnie jesienią widok ten budzi nasz niezmienny zachwyt swoimi barwami.
Na zielonym szlaku
Powoli zeszliśmy schodami i udaliśmy się w kierunku zielonego szlaku, który wybraliśmy na dzisiejszy spacer. Szlak zielony to bardzo malowniczy szlak, który wiedzie przez Dolinę Sąspowską, Złotą Górę, Park Zamkowy, Jaskinię Ciemną, Górę Okopy, Dolinę Prądnika i Bramę Krakowską. My dołączamy na szlak w Parku Zamkowym, gdzie dzieciaki robią kolejną przerwę - tym razem na zielonej trawce przed dawnym hotelem „Pod Kazimierzem”. Chwilę bawią się przyniesionymi na własnych plecach maskotkami, turlając je głównie po trawie między sobą. My korzystamy z okazji i także odpoczywamy, zbierając siły przed dalszą drogę.
Początkowo szlak wiedzie asfaltem, ale można trochę z niego zboczyć i podejść pod wzniesienie Jonaszówka, z którego można podziwiać wspaniały widok na Ojców i Dolinę Prądnika. Tym razem darowaliśmy sobie wspinaczkę ze względu na młodsze dzieciaki i ich nieodzowne „ja siam”. Aż tyle spokoju w sobie nie mamy Ale byliśmy już wcześniej z dziewczynkami i polecamy, bo warto trochę się wysilić i wejść na skałę.
Wracamy zatem na asfaltowy szlak, gdzie możemy zobaczyć stare, zniszczone już czasem wille i pojedyncze wapienne ostańce o osobliwych nazwach czy większe ich skupiska. Na początku szlak jest dość monotonny, dlatego dzieciaki co chwilę dopytują, kiedy będziemy się wspinać i… męczyć.
No i mamy, jak na zawołanie. Przed kasą do Jaskini Ciemnej, która tego dnia niestety jest nieczynna, tak jak i platforma widokowa, szlak skręca w lewo i pnie się dość stromo w górę. Łatwo nie jest, szczególnie dla nas. Dzieciaki natomiast nie mają najmniejszego problemu z podejściem. Wracają nawet po kilka razy do nas, by… zobaczyć jak nam idzie. Oj, śmiejcie się .
Najmłodsi kompani naszej wycieczki nie mieli jeszcze 2 latek, a z małą pomocą świetnie sobie radzili na szlaku i ani razu nie zamarudzili, nawet na baranich barkach tatusiów . Wspinaliśmy się powoli i cieszyliśmy oczy coraz bardziej imponującymi widokami na całą dolinę. Słoneczko nam przygrzewało i rzucało ciepłe promienie na cały okoliczny krajobraz. Było pięknie
.
Co niektórych dopadło lekkie zmęczenie, dlatego przy wejściu do jaskini zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie i na zadawanie pytań . Jeden z wujków, dobrze obeznany w temacie jaskiniowców, opowiedział dzieciakom o dawnych ludziach, którzy mieszkali w tutejszych jaskiniach. Tak przekonywająco opowiadał, że nawet my, „starsi”, słuchaliśmy będąc pod wrażeniem jego wiedzy. Albo my tak mało wiedzieliśmy na ten temat, albo… on się tak dobrze przygotował
. Załóżmy, że to drugie było prawdą
. Przez zamkniętą bramę mogliśmy podejrzeć kilku przedstawicieli jaskiniowców, których dzieciaki obserwowały jak zahipnotyzowane. Wujek przy okazji tak nam się rozkręcił, że trzeba go było hamować, by ruszyć dalej… i dać dzieciom dojść do głosu
.
Po drodze minęliśmy kilka punktów widokowych, z których mogliśmy zobaczyć dolinę w jesiennych barwach. Widok bajkowy! Dzieciaki - jak przystało na kozice górskie - mknęły do przodu, a my podążaliśmy za nimi, zatrzymując je co jakiś czas, by i one chłonęły malowniczy krajobraz.
Po chwili doszliśmy w okolice słynnej Rękawicy - skały w charakterystycznym kształcie, przypominającym dłoń. Skała jest bardzo malownicza i imponująca, więc warto poświęcić trochę energii i czasu, by się tutaj wdrapać. Z Rękawicą również związana jest ciekawa legenda, która mówi, że sam Bóg zasłonił ręką miejscowych ludzi, ukrywających się przed Tatarami w Jaskini Ciemnej. Coś w tym może być, dlaczego nie? Dzieciaki słuchały z zaciekawieniem legendy i przekonane kiwały głowami.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Nigdzie nam nie było spieszno, więc mieliśmy czas na ich własne opowieści i legendy. I to chyba całkiem interesujące, bo dołączyła do nas pani z córką, które szły również szlakiem zielonym, ale w przeciwnym kierunku. Wymieniliśmy się jeszcze spostrzeżeniami typu „ile jeszcze”, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej na szczyt Góry Koronnej.
Doszliśmy do kolejnego punktu widokowego, gdzie całą dolinę, z Bramą Krakowską na czele, mamy jak na dłoni. I tutaj aż prosi się o sesję zdjęciową. Napstrykaliśmy kilkanaście zdjęć, w różnych konfiguracjach, zapełniając nasze rodzinne albumy. Dzieciaki dobierały się parami, a nawet całą grupą stanęły do zdjęcia . Kolejny mały sukces.
Po przedłużającej się sesji, zdecydowaliśmy, że schodzimy już na dół i kontynuujemy spacer doliną. Zmęczenie oraz puste brzuchy i brzuszki upominały się już o swoje . Jeszcze zaliczyliśmy krótki przystanek przy stanowisku neandertalczyków i byliśmy na dole, z powrotem przy kasie.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Po krótkim postoju, kontynuowaliśmy nasz spacer do skalnej Bramy Krakowskiej, którą niegdyś przebiegał szlak handlowy z Krakowa na Śląsk. Dzieciaki, gdy tylko zobaczyły wielkie skały, pobiegły przed siebie. I tam miła pani przejęła od nas pałeczkę i opowiedziała im, po co wtyka się patyki pod skały. Tak grzecznie słuchały pani, że później razem z nią pół Ojcowa gałęzi wyzbierały i zabezpieczyły skały z każdej strony. Więc, jeśli ktoś się potknie albo nie będzie miał gdzie swój patyk włożyć, to… już przepraszamy . Pożegnaliśmy się z panią i udaliśmy się wolnym krokiem w drogę powrotną.
Zbieramy się w drogę powrotną
Dzieciaki nie za bardzo chciały współpracować, ponieważ chciały iść dalej. Jednak późna godzina, obietnica szybkiego, oczywiście wspólnego powrotu w te okolice i… pizza - zdziałały swoje.
Wracaliśmy w kierunku samochodów, tym razem dnem doliny, czyli już bez górskiej wspinaczki, za to z imponującymi widokami po każdej ze stron. Tym razem mogliśmy z dołu podziwiać miejsca, gdzie byliśmy.
Z plecaków wyjęliśmy bluzy, a dzieciaki nawet podzieliły się między sobą swoimi ubraniami. Więc kto nie miał czegoś cieplejszego, to... już miał . Dobrały się parami i tak szły, rozmawiając między sobą i wymieniają się wrażeniami z wycieczki. Szliśmy obok i co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia nad ich pamięcią i różnorodnością wrażeń.
Trzeba będzie to powtórzyć .
Najedzeni wracaliśmy do domu. Dziewczynki już w samochodzie wymogły na nas obietnicę, że na następną wycieczkę też pojedziemy wszyscy razem. Nas długo namawiać nie trzeba .
Wycieczka w grupie uczy dyscypliny, odpowiedzialności za drugą osobę, szacunku do jej możliwości i ćwiczy umiejętność słuchania innych. I tego, że każdy może mieć swoje zdanie, odczucia i wrażenia na dany temat. Czasem inny od naszego, co tym bardziej nas wzbogaca, bo może to inne spojrzenie zainspiruje i nas .
Ponadto towarzystwo rówieśników dostarcza wielu radosnych i zabawnych momentów . I kto, jak nie kuzyn czy kuzynka, koleżanka czy kolega dorówna im kroku? Szczególnie pod górę
.
A i z czystej rodzicielskiej ciekawości i wrażliwości, dobrze jest przyjrzeć się, jak nasze dziecko funkcjonuje w grupie, jak dba o innych, o dobrą atmosferę, jak broni własnego zdania i jak dzieli się swoimi przemyśleniami z innymi.
Nie była to ostatnia słoneczna niedziela tej jesieni, więc już myślimy nad kolejną wspólną wycieczką. Może znów okolice Ojcowa? Mamy z nich bardzo miłe, rodzinne wspomnienia i masę zdjęć, które umilają nam te chłodniejsze wieczory i rozbudzają apetyt na więcej. A może inne malownicze miejsce, których w Polsce mamy pod dostatkiem?
Autorka tekstu i zdjęć: Magdalena Dyszy
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl