Jurę kochamy bardzo i my, i nasze córki. I chyba z wzajemnością, bo ile razy jesteśmy, tyle razy pogoda dopisuje, a samo miejsce co i rusz odsłania przed nami swoje kolejne oblicza. Tegoroczny wypad, siłą rzeczy krótki i ograniczony tylko do jednego noclegu, nie mógł zatem obejmować wszystkich największych atrakcji Jury (które i tak w dużej mierze dziewczyny mają w małym palcu), ale i tak spodobał im się niezwykle.
Zaczęło się jak zwykle od Podzamcza i zamku Ogrodzieniec. To jest dla moich córek od kilku lat miejsce magiczne. Nie dość, że w ich ukochanej restauracji jest ogródek i podają najlepsze pierogi z jagodami ever (Stodoła), to mają piękny zamek, gdzie często trafiają na historyczne imprezy, a u stóp zamku mają trzy parki tematyczne: zabaw, nauki i miniatur, dodatkowo zjeżdżalnię rynnową i park linowy - doprawdy, gdyby moje córki same planowały podróże, to na to jedno Podzamcze trzeba by ze dwa dni zarezerwować (bo jeszcze koniecznie trzeba by wtedy wejść na gród na Górze Birów).
Tym razem jednak na zabawy musiało im wystarczyć (i wystarczyło) jedno popołudnie, bo w planach miały jeszcze zamek (albo dwa) i pustynię.
Pustynia Błędowska, o której usłyszały od rodziców, to był w ogóle gwóźdź programu. Bo jak to?! Pustynia?! W Polsce?!
Była, a jakże. Idealnie nam się zgrała z pogodą, bo przy niemal 30 stopniach można się było poczuć niemal jak na Saharze. Były też niejako przy okazji, zamki w Siewierzu i Rabsztynie, ale to już temat na oddzielną historię :)
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.