Niemcza i okolice - polska Toskania
Polska Toskania czyli pejzaże jak malowane
Polska może się poszczycić kilkoma Toskaniami - zetknęłam się z takim porównaniem chociażby w odniesieniu do Ponidzia. Również Dolny Śląsk (w okolicach miejscowości Niemcza) ma to szczęście, że bardzo blisko mu do Italii i krainy winem oraz pięknymi rozległymi widokami płynącej. I wcale nie chodzi o odległość geograficzną. Ową bliskość i „toskańskie widoki” po pobycie w Niemczy zdecydowanie potwierdzamy!
Wzgórza Niemczańsko - Strzelińskie (bo o nich mowa) obserwowaliśmy wylegując się na jednej z udostępnionych ku temu przestrzeni w arboretum (o nim za chwilę), przywołując toskańskie wspomnienia i opierając się konieczności wstania i powędrowania dalej. A wino... cóż, przyznam, a co tam... Jego smak mogę również, jako od dawna pełnoletnia, potwierdzić - degustacja trunku z Winnicy Niemczańskiej nie zawiodła...
Smakoszem może nie jestem, ale wino wydało mi się godne pochwały. A toskańskie zabytkowe miasteczka? Te też tu są! To, o którym za chwilę na swój czas, jeśli chodzi o renowację, jeszcze czeka... Widzieliśmy rozkopy na rynku i w okolicach zabytkowej bramy - kto wie, może to nie tylko awaria, ale też jakieś prace podnoszące świetność tego historycznego miejsca...
Kwitnące Wojsławice
Po co do Niemczy?
Bo po pierwsze nigdy tu nie byliśmy. Po drugie - stąd najbliżej do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego, na który od dawna mieliśmy chrapkę (niecałe 2 kilometry od rynku).
Samo miasteczko - senne, sprawiające wrażenie, że życie toczy się tu niespiesznie, z nielicznie przemieszczającymi się po ulicach ludźmi. Z bogatą historią, ale i biedą wyłaniającą się spod odpadających tynków... Niemczę można obejść pewnie w godzinę - ryneczek, kościół, ratusz, kamienice, fragmenty murów obronnych, starych bram, zamek na wzgórzu (którego się nie zwiedza - my widzieliśmy go tylko z dołu, znad zbiornika wodnego zwanego Stawem Zamkowym). Mieliśmy nawet pomysł, by w dniu, który przeznaczyliśmy na Niemczę - na dwóch kółkach spenetrować nieco okolice, poszerzając swe turystyczne horyzonty.
Niestety, dojechaliśmy jedynie do Doliny Tatarskiej, jednak opisywanej ścieżki przyrodniczej nie odwiedziliśmy - niebo zasnuło się na dobre i to, co nam zostało to przeczekać pod wiatą najgorszy czas intensywnych opadów, by z jako tako suchymi głowami dotrzeć z powrotem do Niemczy. Zupełnie nie byliśmy psychicznie przygotowani na ten deszcz - cóż, prognozy są jedynie prognozami i czasem się mylą, podobnie jak tym razem...
Nie zobaczyliśmy zatem planowanego Zamku w Goli Dzierżoniowskiej ani Pałacu Kietlin. Nie dotarliśmy też do Kopalni niklu, chryzoprazu i opalu w Szklarach, choć bardzo wielką mieliśmy nań ochotę (jeszcze przed deszczem). Uznałam, że jazda rowerami ruchliwą i wąską jezdnią bez pobocza - drogą prowadzącą z Wrocławia do Ząbkowic i dalej - to wyprawa zbyt ryzykowna (auta nie mieliśmy a busy się tam nie zatrzymują). Aby dopełnić zbiór tego, czego nie widzieliśmy - musimy zrobić tu miejsce dla Piernikarni Śląskiej w Niemczy - to miejsce kultywujące piernikarską tradycję tych rejonów, na odwiedzenie którego liczyliśmy. Niestety, tradycja przegrała z codziennością, tą popandemiczną. Pytając o warsztaty - dowiedzieliśmy się, że turystów od czasu pandemii jest coraz mniej i musielibyśmy pokryć koszty całej grupy, co oczywiście byłoby karkołomnym wydatkiem. Wiadomość tę przyjęliśmy ze smutkiem - jedynie billboard, na który trafiliśmy w Niemczy przypominał o czasach świetności Piernikarni - żywego muzeum...
Wyczerpałam już pulę tego, czego się nie udało zwiedzić, z przyjemnością przejdę do „turystycznych zwycięstw” czyli miejsc, do których zdołaliśmy dotrzeć.
Zielone Wojsławice
Owocowy bonus czyli wszyscy na drabiny! Wojsławice.
Taka gratka zdarzyła nam się zupełnie niespodziewanie. O Arboretum Wojsławice słyszeliśmy już co prawda od dawna (jednak nie było jakoś po drodze w trakcie naszych sudeckich wojaży).
Ale o tym, że jest to czereśniowe zagłębie - nie mieliśmy zupełnie pojęcia. I właśnie w czasie, gdy czereśnie brzemienne słodkimi owocami zachęcały do ich zerwania - do arboretum zawitaliśmy. Opowieść o obżarstwie (jednak trudno zachować wstrzemięźliwość, gdy widzi się gałęzie uginające się pod naporem ulubionych słodkich kulek z pestkami...) zostawimy na później...
Pachnące Wojsławice
Najpierw karmiliśmy wszak zmysły - smaku i wzroku pięknem otoczenia. Ponad 60 hektarów terenu porośniętego drzewami, krzewami, kwiatami... Tu mini skansen - Lamus ogrodnika, tam altana, ławeczka czy malowniczy staw... Choć wielość hektarów nie napawała moich dzieci optymizmem, jednak szybko przekonały się, że dobrze, że nigdzie się nie spieszyliśmy.
Kilka ładnych godzin i to wcale nie męczarni - tyle czasu spędziliśmy w arboretum. Bonusem była piękna słoneczna pogoda (nie za gorąco, bo to pewnie też by nas zmęczyło). Na czym spędziliśmy ten czas?! Na wąchaniu kwiatów, na leżeniu na trawie na jednym ze wzgórz (czasem trzeba nieco podejść pod górę), na poszukiwaniu prawdy o sobie i bliźnich w celtyckim horoskopie botanicznym, na niewielkim, ale zawsze, placu zabaw...
Czereśniowy raj, Wojsławice
A wracając do czereśni. Można jeść „ile wlezie” czyli na ile pozwoli rozsądek. Historyczne odmiany próbować można prosto z gałęzi, czasem przydaje się drabina (są do dyspozycji), jeśli pysznymi kulkami oblepione są wyższe partie drzew.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Już wiecie po co do Niemczy?
A chcecie dowiedzieć się po co do Dzierżoniowa?
Radiowym szlakiem, Dzierżoniów
Do Dzierżoniowa - po radia!
Minęło już 20 lat od ogłoszenia przez Zakłady Diora upadłości. Tu, w Dzierżoniowie, powstał pierwszy polski radioodbiornik wyprodukowany po wojnie - Pionier, pojawiały się kolejne, chociażby Aga, Podhale, Polonez i wiele innych. Obce dla kolejnego pokolenia - współczesnych dzieci, bliskie dla ich rodziców, dziadków, pradziadków.
Grający Polonez, Dzierżoniów
Trakt Diora, którym udaliśmy się w poszukiwaniu kolejnych odbiorników, podobnie jak krasnali we Wrocławiu czy królików w Gnieźnie to też możliwość spaceru po miasteczku. Gdyby ktoś zapragnął zwiedzenia z innej perspektywy - czeka nań wieża ratuszowa, z której można podziwiać od strony chmur dzierżoniowskie budynki i ich okolice.
Dzierżoniów z lotu ptaka
Uwaga - zupełnie bezpłatnie! Choć byliśmy krótko - podobało nam się!
Wież nigdy dość! Ząbkowice Śląskie
Tym bardziej, że ta ząbkowicka nie dość, że krzywa to jeszcze najbardziej odstająca od pionu (jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie wieże w Polsce).
Siostra wieży z Pizy, Ząbkowice Śląskie
Nie musi mieć kompleksów nawet w zestawieniu ze słynną koleżanką z Pizy. Trudno uwierzyć, ale odchylenie od pionu wynosi 2 metry 14 centymetrów. Nic dziwnego, że wejścia na tę średniowieczną budowlę postanowiliśmy nie odpuszczać.
Ząbkowice z wieży
Zakupiliśmy łączony bilet na najważniejsze ząbkowickie atrakcje - rzeczona wieża zainteresowała nas tym bardziej, że trafił nam się wyjątkowo zaangażowany przewodnik.
Ząbkowickie ruiny
Pozostałe atrakcje to ruiny zamku (niczego sobie budowla - okazała i zupełnie dobrze zachowana) - udostępnione do zwiedzania całkiem niedawno (po pracach renowacyjnych) i muzeum - izba pamięci z... Frankensteinem u boku.
To może wydawać się nieco niezrozumiałe (przynajmniej nam się wydawało): co Frankenstein ma wspólnego z tym miasteczkiem. Ano po pierwsze tak (Frankenstein) Ząbkowice nazywały się przed wojną. Po wtóre - w średniowieczu ponoć odbywały się tu krwawe procedery , wykorzystujące paktowanie z diabłem, konsekwencją których stał się słynny proces tutejszych grabarzy oskarżonych o szerzenie epidemii dżumy.
Mary Shelley w Ząbkowicach
Przypuszcza się, że dowiedziała się o tym Mary Shelley - autorka powieści o słynnym, mrocznym doktorze Victorze... Frankensteinie właśnie.
W każdym razie w Dworze Kauffunga (Izba Pamiątek Regionalnych) urządzone jest w podziemiach laboratorium Frankensteina, które początkowo może powodować niepokój, wzmagać gęsią skórkę, jeżyć włosy na głowie, zanim człowiek się przekona, że to wszystko całkiem zgrabnie przygotowane atrapy...
Proces grabarzy ząbkowickich, Izba Pamiątek Regionalnych
Nad laboratorium zwiedzający przechodząc od sali do sali poznają mroczną historię grabarzy, opowieść spod pióra Mary Shelley...
Nie zdążyliśmy zajrzeć do kilku kościołów, przyjrzeć się starym kamienicom, za to lodów nie odpuściliśmy. W lodziarni poleconej przez przewodnika.
I love Ząbkowice Śląskie
Z wieżami postanowiliśmy skończyć. Z podziemiami zdecydowanie nie, wybierając tym razem „nieco” głębsze podziemne pokłady...
Pod ziemią. Nowa Ruda
Kopalnia w Nowej Rudzie to atrakcja wielokrotnie opisywana przez różnych bywalców miejsc przyjaznych dzieciom. My też w niejednej kopalni byliśmy, jednak uzmysłowiliśmy sobie, że w węgla - nigdy! Nie wiem czy kwestia przyjemności zwiedzania związana była z umiejętnościami przewodnika, który na profesji gwarków znał się naprawdę dobrze a na dodatek robił to z lekkością, żartobliwie i ciekawie.
Górnicze życie
Podziemna trasa, naziemne muzeum, krótka podróż wagonikiem, niespodzianki po drodze, których nie zdradzę, bo przestaną być niespodziankami - naprawdę polecamy! Turystyczna Kopalnia Węgla w Nowej Rudzie to miejsce, gdzie warto zajrzeć.
Noworudzki ratusz
Nowa Ruda to też malownicza okolica (na żadne wzgórze, widokową wieżę nie udało nam się jednak wspiąć), przepiękny ratusz na rynku, Domy Tkaczy (stare budynki z podcieniami nad brzegiem Włodzicy), kościoły (niestety, widzieliśmy tylko z zewnątrz) i... Biała Lokomotywa.
W gościnie u tkaczy - Domy Tkaczy, Nowa Ruda
Obecnością w tej ostatniej możemy się pochwalić. I również zachęcić, bowiem miejsce to niezwykłe. Wychwalane, nazwane kultowym - faktycznie przychylne wysublimowanym smakom i nafaszerowane gościnnością i klimatycznym wystrojem.
Kelnerzy doradzają, proponują opierając się na opowieściach klientów dotyczących preferencji, ulubionych smaków, przyzwyczajeń. Nie ma kart! Co prawda niepokój może budzić nieznajomość cen, ale spokojnie - nie wyższe niż zazwyczaj w tego typu kawiarniano - cukierniczych obiektach. My trafiliśmy na osobliwego gościa - psa właściciela, który bardzo dobrze czuł się przy naszym stoliku.
Biała Lokomotywa, Nowa Ruda
Niemcza, Wojsławice, Ząbkowice Śląskie, Nowa Ruda, Dzierżoniów - może niektóre z nich nie należą do najbardziej popularnych, jeśli chodzi o zwiedzanie, miejsc na mapie turystycznej Polski, ale nam się podobało. Historycznie, przyrodniczo, architektonicznie, sentymentalnie, smacznie - te określenia pasują do odwiedzonych przez nas miejsc.
Dzięki pobytowi tam poznaliśmy nie tylko smak czereśni, ząbkowickich lodów, ale i historię Frankensteina, przemysłu radiowego i górniczego a także znaleźliśmy się bez przemierzania wielu kilometrów - w Toskanii .
Autorka tekstu i zdjęć: Anna Kossowska - Lubowicka
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl