3 dni z dziećmi w Beskidzie Śląskim

Bez smartfonów, tabletów, z planszówkami w plecakach
czyli trzy klasowo – rodzinne dni w Beskidzie Śląskim


Przyznam, że wydawało mi się, iż to może nie okazać się wcale realne. Wiadomo, zawsze na początku pojawia się entuzjazm, a potem jak zwykle...

Jednak, gdy wiosną temat zaczął rozkwitać – pierwsze „jaskółki” wpisały się na listę. Wśród nich my, bo jako jedni z inicjatorów – chcieliśmy dać dobry przykład. Nazwisko do nazwiska - lista może początkowo nie pękała w szwach, ale tuż przed wakacjami zarezerwowaliśmy calutkie schronisko, aby wczesną jesienią kupić kolejowe bilety, wdziać wygodne buty i wyruszyć.

Mając do dyspozycji trzy dni (wychowawczyni na szczęście przychylnie spojrzała na nasze „legalne wagary”), rozemocjonowanie i zapał godny prawdziwie zaangażowanej turystycznej ekipy. Takie przedłużone wakacje, wyglądające trochę jak konkurencja dla „zielonej szkoły”...

Beskid Śląski - widoki

Beskidzkie uroki


Grupa zapaleńców (można ich nazwać też śmiałkami), którzy bez smartfonów, tabletów (to wielka odwaga w dzisiejszych czasach), z planszówkami w plecakach, ku irytacji obcych podróżujących pociągiem (fakt, cicho w wagonie nie było), pędzili po torach do Wisły.

Nikt nie zaspał (choć pora budzenia wydawała się barbarzyńska – 4 nad ranem!). Niektórzy co prawda zapomnieli o legitymacji, ale konduktorzy wykazali się całkiem przychylnym podejściem do sprawy. Ktoś miał kanapki, ktoś otworzył termos z herbatą, inny dzielił się mleczną czekoladą, orzeszkami... Jak na wycieczce klasowej z czasów PRL, tylko wtedy z czekoladą było kiepsko, a pistacje uchodziły za prawdziwy rarytas.

Trzydzieści jeden osób otwartych na górskie wymagania (choć niektórzy nie wiedzieli do końca, na co się otwierają...). Może nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że na wyjazd zmobilizowały się całe rodziny – dzieciaki, które razem chodzą do jednej klasy i chyba całkiem się lubią, ich rodzice, rodzeństwo, nawet ciocie i wujkowie niektórych... To już robi wrażenie, prawda?!

Stąd ma duma, z którą się obnoszę... Trzydzieści jeden osób – osiemnaścioro dzieci i trzynaścioro dorosłych! Chcieliśmy pokazać naszym latoroślom, jak można inaczej spędzać czas...

Z dzieckiem w Beskidzie Śląskim

Trochę zimno, ale u celu!

Turkot pociągu ucichł. Wisła! Wiedzieliśmy, że nie możemy zaczynać od szarżowania, aby nie zniechęcić młodych adeptów schroniskowego szaleństwa. Tym bardziej, że z plecakami i całym turystyczno – podróżniczym dobytkiem na nie najmłodszych przecież (lub jeszcze niedoświadczonych) kręgosłupach. Raz kozie śmierć – może początek nie wyglądał na najlepszy (choć z perspektywy czasu okazał się wyśmienity), ale się przyznam...

Zamówiliśmy taksówki – w podziale na ilość osób w vanach cenowo wyszło zupełnie przyzwoicie. Auta zataszczyły nas z dworca PKP Wisła pod samo schronisko.

Schronisko Soszów - stare, przytulne, niewielkie, takie z duszą, unoszącymi się aniołami z płyty „Starego Dobrego Małżeństwa” i nawet kaflowym piecem! Całe schronisko dla nas!

Aby zrehabilitować się po taksówkowej wygodzie – po pysznych naleśnikach wyruszyliśmy w stronę szczytu o geometrycznej nazwie Stożek. Dość powiedzieć, że pomysł z taksówkami pomógł nam w zaoszczędzeniu czasu i sił, a także zapewnił nocowanie w schronisku, a nie pod drzewem gdzieś na trasie. Bo z powrotem byliśmy tuż przed zmrokiem. Choć trasę: Soszów - Stożek oceniono na 1,5 godziny w jedną stronę – nam zeszło zdecydowanie dłużej.

A to jednak któryś małolat marudził i wznosił filozoficzne zapytania do swoich rodziców typu: „po co się chodzi po górach?”, jakby nie spodziewając się zupełnie, że w górach (przynajmniej przez pół drogi) idzie się… pod górę. A to czekolada na gorąco w schronisku na Stożku pachniała zachęcająco i trzeba jej było poświęcić wystarczającą (czyli za dużą, mając w planach powrót) ilość czasu. A to cała grupka młodocianych piechurów wraz z mamami zgubiła po drodze szlak...

Ognisko po powrocie ukoiło, ogrzało i dało odpowiedź na nurtujące pytania. Kiełbasa, gorąca herbata parząca dłonie (jak to „w schronisku po sezonie”, chociaż nie we wtorek, jak chciała piosenka z repertuaru „Wołosatek”), przypieczony smakowicie chleb... Rozgwieżdżone niebo, pierwsze wrażenia. Tylko gitary brak. Cóż, musimy wytypować kogoś, aby przez rok, do następnego razu się nauczył. Tymczasem dobranoc...

Dzień drugi przywitał nas piękną pogodą i przejrzystymi beskidzkimi widokami, jak na dłoni. Wspólne śniadanie. W grupie zawsze inaczej smakuje! Gotowi? Ruszyliśmy w dół, około pół godzinki i już byliśmy pod dolną stacją krzesełkowego wyciągu (znaleźli się chętni, aby nie rzec oporni, na szczęście nieliczni, którzy nie zaufali własnym nogom i skorzystali z dobrodziejstw linowej kolejki...). Tam znów dosiedliśmy taksówek. Może trochę ze wstydem, ale na usprawiedliwienie dodam, że program maksimum nie pozwoliłby na przemierzanie wszystkiego na własnych nogach...

Odwiedzamy Ustroń w Beskidzie Śląskim

Leśna orkiestra

A tak – vany zawiozły nas prosto pod Leśny Park Niespodzianek w Ustroniu – takie leśne mini-ZOO. Zaopatrzeni w karmę dla zwierząt – pognaliśmy prosto do sokołów, bielików i orłów – akurat rozpoczynał się pokaz. Nie karmiliśmy występującego na podniebnej scenie ptactwa, jedynie podziwiając ekwilibrystykę powietrzną skrzydlatych drapieżników. A karmę zostawiając dla rogacizny.

Z dziećmi w Leśnym Parku Niespodzianek

Może zechcą coś przekąsić?


Nawet co nieco udało się „wetknąć” wcale chyba nie tak bardzo głodnym zwierzakom... A sowy i puchacze występujące na kolejnym pokazie z przyjemnością pochłaniały, łapiąc w locie to, co ich opiekun specjalnie dla nich przygotował. Trochę strach pomyśleć, co to było...

Ptaki drapieżne - Leśny Park Niespodzianek

Czy oni czekają na jakiś pokaz?

 

♦  ♦  ♦  ♦  ♦

Czytasz artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom

NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: 
>>KLIKNIJ TU<<

♦  ♦  ♦  ♦  ♦


Prowadzący z lekkością, swadą i dowcipem opowiadał o swoich podopiecznych, prezentował ich wdzięki, obalał sowie stereotypy. Dowiedzieliśmy się na przykład, czy sowy są mądre, a ci, którzy nie wiedzieli - co to są szlary...

Karmienie zwierzątek w Leśnym Parku Niespodzianek

Jedz, smacznego...


Podporządkowując się założeniom dzisiejszego programu (czyli całkiem szybkiemu tempu), po krótkiej wizycie u pozostałych mieszkańców parku (a chciało się, by odwiedziny były zdecydowanie dłuższe), znów wsiedliśmy do zamówionych pojazdów. Dzieci trochę obrażone, że za krótko baraszkowały na placu zabaw z alpakami u boku. Tyle jeszcze jednak przed nami, a dni tylko trzy...

Dzieci karmią zwierzątka

Nie bój się...


Wreszcie atrakcja, na którą większość młodszych turystów (zwłaszcza tych, którzy zeszli na piechotę spod schroniska) bardzo czekała. Czwórkami zasiedliśmy na ławach, a wyciąg wwiózł nas na górę – na ulubioną przez tłumy Czantorię. Ech, poleżałoby się gapiąc na góry i Ustroń w dole! A tu tor saneczkowy uniemożliwił plany – duzi, mali, dosłownie wszyscy - spuszczaliśmy się w metalowej rynnie, zamiast leniuchować z twarzami zwróconymi ku słońcu! Wiuuu!

Na Czantorii w Beskidzie Śląskim

No i wjechaliśmy na górę

 

♦  ♦  ♦  ♦  ♦

Poszukujecie dobrych, sprawdzonych noclegów w okolicy? Znajdziecie je tutaj: >>Noclegi dla Rodzin w Beskidzie Śląskim<<

♦  ♦  ♦  ♦  ♦


Trzeba iść dalej. Do domu (czyli schroniska) daleko. Na Wielką Czantorię z Czantorii wyciągu już, ku zgryzocie co mniej wytrwałych, nie było. Pewnie trochę ponad pół godziny, ale zdecydowanie pod górę i oto znaleźliśmy się pod wieżą widokową. Nikt nie podjął decyzji, by wejść na górę – może widokami już byliśmy nasyceni, a może też dlatego, że przysłowiowe kiszki wygrywały marsza, a zjeść postanowiliśmy u sąsiadów Czechów, co kosztowało nas jeszcze kilka minut drogi. Na pewno więcej niż pięć, choć tyle obiecywał drogowskaz... A może tylko głód tak wpłynął na naszą ocenę odległości?!

W Beskidach po czeskiej stronie

Czeskie harce z pełnymi brzuchami


Knedliczki, smażone sery i inne specjały poprawiły humory tych, którzy ponownie, pod wieżą na Wielkiej Czantorii zadawali (tym razem podniesionym, zdecydowanie zirytowanym głosem) swym rodzicom pytania „po co się chodzi po górach?” Chyba odpowiedzieli sobie jednak sami, bo na rozleglej czeskiej polanie, po posiłku, wyglądali na całkiem zadowolonych. Huśtawki, badminton, piłka i inne harce... Leżaczki dla dorosłych. Dobrze, że się ocknęliśmy, iż trzeba wracać. Kolejne ponad półtorej godziny uczciwej wędrówki przed nami. Hmm, co prawda w ostatniej chwili, ale przed zmrokiem zdążyliśmy.

Tym razem w schronisku przywitało nas trochę nieznajomych turystów. Pewnie byli zdziwieni, że ani jednego łóżka nie pozostawiliśmy wolnego... Na szczęście karimaty i śpiwory pozwoliły im na zasiedlenie podłóg w korytarzu. A nasze dzieci zobaczyły, że i tak można, jeśli się kocha góry. Po kilku partyjkach, z wykorzystaniem przywiezionych planszówek, można było położyć się spać, choć niektórzy chętnie doczekaliby do czwartej nad ranem. Na szczęście (dla niektórych młodocianych podróżników) zepsuł się bojler i co bardziej litościwi rodzice nie gonili dzieci do mycia w lodowatej wodzie...

„Czy naprawdę musimy jutro wyjeżdżać?” Takie pytania padały stąd i zowąd... Chyba znudziły się już: „po co chodzi się po górach?”

Nad Wisłą

Czy to Wisła, taka wąska...?


Dzień trzeci. Tak, musimy. Niektórzy nie wierzyli, że to już. Cóż, po wspólnej fotce – zwinęliśmy się i piechotą w dół. Na otarcie łez jeszcze aquapark w Hotelu Gołębiewski w Wiśle, który okazał się strzałem w dziesiątkę! Zwłaszcza oglądanie z platformy do tego celu przeznaczonej odważnych tatusiów, którzy z impetem wpadali do wody z widowiskowej ruropodobnej atrakcji, cebulą zwanej. Dla jednych jacuzzi, dla innych basen z falami lub gejzerami – w każdym razie nie było nikogo, kto żałowałby pieniędzy, choć niemałych, które trzeba było wydać na wejście do wodnych atrakcji. Krótki spacer, przejście przez mostek i pizza na dworcu. Dostawca zdążył! Już czasu nie było na nic innego... „Wsiąść do pociągu” - to ostatni element naszej soszowskiej przygody. Pierwszej wspólnej. I od razu tak bardzo udanej.

Może nie uwierzycie, ale w pociągu oprócz kolejnych rozgrywek w „Wirusa” czy „Uno” zaplanowaliśmy następny wyjazd. To nie słomiany zapał, o nie! Już rozpuściliśmy wici i będziemy wkrótce rezerwować majówkę, tym razem nie w schronisku, a jakiejś agroturystyce... Hurra!

A potem przed nami kolejne zakamarki naszej ojczyzny. Niech tylko odchudzone portfele znów staną się grubsze. Wyruszymy oczywiście bez smartfonów, tabletów, z planszówkami w plecakach... Może w trzydzieści jeden osób a może dołączy ktoś więcej?!

Na zdjęciach tylko moi. Ale naprawdę była nas cała, trzydziestojednoosobowa gromada :)


Anna Kossowska-Lubowicka

autorka zdjęć i tekstu przysłanego na konkurs
"Polska z Dziećmi 2019"
 



Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom

POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: 
>>KLIKNIJ TU<<



Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:

WAKACJE Z DZIEĆMI

 
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI

 NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM

Jeśli podoba Ci się nasz artykuł lub masz do niego uwagi, zostaw komentarz poniżej.

Chronione przez Copyscape

WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

Portal DziecioChatki.pl


Podziel się ze znajomymi
Wyszukiwarka noclegów przyjaznych dzieciom
Gdzie chcesz spędzić wakacje z dzieckiem?
Sprawdziliśmy dla Was
Ostatnio dodane miejsca przyjazne dzieciom
Dodaj komentarz
Administratorem Państwa danych osobowych zebranych w trakcie korespondencji z wykorzystaniem formularza kontaktowego jest CREONET Hanna Wróbel z siedzibą w Ostrowie Wielkopolskim, przy ul. Wysockiej 1, 63-400, e-mail: dzieciochatki@op.pl. Dane osobowe mogą być przetwarzane w celach: realizacji czynności przed zawarciem umowy lub realizacji umowy, przedstawienia oferty handlowej, odpowiedzi na Państwa pytania – w zależności od treści Państwa wiadomości. Podstawą przetwarzania danych osobowych jest artykuł 6 ust. 1 lit. b Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych (RODO), tj. realizacja umowy lub podjęcie czynności przed zawarciem umowy, artykuł 6 ust. 1 lit. a RODO, tj. Państwa zgoda, artykuł 6 ust. 1 lit. f, tj. prawnie uzasadniony interes administratora – chęć odpowiedzi na Państwa pytania i wątpliwości. Dane osobowe będą przetwarzane przez okres niezbędny do realizacji celu przetwarzania, tj. do zawarcia umowy, przedstawienia oferty handlowej, udzielenia odpowiedzi na Państwa pytania lub wątpliwości i mogą być przechowywane do upływu okresu realizacji umowy i przedawnienia roszczeń z umowy. Osoba, której dane osobowe są przetwarzane ma prawo dostępu do danych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania oraz prawo do przenoszenia danych osobowych, z zastrzeżeniem, że prawo do przenoszenia danych osobowych dotyczy wyłącznie danych przetwarzanych w sposób wyłącznie zautomatyzowany. Osoba, której dane osobowe są przetwarzane na podstawie zgody, ma prawo do jej odwołania w każdym czasie, bez uszczerbku dla przetwarzania danych osobowych przed odwołaniem zgody. Osoba, której dane osobowe są przetwarzane ma prawo wniesienia skargi do właściwego organu nadzorczego. Podanie danych osobowych jest dobrowolne, jednak brak ich podania spowoduje niemożność realizacji umowy, podjęcia czynności przed zawarciem umowy, przedstawienia oferty handlowej, odpowiedzi na pytania lub wątpliwości.