Zamkowy dzień w Pieninach
Zamkowy dzień w Pieninach
W Pieniny pojechaliśmy żądni wrażeń. Po raz pierwszy wybraliśmy się w te okolice i mieliśmy nadzieję, że nas nie zawiodą. I faktycznie, jest tam pięknie: ciekawe trasy górskie (świetne także na mniejsze nóżki), dobrze przygotowane ścieżki rowerowe i wypożyczalnie rowerów - tak po stronie polskiej, jak i po słowackiej. A wszystko to zamknięte na dość małym terenie, więc poruszanie się pomiędzy szlakami i atrakcjami nie jest wcale uciążliwe.
W czasie deszczu dzieci się (nie) nudzą!
Prawdziwy chrzest bojowy przeżyły jednak Pieniny w deszczowy dzień. Bo wiadomo - zazwyczaj w czasie wakacji trafi się jeden czy dwa dni, kiedy za oknem jest szaro, buro, zimno i za nic nie da się wybrać z dwójką dzieci na górskie łazęgowanie. Nasz deszczowy dzień zaczął się chłodnym porankiem. Obaj chłopcy potrzebowali dodatkowej energii zaczerpniętej ze śniadania, by przestać marudzić, że nie mogą swobodnie grać w piłkę w ogrodzie. Wkrótce potem postanowiliśmy wyruszyć ku przygodzie, a konkretnie na zwiedzanie dwóch zamków, które znajdowały się w niedalekiej okolicy.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Zaczęliśmy od zamku Dunajec w Niedzicy. Jest on o tyle wyjątkowy na tle innych zamków, jakie widzieliśmy do tej pory, że wznosi się nad brzegiem pięknego jeziora Czorsztyńskiego, otoczony jest wspaniałymi górami Pieninami, a z jego tarasów widać majestatyczne szczyty Tatr.
Po raz pierwszy zobaczyliśmy ten zamek, kiedy przejeżdżaliśmy samochodem przez Niedzicę w poszukiwaniu sklepu i już wtedy zaparło nam dech w piersiach: z zewnątrz wygląda imponująco, jest bardzo zadbany i dobrze zachowany, a jego sylwetka malowniczo odbija się w jeziorze. Nie zdziwiłam się, gdy przeczytałam, że jest on gwiazdą polskiego kina – wystąpił między innymi w „Janosiku”, „Wakacjach z duchami” i w „Legendzie Tatr”. Nic, tylko zakochać się i zwiedzać!
Kontrowersyjny Zalew Czorsztyński
Wschód słońca nad Zalewem Czorsztyńskim
Co ciekawe, zamek Dunajec nie zawsze górował nad pięknym jeziorem. Jeszcze do niedawna wznosił się po prostu na stromej skale w dolinie Dunajca, był więc dość typowym średniowiecznym zamkiem, tzw. orlim gniazdem. Jezioro Czorsztyńskie, a dokładniej Zalew Czorsztyński, został utworzony sztucznie zaledwie paręnaście lat temu, poprzez budowę zapory. Głównym celem tego zabiegu było zapobieganie częstym powodziom na tych terenach oraz produkcja energii elektrycznej. Ukończona w 1997 roku tama, choć z miejsca sprawdziła się podczas straszliwej powodzi, okazała się inwestycją niezwykle kontrowersyjną.
Na zawsze zmieniła okoliczny krajobraz, zmywając z powierzchni ziemi okoliczne zabytkowe wsie. Jednocześnie przyniosła Pieninom niezwykły rozkwit w dziedzinie turystyki (bo w końcu, ile znajdziecie w Polsce jezior w górach, gdzie można się kąpać, pływać statkami, a do tego podziwiać fantastyczne zamki?). A dodatkowo jest teraz ciekawą lekcją geografii dla maluchów – fajnie jest stać z nimi na zaporze i wyobrażać sobie, jak wyglądało to miejsce zaledwie 30 lat temu oraz omawiać, jaką dokładnie funkcję spełnia ta ciekawa budowla, która wygląda, jakby wyrastała z dna jeziora.
Dumny i piękny zamek Dunajec w Niedzicy
Ale wróćmy do samego zamku. Został wybudowany około 1310 roku i aż do czasów I wojny światowej strzegł północnych granic węgierskich. Jak to zazwyczaj bywa z tak starymi budynkami, nie od razu zbudowano go w takiej formie, w jakiej widzimy go dziś. Przez wieki był dopracowywany i uświetniany.
Jeśli chodzi o mieszkańców, to od samych początków jego istnienia były to prawie wyłącznie rodziny węgierskie. Ostatnia właścicielka, Ilona Salamon, opuściła zamek w czasie II wojny światowej. Potem budowla powolutku zaczęła podupadać. Jednak na szczęście znalazła kolejnych wiernych i oddanych gospodarzy – Stowarzyszenie Historyków Sztuki, które do dziś dba, by zamek prezentował się jak najlepiej i cieszył oczy zwiedzających.
To tyle jeśli chodzi o historię. Oczywiście nie omieszkałam jej opowiedzieć moim pociechom. Zdaję sobie sprawę z tego, że niewiele z niej zostanie w głowie mojego 2-latka, ale mój już-prawie-7-latek całkiem się nią zaciekawił. Tym bardziej, że z zamkiem wiąże się też tajemnicza historia o ukrytych w jego podziemiach skarbach Inków, strzeżonych przez klątwę. W dużym skrócie: jeden z osiemnastowiecznych dziedziców zamku wyjechał do Peru, gdzie poślubił Indiankę, z którą miał synka. Potem na skutek wielu zawirowań musiał uciekać do Europy, zabierając z sobą cenne skarby inkaskiego króla. W końcu, jadąc przez Wenecję, znalazł się w Niedzicy. Tam ukrył ponoć skarb, który ze sobą przywiózł, a dodatkowo także i dokument, w którym opisał, jak go znaleźć.
Tuż po zakończeniu II wojny światowej jeden z jego potomków wykopał na zamku w Niedzicy, w obecności świadków, ołowianą tubę, a w niej pęk rzemieni z węzłami i złotymi blaszkami. Był to dokument wykonany inkaskim pismem węzełkowym, który niestety dość szybko i w tajemniczych okolicznościach zaginął. Jego poszukiwacz zaś wkrótce zginął w wypadku samochodowym. Legenda mówi, że na skarb nałożona jest klątwa – każdego, kto będzie próbował go odszukać, spotka śmierć.
Dla każdego coś miłego: trochę sztuki i trochę motoryzacji
Zaciekawieni przybyliśmy do Niedzicy równo o 9 rano, głównie po to, żeby uniknąć tłumów. Poprzedniego dnia przejeżdżaliśmy tamtędy w południe i wyglądało na to, że na parkingu nie dałoby się już wcisnąć nawet kija. Bilety kupiliśmy w kasie i weszliśmy na zamek malowniczą drogą z kamieni, przy której stał humorystyczny znak „uwaga na duchy”. Obejrzeliśmy dziedziniec i weszliśmy do części zwanej zamkiem średnim.
W środku budowla zaskoczyła nas bardzo, głównie fantastycznym stanem zachowania oraz ciekawą ekspozycją. Wcześniej zwiedzaliśmy zamki w innych stronach polski i często ich wnętrza trąciły lekko myszką, wyposażenie było szczątkowe i brakowało ciekawie opowiadających pracowników. Tutaj moich chłopców (tak synów, jak i ich tatę) zainteresowały kolorowe chorągwie wszystkich właścicieli zamku, przywieszone pod sklepieniem: ostatnia z nich należy do Stowarzyszenia Historyków Sztuki.
Dalej obejrzeliśmy piękne i ze smakiem wyposażone komnaty. Jak wyjaśniła nam jedna z pań tam pracujących, praktycznie nic nie zachowało się z oryginalnego wyposażenia zamku – niestety wojna zrobiła swoje. Wszystkie meble i obrazy, które można tu teraz podziwiać, zostały troskliwie wyszukane na targach staroci i w sklepach z antykami, a następnie wyeksponowane tak, by dawały wrażenie, że wnętrze, w którym się znajdują, zaledwie przed chwilą zostało opuszczone przez właścicieli. Jako historyk sztuki z wykształcenia, zauroczona patrzyłam na tak piękną ekspozycję.
Dalsza wędrówka również pełna była ekscytujących momentów: widzieliśmy makietę zamku sprzed powstania jeziora, przeczytaliśmy trochę o jego dziejach i mieszkańcach, obejrzeliśmy salę myśliwską z licznymi trofeami i małą zbrojownię, oraz wdrapaliśmy się na tarasy widokowe. Na samym końcu zwiedziliśmy jeszcze wozownię (w osobnym budynku), w której dzieciaki z błyskiem w oku oglądały wozy konne z lat 1900 – 1939.
Wrażeń było sporo, a wiadomo, dzieciom trzeba wszystko dawkować. Po takich przeżyciach wybraliśmy się więc na deszczowy spacer na tamę, by spojrzeć na zamek Dunajec z innej perspektywy. To wtedy po drugiej stronie jeziora dostrzegliśmy sylwetkę zamku Czorsztyn i postanowiliśmy tam pojechać od razu. Oczywiście po małej przerwie na przekąskę.
Jeśli kiedyś będziecie odwiedzać te okolice, możecie popłynąć w rejs widokowy po jeziorze – stanowi świetną atrakcję i daje fantastyczne pole do popisu dla fotografów. Niestety, z powodu kiepskiej pogody nie skusiliśmy się na tą opcję. Z kolei z powodu epidemii koronawirusa nie udało nam się zwiedzić wnętrza elektrowni wodnej, znajdującej się poniżej tamy. Patrząc pozytywnie – zawsze dobrze jest zostawić sobie coś na następny raz!
Zamek Czorsztyn – malownicze ruiny
W Niedzicy zdążyło się już zebrać trochę zwiedzających, w Czorsztynie na szczęście jeszcze nie – zła pogoda potrafi załatwić takie rzeczy najlepiej! Samochód zostawiliśmy na parkingu, w pewnej odległości od zamku, więc znów załapaliśmy się na deszczowy spacer, tym razem po leśnym terenie. Dzieci oczywiście natychmiast rzuciły się do skakania po licznych kałużach oraz do liczenia spotkanych po drodze ślimaków. W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce.
Zamek Czorsztyn ma zupełnie inny charakter niż jego sąsiad. Jest bardzo zniszczony, brakuje mu więc wyposażonych komnat czy powiewających chorągwi, jednak nadal jest niezwykłym miejscem, które warto odwiedzić. Powstał mniej więcej w podobnym okresie, co zamek Dunajec i tak jak on pełnił funkcję strażniczą na granicy polsko-węgierskiej.
Czorsztyn od początku znajdował się w rękach polskich – jego powstanie wiąże się z postacią św. Kingi, żony Bolesława Wstydliwego i właścicielki okolicznych terenów (znanej nam tak dobrze dzięki wodzie Kinga Pienińska, której rozlewnia znajduje się w pobliskim Krościenku). Historia zamku obfituje w nazwiska królów polskich, którzy tu bywali i którzy przyczynili się do jego rozwoju. Czorsztyńskie komnaty gościły między innymi Kazimierza Wielkiego, Ludwika Węgierskiego, Jadwigę Andegaweńską, Władysława Warneńczyka i Jana Kazimierza.
Źródło zdjęcia: https://www.zamekwczorsztynie.pl/
Niestety, w 1790 roku dach zamku spłonął po uderzeniu pioruna i od tego czasu budowla popadała w coraz większą, choć bardzo malowniczą ruinę. Do jej dzisiejszego, mocno niekompletnego wyglądu przyczynili się także okoliczni mieszkańcy, którzy przez długie lata używali jej jako kamieniołomu i źródło darmowego materiału budowlanego.
Zamek Czorsztyn to fantastyczne miejsce na łazęgowanie z maluchami, niezależnie od ich wieku. Ma taras z pięknym widokiem na okolicę oraz dużo ciekawych zakamarków, które mój starszy syn natychmiast zaklasyfikował jako kazamaty (okazało się, że niektóre z pomieszczeń faktycznie nimi były!). Do tego można sobie tutaj wybić czorsztyńską monetę – doskonałą pamiątkę dla młodych numizmatyków. Nasza droga powrotna do samochodu obfitowała w opowiadania o monetach, rycerzach i o średniowieczu – obaj chłopcy machali gałęziami i udawali, że uczestniczą w pojedynku.
Źródło zdjęcia: https://www.zamekwczorsztynie.pl/
Zwiedzanie obu miejsc zajęło nam większą część dnia. Kiedy skończyliśmy, każdy chciał po prostu ochłonąć po wrażeniach i wrócić do suchego i ciepłego domu. Nikomu nie przeszkadzała już nędzna pogoda - szczególnie, że kolejny dzień zapowiadał się słonecznie i kusił perspektywą wycieczki rowerowej nad Dunajcem!
Autorka tekstu: Dagmara Budzbon-Szymańska
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl