Pieniny - aktywnie
Aktywne Pieniny
Na początku krótko się przedstawimy. Jesteśmy rodziną 2+2, tj. mama, tata, 6 letni Kacper i 3 letnia Nikola. Mieszkamy w sercu Beskidów- Żywcu. Na co dzień staramy się być aktywni.
Chodzimy po górach, na spacery czy rowery. Na tegoroczny urlop postanowiliśmy wybrać się w Pieniny- krótko ale intensywnie. Dość gęsto zaplanowaliśmy całe 5 dni. Zapraszamy do lektury naszych wspomnień z tego niezwykle urokliwego zakątka Polski.
A może góry?
Dzień 1.
Długo zastanawialiśmy się którą górę zdobędziemy. Od początku braliśmy pod uwagę Trzy Korony, Sokolicę, Turbacz i Wysoką. Już jakiś czas temu postanowiliśmy, że rozpoczniemy zdobycie Korony Gór Polskich. Mimo, iż celem były Pieniny, wybraliśmy najwyższy szczyt Gorców czyli Turbacz. Dlaczego? Bo był najbliżej i po drodze, więc zanim dojechaliśmy do miejsca docelowego, już zaliczyliśmy jeden cel. Oczywiście nie zapomnieliśmy o wcześniejszym przygotowaniu plecaków i prowiantu w góry.
Trasę, zaplanowaną w aplikacji Mapa Turystyczna rozpoczęliśmy z Nowego Targu, Oleksówki. Udało nam się jednak zaoszczędzić prawie kilometr w jedną stronę. Jak? Nie parkowaliśmy na parkingu, lecz wyjechaliśmy wzdłuż zabudować prawie pod sam początek szlaku i poprosiliśmy gospodarza jednego z domów aby udostępnił nam swój ogród. Bez problemu porozumieliśmy się z właścicielem, bezpiecznie zaparkowaliśmy samochód i uzyskaliśmy potrzebne informacje. A i on nie pozostał na tym stratny. Przynajmniej mieliśmy pewność, że zamontowane na haku rowery będą bezpieczne.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Przez hotel przepływa także potok, którego szum koi zmysły.
Szlak żółty, który prowadził na Turbacz miał ok. 7km od miejsca parkowania.
Ruszamy na Turbacz
Z początku leśne podejścia, przeszły w szerszą drogę, rozjeżdżoną przez terenówki. Błoto i koleiny spowalniały nasze podejście i stanowiły niezbyt przyjemny element podróży.
Koleiny na szlaku
Analizując jednak całą trasę musimy przyznać, że jest to szlak niezwykle urokliwy i malowniczy. Dodatkowo, piękna pogoda (aż zbyt piękna) sprawiła, że widoczność była niesamowita.
Widzimy Tatry!
Mimo upału, dotarliśmy do schroniska, a później na szczyt, każdy na własnych nogach.
Zdobywcy Turbacza
Po odpoczynku i obiedzie w schronisku wyruszyliśmy w drogę powrotną. Łączną trasę ok. 14 km Kacper pokonał sam, zaś Nikola przeszła samodzielnie ok. 12 km.
Dzieciaki, dumne ze zdobycia kolejnych pieczątek do książeczek PTTK, chętnie maszerowały do mety.
Na szlaku
Oczywiście po drodze nie zabrakło wielu przystanków, „stacji żywieniowych” i chwil na podziwianie widoków oraz robienie zdjęć. Po powrocie ze szlaku kierowaliśmy się wprost do hotelu w Czorsztynie.
Hotel przyjazny dzieciom
Pisząc o naszym wyjeździe nie moglibyśmy nie wspomnieć o Hotelu „Kinga” w Czorsztynie. Szukając miejsca noclegowego zawsze kierujemy się ważnymi dla nas kryteriami:
- Lokalizacja
- Wyżywienie
- Udogodnienia
- Opinie w Internecie
Najważniejszym aspektem jest to aby hotel miał udogodnienia, które w przypadku niekorzystnej pogody pozwolą nam mile spędzić czas. Szukaliśmy więc ośrodka z basenem wewnętrznym, pokojem zabaw i siłownią. W hotelu Kinga zaskoczył nas olbrzymi ogród z hamakami, placem zabaw i miejscem do gry w piłkę nożną (ukochane zajęcie Kacpra).
Hotel Kinga
Dodatkowo w środku znajdował się figlopark, basen z ciepłą wodą, siłownia i spa, a także wypożyczania rowerów i park linowy.
Wybraliśmy opcję ze śniadaniami i obiadokolacjami. Śniadania serwowane były w formie bufetu, a wybrane produkty podawały kelnerki, z zachowaniem reżimu sanitarnego. Trzeba przyznać, że nie było opcji aby ktoś wyszedł ze śniadania głodny. Bufet mieścił wszystko, począwszy od świeżego pieczywa, wędlin, serów i warzyw, po pasty, sałatki, owsianki, ciepłe posiłki i ukochane zupki mleczne.
Zjadamy owsianki
Obiadokolacje zaś były serwowane do stolików, a w ich skład wchodziła zupa, drugie danie i deser. Warto podkreślić, że drugie danie dla dzieci było inne niż dla dorosłych. Wszystko pyszne i świeże, jednak obiadokolacja mocno nas ograniczała, gdyż była serwowana zbyt wcześnie i musieliśmy do niej dopasowywać resztę planów.
Hotel naprawdę bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Dzieciaki codziennie korzystały z figloparku i ogrodu. Prawie codziennie kończyliśmy dzień na basenie i korzystając z ogrodu i restauracji.
Hotelowy basen
Hello! Velo Czorsztyn.
Dzień 2.
Prognozy na ten dzień nie były sprzyjające, jednak poranne słońce nie pozostawiło wątpliwości, że ten dzień jak żaden inny nadaje się do wycieczki rowerowej wokół Jeziora Czorsztyńskiego.
Spakowani i pełni optymizmu rozpoczęliśmy trasę od zwiedzania ruin zamku w Czorsztynie (koszt biletów to niecałe 20zł).
Ruiny zamku w Czorsztynie
Historia tego miejsca sięga XIV wieku i czasów panowania Kazimierza Wielkiego. To co nas urzekło, to przepiękny widok rozciągający się z tarasu na najwyższej kondygnacji zamku. Widać z niego całą panoramę Czorsztyna i jeziora Czorsztyńskiego, a także metę naszej wyprawy rowerowej czyli zamek w Niedzicy.
Widoki z zamku
Prosto z ruin pojechaliśmy na start, czyli na przystań z której i do której kursuje statek. Pewnie ruszyliśmy ścieżką rowerową podziwiając cudowne widoki i delektując się piękną pogodą. Nie mieliśmy zamiaru pędzić na złamanie karku lecz czerpać przyjemność z tego co nas otacza.
Mapa trasy
Bardzo spodobała nam się sama ścieżka rowerowa. Dla rodziny z małymi dziećmi ważne jest bezpieczeństwo i komfort podróży, a takie gwarantowały nam barierki i dobrze zabezpieczone mostki, a także rozmieszczone co kilka kilometrów punkty odpoczynku z zadaszeniem, ławeczkami i miejscem na rowery, a także mapą trasy.
Stacja na szlaku
Na trasie nie brakuje również obiektów gastronomicznych i przystani wodnych. Sami szukaliśmy miejsca gdzie w spokoju wypijemy poranną kawę, a dzieciaki będą mogły chwilę odpocząć i zjeść lody. I tak znaleźliśmy „Wyskocz na!” czyli plażę z wypożyczalnią sprzętu pływającego i punktem gastronomicznym. Urzekł nas klimat tego miejsca. Było tam nieco dziko, naturalnie lecz przyjemnie, a hamaki rozwieszone między drzewami to strzał w dziesiątkę.
Hamaki w "Wyskocz na!"
Powoli jednak pogoda zaczęła się zmieniać, więc postanowiliśmy jechać dalej.
Cała ekipa!
Chwilę po wyjeździe z plaży ciemne chmury zaczęły przysłaniać niebo, a nad Niedzicą widać było potężną ulewę. Niezrażeni ubraliśmy dzieciakom peleryny i jechaliśmy dalej. Nie straszne nam były pierwsze krople spadające z nieba. I tak można powiedzieć, że oszukaliśmy przeznaczenie, gdyż objechaliśmy największą ulewę dookoła. Nie znaczy to jednak, że nie zmokliśmy. Nikt jednak z tego powodu nie płakał. Dla dzieciaków ogromną frajdą było jechać w deszczu.
Komu w drogę, temu deszcz
Po pewnym czasie słońce znów zagościło na niebie, a my jechaliśmy podziwiając to co nas otacza. Co do trasy to oceniamy ją bardzo dobrze, ale… oczywiście musi być ale i to nie małe. O ile podjazdy wynikające z naturalnego ukształtowania terenu można zrozumieć, to niekoniecznie jest dla nas zrozumiałe, że trasa rowerowa łączyła się z bardzo ruchliwą ulicą i niemniej ruchliwym mostem, gdzie z dziećmi trzeba bardzo uważać.
Po kilku przeszkodach osiągnęliśmy cel podróży czyli dojechaliśmy do zamku w Niedzicy, który co trzeba podkreślić był masowo oblegany przez turystów, nie tak jak ten w Czorsztynie.
Zamek w Niedzicy
Bilety również były sporo droższe. Tutaj również nie mogliśmy się oprzeć zapierającym dech w piersiach widokom z tarasu.
Widok na zaporę
Panorama
Zwieńczeniem wycieczki był rejs powrotny do Czorsztyna, podczas którego mogliśmy odpocząć przed morderczym wyjazdem znad jeziora do hotelu.
Czekamy na rejs
Czemu morderczym? Bo temperatura przekroczyła już 30 stopni, a droga prowadziła ostro w górę przez prawie 2 km. Spoceni i zmęczeni obserwowaliśmy z zazdrością mijające nas rowery elektryczne. Czy jednak żałowaliśmy? Chyba nie. Przynajmniej mamy co wspominać.
Resztę dnia spędziliśmy na terenie hotelu, korzystając z jego atrakcji.
Spływamy stąd!
Dzień 3.
Po śniadaniu i chwili relaksu udaliśmy się na zaplanowany spływ Dunajcem. Chcieliśmy zacząć ze Sromowiec Wyżnych jednak, gdy wjechaliśmy na pękający w szwach parking postanowiliśmy udać się do Sromowiec Niżnych. Tam okazało się, że czas oczekiwania był znacznie krótszy. O godz. 11:00 byliśmy gotowi i czekaliśmy na naszego flisaka. Rejs do Szczawnicy trwał ok. 1:30h. Podczas spływu z zainteresowaniem słuchaliśmy opowiastek i żartów flisaka, a także braliśmy udział w zgadywankach. Każdy kto słuchał legend o Janosiku przeskakującym przez Dunajec wie o czym piszemy.
Spływamy
Z poziomu Dunajca podziwialiśmy piękno pienińskich gór i obserwowaliśmy szczyty Trzech Koron i Sokolicy, a także urokliwe ścieżki biegnące brzegiem rzeki.
Widok na Trzy Korony
Przyjemne bujanie podziałało na nas relaksująco, a na Nikolkę wręcz usypiająco.
Ukołysana przez fale
Dzięki spływowi dowiedzieliśmy się również, że nasz kolejny cel- Trzy Korony nie zostanie zrealizowany i trafi na listę podczas kolejnego wyjazdu, w nieco mniej zatłoczonym terminie. Stanie w kolejce na szczyt z pewnością nie było tym o czym marzyliśmy będąc w górach.
Wracając do spływu, dotarliśmy do Szczawnicy. Tam udaliśmy się do knajpki tuż obok przystani gdzie kupiliśmy okropną, sztuczną kawę, co zmusiło nas do ruszenia się w głąb miasteczka. Trzeba przyznać, że zaplecze turystyczne Szczawnicy robi wrażenie. Mnogość sklepików, lodziarni i knajpek przytłacza urok tego miejsca, a kuszące zewsząd pamiątki powodują palpitacje serca u dzieciaków. Po osiągnięciu kompromisu każdy wybrał coś dla siebie (oczywiście nijak nie związanego z miejscem pobytu), a następnie udaliśmy się na spacer po promenadzie wzdłuż rzeki.
Promenada w Szczawnicy
Dzięki dość często kursującym busom nie musieliśmy długo czekać i sprawnie wróciliśmy na parking do Sromowców, a później już prosto do hotelu.
Reszta dnia upłynęła nam na graniu w piłkę, placu zabaw, siłowni i basenie. Ot, taki odpoczynek. Zaś wieczorem znaleźliśmy kameralną pizzerię o wdzięcznej nazwie „Alibi”, gdzie zjedliśmy pyszną pizzę obserwując zachodzące nad jeziorem słońce.
Ale jazda!
Dzień 4.
Dzień, który mieliśmy spędzić na wycieczce na Trzy Korony postanowiliśmy zastąpić powrotem na Velo Czorsztyn. W końcu po coś wieźliśmy te rowery ponad 100km. Ten dzień miał być całkowicie luźny i poniekąd taki był.
Nieśpiesznie zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy kawę w hotelu, a dzieciaki od rana buszowały w ogrodzie. Kiedy znów wsiedliśmy na rowery od razu wiedzieliśmy gdzie pojedziemy się zrelaksować.
Mały, dzielny rowerzysta
Nie szukaliśmy nowych ośrodków tylko wybraliśmy ten, który już poznaliśmy czyli „Wyskocz na!”. Po ok. 7km byliśmy na miejscu. Rozłożyliśmy koc, wyciągnęliśmy przekąski i kupiliśmy całkiem niezłe lody. Po chwili relaksu postanowiliśmy wypożyczyć kajak i tak dzieciaki miały frajdę, kiedy mogły na zmianę razem z mamą popływać po jeziorze Czorsztyńskim i podziwiać wszystko z jego perspektywy. Jedyne co nie przypadło nam do gustu, to niezbyt pomocna obsługa wypożyczalni. Trzeba było samemu wypchnąć kajak na jezioro, a warto wspomnieć, że całe wybrzeże wyglądało jak bagno. Przy okazji nieźle się ubrudziliśmy.
Kajakiem przez jezioro Czorsztyńskie
Nieco zniesmaczeni obsługą wybraliśmy się w drogę powrotną, gdzie od razu skusiła nas jeszcze jedna atrakcja- tyrolka!
Ekscytacja
Jedynie Nikolka nie skorzystała ze zjazdu nad jeziorem (może za rok). Grzecznie poczekała na leżaku, podczas gdy kolejno Kacper, Mama i Tata zjeżdżali tuż nad akwenem.
Kacper na tyrolce
Radość w oczach synka była nie do opisania. Zdecydowanie polecamy tę atrakcję zarówno tym starszym jak i młodszym amatorom przygód.
Po powrocie do hotelu wskoczyliśmy do zewnętrznego jacuzzi. Bąbelkowe masaże idealnie rozmasowały nasze nieco obolałe mięśnie.
Jacuzzi
Do wieczora postanowiliśmy już tylko odpoczywać, co po naszemu oznaczało basen i szaleństwa w ogrodzie. Powoli zaczęliśmy się żegnać z obiektem.
Gorący potok.
Dzień 5.
Tego dnia musieliśmy opuścić hotel. Postanowiliśmy więc zaliczyć jeszcze jakąś atrakcję w drodze do domu. Pogoda dopisywała więc wybraliśmy się na Termy Gorący Potok w Szaflarach. Nie chcieliśmy spędzać tam całego dnia, jednak czas tak szybko uciekał na wodnych szaleństwach, że i tak wyjechaliśmy później niż to było planowane.
Jeżeli chodzi o sam obiekt, to podobała nam się jego stylistyka z typowymi góralskimi wzorami. Ogromny niedosyt pozostawiał jednak fakt, że zamknięta była cała strefa dla maluchów. Jedyny basen z którego więc korzystały dzieci to brodzik wokół ogromnej poduszki powietrznej.
Poduszka powietrzna Gorący Potok
To co nas nieco odpycha od takich miejsc to ogromna ilość ludzi i wiele pozostawiająca do życzenia gastronomia, opierająca się na fast- foodach. Mimo iż dzień upłynął nam dość radośnie, to raczej nie wybralibyśmy się tam drugi raz, mając do wyboru inne obiekty jak termy w Białce-Tatrzańskiej czy Chochołowie.
Podsumowując…
Już wyjeżdżając z Pienin obiecaliśmy sobie, że wrócimy tam poza sezonem. Piękno gór, tak innych niż nasze Beskidy, mnogość atrakcji i obiektów turystycznych kuszą do powrotu w te jakże urokliwe okolice.
Cudowny Czorsztyn
Choć nie udało nam się zrealizować wszystkich planów, wyjazd był bardzo udany, a czas na nim spędzony na długo zapisze się w naszej pamięci.
Marta Andrusiewicz
autorka zdjęć i tekstu przysłanego na Konkurs
"Polska z dziećmi 2020"
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl