Weekend z dziećmi w Górach Izerskich
Długi weekend w Górach Izerskich z dziećmi
Czasami zdarza się, że zupełnie niespodziewanie można odkryć krainę, o której wcześniej nie za wiele się wiedziało, a która jest piękna, dostępna i na wyciągnięcie ręki. Tak właśnie zadziało się, gdy postanowiłam sprawdzić, czym właściwie są Izery – tajemnicze miejsce gdzieś na południowo-zachodnim cypelku Polski. Wyszedł mi z tego cudowny długi weekend i potencjał na wiele więcej. Zapraszam Was na relację z podróży!
Izery – znane nieznane
Aż wstyd się przyznać, ale do niedawna nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego, jak Góry Izerskie. Nazwa może i czasem obijała mi się o uszy, ale nie niosła za sobą żadnych obrazów ani zdjęć, które zapadłyby mi w pamięć. Dlatego właśnie, poszukując nowych miejsc na krótki wypad z dzieciakami, postanowiłam przyjrzeć się im uważniej. Po chwili surfowania po przepastnych czeluściach Internetu już wiedziałam – Góry Izerskie trzeba zobaczyć. I to najlepiej od razu.
Biorezydencja – oryginalne miejsce na nocleg
Akurat nadarzyła się okazja na przedłużony wakacyjny weekend. Na nocleg wybraliśmy Świeradów Zdrój – malownicze uzdrowisko położone bliziutko granicy z Czechami i nie tak daleko od granicy niemieckiej. Nocowaliśmy w jednym z tamtejszych imponujących, starych budynków, których w regionie nie brakuje. Niestety, większość z nich jest dzisiaj w stanie opłakanym, ale te parę odrestaurowanych potrafi zaimponować i pomaga wyobrazić sobie, jak wyglądało tu jeszcze przed wojną. Nasz pensjonat nazywał się Biorezydencja i był miejscem wyjętym z bajki. Spacerując po jego dziedzińcu nieodmiennie czułam się, jakbym przeniosła się do Włoch. Do tego oczarowała nas wszystkich tutejsza wegańska kawiarenka, serwująca cudowne ciasta z samych dobroci natury.
Świeradów Zdrój i okolice – trochę historii
Okolice Świeradowa, podobnie jak cały Dolny Śląsk, należały kiedyś do Niemiec. Tą dawną przynależność widać właśnie w architekturze, a konkretnie w wielkich, ceglanych lub kamiennych domach, które wypełniają malownicze wsie położone między zielonymi pagórkami. W czasie drugiej wojny światowej region mocno ucierpiał. W 1945 roku został podbity przez armię radziecką, a krótko potem wcielony do Polski. Miejscową ludność przesiedlono na tereny niemieckie, stare domy zaś i pałace, których nie brakowało, były silnie eksploatowane przez stacjonujące tu wojska z ZSRR. To, co zostało po tej „eksploatacji” do dziś się nie podniosło. Poza oczywiście miejscami takimi jak Biorezydencja lub prywatnymi domami, które właściciele pieczołowicie odnowili. Trzeba przyznać, że efekt takich prac restauracyjnych jest naprawdę piorunujący!
Sam Świeradów – niezwykle urokliwe miasteczko uzdrowiskowe – założony został prawdopodobnie jeszcze w XVI wieku. Niedługo później po raz pierwszy zauważono, że z tutejszego źródła tryskają wody zdrojowe. Dwieście lat później było to już znanym powszechnie faktem, o którym pisano w oficjalnych przewodnikach. To właśnie wtedy wybudowano tu dom zdrojowy. Wkrótce Świeradów stał się jednym z pierwszych uzdrowisk, którego funkcjonowanie opierało się nie tylko na dostarczaniu wody pitnej, ale także na leczniczych kąpielach. Piękny park zdrojowy wytyczono tu pod koniec XIX wieku.
Dzisiejszy Świeradów to prawdziwa perełka wśród polskich uzdrowisk. Jest niezwykle zadbany, a okoliczna przyroda sprawia, że można spędzić tu wiele dni.
Spacerkiem po Świeradowie
Naszą przygodę w Izerach zaczęliśmy właśnie od łazęgowania po Świeradowie i, obowiązkowo, od spróbowania tutejszych wód. Jako dziecko często jeździłam z rodzicami do Polanicy Zdroju i od tamtego czasu popijanie wszelkich wód leczniczych to dla mnie nieodłączny element pobytu w górach.
Pijalnia znajduje się w budynku, który ma również osiemdziesięciometrową halę spacerową z paroma bardzo miłymi kawiarenkami – idealne miejsce na powolne snucie się w deszczowe dni. Ta kryta promenada to najdłuższa tego typu konstrukcja na całym Dolnym Śląsku. Poza parkiem zdrojowym, Świeradów pełen jest urokliwych uliczek i małych sklepików. Wszędzie słychać język niemiecki – widać, że miejsce jest niezwykle popularne wśród niemieckojęzycznych turystów.
Czarci młyn w Czerniawie, czyli jak się robi chleb
Świetną opcją na ciekawe popołudnie, deszczowy dzień lub po prostu szybkie przeniesienie się w czasie, jest wizyta w Czarcim Młynie, położnym na Czarciej Łące, na obrzeżach Świeradowa. Budynek o tak mrocznie brzmiącej nazwie to nic innego jak stary młyn wodny, wybudowany około roku 1890 i zawierający oryginalne wyposażenie z tamtych czasów. Kiedyś było to centrum produkcji miejscowego pieczywa, a młyn aż do 1951 roku napędzany był kołem wodnym. Później pracował już dzięki silnikowi elektrycznemu.
Dzisiaj to duża atrakcja turystyczna, tak dla dorosłych, jak i dla dzieci. W czasie zwiedzania można wysłuchać historii tego miejsca, a także dowiedzieć się, jak przygotowywano kiedyś chleb i jak działały wszystkie urządzenia znajdujące się w młynie. W ostatniej sali można skosztować wypiekanego na miejscu pieczywa, suchego lub z cudownym smalcem. Wychodząc, trzeba koniecznie dotknąć metalowej głowy lwa, która znajduje się w drzwiach wejściowych budynku. Legenda głosi, że tylko takie dotknięcie ochroni nas przed odwiedzinami samego diabła, który grasował po tych okolicach dawno temu. Ponoć kusił miejscowych bogactwem i zawarł nawet pakt z właścicielem młyna, Bożydarem. Ten miał mu oddać duszę za bogactwo i powodzenie.
Wnętrze Czarciego Młyna, zdjęcie: Miasto Świeradów-Zdrój.
Górskie wędrówki – Schronisko na Stogu Izerskim
Drugiego dnia postanowiliśmy spenetrować słynne Izery. Wiele tras górskich wychodzi z samego Świeradowa, my zdecydowaliśmy się jednak na taką, która wydała się nam najbardziej spektakularna, bo wiedzieliśmy, że w czasie krótkiego pobytu damy radę wybrać się na tylko jedną pieszą wycieczkę. Samochód zaparkowaliśmy pod stacją górskiej kolejki, którą następnie wjechaliśmy pod samo Schronisko PTTK na Stogu Izerskim. Podróż była pełna wrażeń – taka nowoczesna kolejka unosząca się ponad lasem to coś, co niesłychanie działa na wyobraźnię najmłodszych. Schronisko położone jest na wysokości 1060 m n.p.m. – to wielka drewniana chata, prawie stuletnia. Oprócz cudownych widoków na okolice, można tu skosztować górskich specjałów, a także nabrać sił przed wędrówką. Przez obecność kolejki miejsce to jest tłumnie odwiedzane, szczególnie w ciepłe, letnie dni. Nic dziwnego – zazwyczaj po takie widoki i przygody trzeba długo wędrować, tu dostępne są na wyciągnięcie ręki.
Po zjedzeniu smacznego obiadu z widokiem na całe Pogórze Izerskie ruszyliśmy na wędrówkę szlakiem zielonym, prowadzącym po szczycie góry. Trasa był cudowna – nie za trudna, dość płaska, do tego widoki były naprawdę ciekawe. Uważnie przyglądaliśmy się miejscowej przyrodzie.
Piękne górskie widoki w Izerach, zdjęcie: Dagmara Budzbon-Szymańska.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Kikuty drzew a zanieczyszczenie środowiska
Jeszcze niedawno tereny Gór Izerskich stanowiły smutny przykład spektakularnej katastrofy ekologicznej. W latach osiemdziesiątych zaobserwowano tu proces wymierania lasów, spowodowany niszczycielskimi kwaśnymi deszczami. Były one rezultatem emisji zanieczyszczeń na gigantyczną skalę, pochodzących z polskich, czeskich i niemieckich uprzemysłowionych terenów Śląska. Na szczęście proces ten został już zatrzymany, a miejscowa flora odżywa na nowo, jednak pozostałości w postaci lasów złożonych z kikutów drzew nie dają zapomnieć o tym, do czego może doprowadzić nierozważna działalność człowieka. Uwielbiam takie historie, bo pozwalają na ciekawe wprowadzenie tematu ochrony środowiska dzieciom. Mój pięcioletni wówczas synek był bardzo zaintrygowany – taka lekcji historii i ekologii dała mu dużo do myślenia.
Gawędząc i fotografując ciekawą okolicę, zawędrowaliśmy aż do wieży widokowej na czeskim szczycie Smrk, z której rozpościera się imponująca panorama gór polskich, czeskich, a także niemieckich. Chociaż nogi chciały dalej iść, to niestety trzeba było już wracać, tym bardziej, że zaszliśmy tam z paromiesięcznym zaledwie synkiem, i tak mama jak i on byli mocno zmęczeni.
Schody na wieży widokowej na czeskim szczycie Smrk, zdjęcie: Dagmara Budzbon-Szymańska.
W drodze powrotnej zaliczyliśmy przygodę na miarę niewyspanej rodziny z bobasem. Zegarek mojego męża zatrzymał się, a my prawie spóźniliśmy się na ostatni zjazd kolejki do Świeradowa. Zlitował się nam nami pan operator, który puścił nas w dół, choć już tego nie planował. W przeciwnym razie czekałby nas jeszcze trekking do samochodu, co przy obciążeniu plecakowo – kondycyjnym mogłoby nie być najbardziej optymalnym rozwiązaniem!
Zamek Czocha – miejsce pełne tajemnic
Ostatniego dnia pobytu wybraliśmy się odwiedzić Zamek Czocha, o którym czytałam kiedyś w czasopiśmie National Geographic jako o jednym z cudów Polski. To bardzo malownicza budowla, wznosząca się nad jeziorem Leśniańskim. Jest znacznie mniej znany niż na przykład słynny zamek w Niedzicy, ale równie ciekawy i wart odwiedzenia.
Zamek Czocha, wejście, zdjęcie: Dagmara Budzbon-Szymańska.
To nie przypadek, że Zamek Czocha jest mało znany. Jeszcze do niedawna nie można go było znaleźć na mapach i mało kto wiedział o jego istnieniu. Powód? Podejrzewa się, że w czasie wojny był siedzibą nazistowskich kryptologów, którzy łamali tam sowieckie szyfry wojenne. Potem został ograbiony, aż wreszcie stał się ośrodkiem wypoczynkowym dla armii polskiej.
Jego pierwotną bryłę wzniesiono jeszcze w XIV wieku. Przez stulecia budowla była przekształcana i rozbudowywana, a swój kształt ostateczny osiągnęła na samym początku XX wieku. Przebudowa, która się wtedy odbyła, zbliżyła zamek do jego XVIII-wiecznej wersji.
Co ciekawe, z zamkiem wiąże się wiele nadal nieodkrytych tajemnic i pytań. Na przykład po co w zamku wąskie przejścia i zapadnie, których tu wcale nie brakuje? Dlaczego, gdy pociągnie się za ścianę biblioteki, otwierają się niewidoczne wcześniej drzwi? Skąd tyle podziemnych komnat i labiryntów, wreszcie dokąd prowadzą wrota, które niedawno zauważono w pobliskiej skale? Chociaż większość tych tajemnic ma banalne wyjaśnienia (jak na przykład takie, że jego właściciele chcieli po prosto zrobić ze swojej budowli coś bardzo interesującego i mało sztampowego), to jednak pobudzają wyobraźnię nie tylko najmłodszych i sprawiają, że dzieciaki przechodzą od komnaty do komnaty z wypiekami na twarzy.
Izery na piechotę i na rowery
W Izery na pewno wrócimy – żadne z nas nie ma co do tego wątpliwości. Nie zaliczyliśmy jeszcze słynnej Chatki Górzystów – schroniska, które atmosferą przypomina ponoć zdemontowaną już bieszczadzką Chatkę Puchatka. Poza tym tereny te są wprost stworzone pod rower – gęsto tu od malowniczych tras o różnym stopniu trudności, pełno też rowerzystów. Teraz w naszych głowach Izery nie są już tylko hasłem – są fascynującym regionem, w który warto się zagłębić!
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl