Mini-przewodnik po naszych ulubionych polskich palmiarniach
Mini-przewodnik po naszych ulubionych polskich palmiarniach.
Niby podobne - a jednak pod wieloma względami zupełnie różne :) W niektórych można poczuć się jak w prawdziwym i dzikim "tajemniczym ogrodzie" - a inne pozostawiają w nas pewien niedosyt, cień rozczarowania i poczucie, że pewne kwestie można byłoby zorganizować lepiej.
Jedno jest pewne – lato trwa w nich praktycznie przez cały rok , a każda wizyta dostarcza dziecku wielu nowych, niezapomnianych wrażeń – i zawsze niesie ze sobą nutkę egzotyki :) Dzisiaj opowiadam Wam o trzech polskich palmiarniach, które odwiedziliśmy na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Jestem bardzo ciekawa, czy znajdziecie wśród nich coś dla siebie :)
PALMIARNIA POZNAŃ
Sam budynek Palmiarni Poznańskiej wizualnie raczej nie zachwyca. Widać, że jest już dość mocno nadgryziony zębem czasu - i że przydałby mu się solidny remont lub chociaż jakieś konkretne odświeżenie. Jednak patrząc na radość dziecka z wizyty w takim nieznanym, tropikalnym miejscu - bardzo szybko zapomina się o tym niezbyt przyjemnym pierwszym wrażeniu.
Jak w większości tego typu przybytków, również w Palmiarni Poznańskiej dominują najróżniejsze rodzaje roślin : wedle oficjalnych informacji jest ich aż 17 tysięcy i należą do 1100 gatunków. Spotkamy tu między innymi roślinność tropikalną i subtropikalną, rośliny klimatu umiarkowanego oraz bogaty zbiór amerykańskich sukulentów.
Niestety z naszą wizytą trafiliśmy akurat na taki moment w ciągu roku, kiedy niewiele z roślin kwitło - a więc niektóre miejsca wyglądały dość smętnie i sprawiały wrażenie ciut zaniedbanych. Jednak jestem w stanie wyobrazić sobie, że cała Palmiarnia Poznańska prezentuje się zdecydowanie lepiej, kiedy tonie w kwiatach i jest skąpana w słonecznych promieniach przebijających się przez szklany sufit oraz ściany :)
Wśród zwierząt można zobaczyć tutaj chociażby jaszczurki, barwne papugi czy olbrzymiego węża. Jednak największe wrażenie robią zdecydowanie karpie japońskie, które są dla zwiedzających na wyciągnięcie ręki - i bardzo chętnie prosto z tej ręki jedzą. Oczywiście nie wolno raczyć ich żadnym prowiantem przyniesionym z zewnątrz - ale można zaopatrzyć się w pojemnik ze specjalną karmą w sklepiku przy wejściu.
W jednym z pawilonów Palmiarni Poznańskiej wydzielono też specjalną przestrzeń dla motyli - które bez żadnych oporów siadają gościom na głowach, ramionach czy wyciągniętych dłoniach. Można podejrzeć również ich poczwarki , oczekujące w kokonach i w dogodnych cieplarnianych warunkach na swoją cudowną przemianę.
Bardzo sympatycznym pomysłem i ukłonem w stronę najmłodszych zwiedzających jest możliwość zbierania na terenie palmiarni pieczątek, ukrytych w specjalnych drewnianych skrzynkach. Wiadomo przecież powszechnie, że dzieci wszelkie stempelki uwielbiają - a tutaj mogą dodatkowo zyskać sprawność małego Odkrywcy-Zdobywcy ;)
W Palmiarni Poznańskiej nie brakuje też odbywających się cyklicznie imprez i tematycznych ekspozycji. My trafiliśmy akurat na kolekcję cudownych kolorowych motyli i innych owadów z najróżniejszych stron świata - ale zdarzają się prezentacje drzewek bonsai, nietypowych "żywych kamieni" czy świątecznego rzemiosła i rękodzieła. Po zakończonym zwiedzaniu warto również przejść się po otaczającym palmiarnię Parku Wilsona - ale stamtąd niestety własnych zdjęć nie posiadamy, ponieważ w dniu naszej wycieczki pogoda wyjątkowo nam nie dopisała.
Kiedy jeździliśmy do Palmiarni w Zielonej Górze jeszcze jako narzeczeństwo - zdaje się, że było tam więcej roślinności, a mniej restauracyjnego blichtru. Powiem szczerze, że odwiedzając to miejsce po raz kolejny z synkiem - byłam troszkę zawiedziona kierunkiem, w jakim ono zmierza. Aktualnie nie jest to moim zdaniem ani palmiarnia z prawdziwego zdarzenia - ani typowa restauracja (choć podobno największa w mieście)...
Kiedy siedzę przy stoliku i piję kawę - czuję się skrępowana, ponieważ wokół panuje gwar jak w ulu i kręcą się ogromne tabuny zwiedzających. Kiedy natomiast to my zwiedzamy i krążymy po całym terenie - jestem skrępowana jeszcze bardziej, bo tym razem sami "zaglądamy ludziom w talerze". Wprawdzie restauracja znajduje się na najniższym poziomie budynku , a ta właściwa "palmiarnia" piętro wyżej - ale jest to zaledwie JEDNA króciutka ścieżka kończąca się tak naprawdę szybciej, niż w ogóle zdążyła się zacząć. Moim zdaniem to trochę słabe - i ja tej palmiarniano-restauracyjnej koncepcji jakoś nie kupuję.
Dobrze, że mamy w środku kilka akwariów z rybami (w tym jedno ogromne, z olbrzymimi wąsatymi sumami) oraz podświetlaną fontannę i strumyk z drewnianymi kładkami - bo inaczej nasze zwiedzanie z dzieckiem zakończyłoby się pewnie po kilkunastu minutach. Roślinności jest tu niestety - w moim odczuciu - jak na lekarstwo.
Warto też dostać się windą lub po schodach na najwyższe piętro - w całości przeszklone - ponieważ roztacza się z niego ładna, rozległa panorama na miasto oraz otaczające palmiarnię Winne Wzgórze. Dziecko może rozejrzeć się tutaj za innymi znanymi sobie punktami i budowlami, które już wcześniej wspólnie z rodzicami odwiedziło :)
Z pewnością obraz Palmiarni w Zielonej Górze ratuje w naszych oczach ciekawie zagospodarowany teren wokół niej. Znajdziemy tam plac zabaw dla dzieci z interesującą instalacją wodną , niewielki labirynt z roślin, fontanny oraz kilka leżaków i płóciennych hamaków dla relaksu. Budynek otaczają oczywiście również plantacje winorośli, z której miasto dość szeroko słynie. W związku z tym mamy tam sporo posągów związanych z winobraniem oraz nawiązań do greckiego boga wina i dzikiej natury - Bachusa (Dionizosa). Niemniej jednak w moim odbiorze
Palmiarnia w Zielonej Górze to nadal budowla-wydmuszka : niezwykle okazała, wymuskana i efektowna z zewnątrz, natomiast w środku...dość pusta. Na pewno polecałabym ją bardziej na randkę we dwoje albo na kawę z przyjaciółką - niż na wizytę z dzieckiem.
PALMIARNIA WAŁBRZYCH
Tę palmiarnię odwiedziliśmy zupełnie przypadkiem - wracając z naszej wycieczki do Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej. Po raz kolejny potwierdziło się powiedzenie, że najlepsze są takie spontaniczne, niezaplanowane wypady - ponieważ to właśnie Palmiarnia w Wałbrzychu została naszą niekwestionowaną faworytką :) (Dodatkowo można połączyć jej zwiedzanie z wizytą na Zamku Książ - i wówczas kupuje się jeden ogólny bilet na obie atrakcje).
Wprawdzie budynek już nie pierwszej młodości - ale za to bardziej zadbany i mniej ponury, niż ten w Poznaniu (aktualnie zresztą jest stale remontowany, rozbudowywany i poddawany renowacji). Jakoś tu czyściej, kolory też zdecydowanie żywsze i bardziej cieszące oko - a jednocześnie nie ma się takich klaustrofobicznych odczuć jak w Zielonej Górze, ponieważ teren jest tu naprawdę rozległy i sprzyjający długim spacerom nawet z bardzo energicznym , rozbrykanym kilkulatkiem.
Chwilę po wejściu do Palmiarni w Wałbrzychu spotkaliśmy sadzawkę z gromadą sympatycznych żółwi - a w skale za nią odnaleźliśmy ciemną kamienną grotę, którą nasz Igorek przemierzał w tę i z powrotem aż kilkunastokrotnie (szczęśliwy traf chciał, że akurat zabrał ze sobą niewielką kieszonkową latarkę , "tak na wszelki wypadek" :) ) Podobnie jak w Poznaniu - również tutaj zostaliśmy ozdobieni pieczątkami przez pana pełniącego dyżur na recepcji.
Z przedstawicieli fauny poza żółwiami zobaczymy tu również ryby i pawie - natomiast wśród roślin największe wrażenie zrobiły na nas niebotyczne sukulenty i paprotniki, ciekawie ubarwione figowce oraz drzewka cytrynowe, pomarańczowe i mandarynkowe, na których nadal można było dostrzec sporo owoców.
Świetnym pomysłem Palmiarni w Wałbrzychu okazała się również otwarta przestrzeń ze stolikami i leżakami, wokół której spacerują wspomniane wcześniej, dostojne pawie. Przy okazji można podziwiać też bogatą ekspozycję drzewek bonsai o niesamowicie fantazyjnych kształtach - położyć się lub rozsiąść wygodnie i po prostu kontemplować piękno przyrody wokół nas :)
Kiedy już obejrzeliśmy wnikliwie wszystkie okazy - zrobiliśmy też zakupy w niewielkim palmiarnianym sklepiku. Na celowniku synka znalazły się zwłaszcza mikroskopijne kaktusy, farbowane na wszelkie możliwe kolory tęczy. Jeden z nich wrócił z nami do domu i teraz bardzo dbamy o to, żeby nie zginął - pomimo ewidentnego braku talentów ogrodniczych u któregokolwiek z członków naszej rodziny ;)
Ponieważ wcale nie mieliśmy ochoty opuszczać tego wyjątkowo urokliwego i klimatycznego miejsca - zjedliśmy też pyszny obiad w kawiarni "Pod Tropikiem". Mają tam również desery lodowe jednoznacznie kojarzące się zwiedzającym z historią Wałbrzycha oraz krążącymi na jego temat legendami – jak na przykład „Złoty pociąg”. Igorek skorzystał jeszcze z zewnętrznej piaskownicy, magnetycznej tablicy i innych dziecięcych gadżetów w kąciku zabaw, który szczególnie sobie upodobał :)
*** Jak widać - każda z opisanych przeze mnie palmiarni ma w sobie coś wyjątkowego i odróżniającego ją od pozostałych :)
To jak? Którą wybieracie? ;) Czy jest w nich coś, co szczególnie Was urzekło ?