ZOO w Opolu - wycieczka z dziećmi
Listopadowe odwiedziny ZOO w Opolu.
I przyszła jesień. Tylka nie ta bogata w kolory, barwne liściaste dywany, szeleszczące pod stopami z jeszcze ciepłymi promieniami słonecznymi, ogrzewającymi nasze już blade lica. Nie ta zachęcająca do długich spacerów, po których z wielką chęcią siadamy do wspólnej gry czy rozmowy w ciepłym już domu…
Nastał natomiast szary dzień, który raczej od rana zachęca do domowych nasiadówek przy planszówkach czy wspólnym przeglądaniu wakacyjnych zdjęć, które oddziałują na naszą wyobraźnię, tworząc plany na cieplejsze dni.
I tak sobie siedzimy od rana jednego takiego dnia, robiąc wielkie „nic” z dziewczynkami… ale ile człowiek – rodzic - da radę wytrzymać „mamo, mamo, tato, mamo, tato, tato...”? Akurat my niewiele . Nasze dziewczynki z doświadczenia już wiedzą, że każda przygoda i dobra zabawa zaczyna się już za rogiem… Wystarczy więc zrobić krok. Jeden krok, a reszta już potoczy się sama. A pogoda? Nie ma złej pogody tylko nieodpowiednie ubranie, prawda?
I tak, mimo pogody iście niewycieczkowej, dziewczynki mnożą pomysły, co też możemy dzisiaj robić. To dopiero jest kreatywność i pozytywne myślenie… Pada propozycja ZOO. To może pojedziemy do Opola? Już tyle razy tam się wybieraliśmy, ale jakoś nigdy nie było nam po drodze. Zagadujemy naszego tatę . Znajomi zachwalali, że warto. Więc dlaczego nie? - mkniemy dalej, spoglądając na niego . Przekonany tata sprawdza kilometry i pogodę w Opolu. I nie jest tak źle. Trochę ponad godzinę jazdy, a i pogoda lepsza niż u nas. Nie pada, a to już wielki sukces.
Ruszamy zatem w drogę...
Dziewczynki jak zawsze znajdują chwilę, by spakować swoje plecaki i zabrać to, co jest im niezbędne na każdej wycieczce. My pakujemy termos z ciepłą herbatą, babeczki domowej roboty i kilka kanapek na drogę.
Nie ma co zwlekać, wsiadamy do samochodu i ruszamy w kierunku Opola. Kiedy dziewczynki na moment milkną, dając nam i sobie tylko chwilę na wymyślenie kolejnych mega trudnych zagadek (przynajmniej dla nas, rodziców) i kolejnych mega śmiesznych dowcipów, opowiadam im i nam troszkę o historii ogrodu zoologicznego w Opolu. Pewnie, że posiłkuję się wiedzą Wujka Google, a co nie doczytam to dopowiadam .
Historia ZOO w Opolu jest dość burzliwa i bardzo interesująca. Powstało ono w latach 30-tych XX wieku jako mały zwierzyniec, na którego terenie można było podziwiać raczej krajowe zwierzęta. Później przyszła okrutna wojna i ZOO zostało doszczętnie zniszczone, by po latach znów powstać na nowo - na większym terenie i z większą ilością zwierząt, również tych egzotycznych. I tak sobie działało, całkiem dobrze prosperując i zdobywając coraz większą popularność oraz renomę, a co najważniejsze większą ilość zwierząt. Do czasu, aż przyszła bezlitosna powódź, która ponownie całkowicie zniszczyła ZOO. Jednak to wielkie nieszczęście zmotywowało wielu ludzi dobrej woli, którzy zrobili wszystko, co w ich mocy, by przywrócić ogród miastu, ludziom i coraz liczniejszej grupie zwierząt. Powoli ogród został odbudowany i zagospodarowany na nowo. Powstały nowe zabudowania, zagrody, a również przybyły nowe gatunki zwierząt.
Aktualnie ZOO zajmuje dużo większy teren, niż w czasach, kiedy powstało po raz pierwszy. Jest obiektem bardzo dobrze zorganizowanym, zaprojektowanym i zagospodarowanym, o czym przekonaliśmy się, już będąc na miejscu. Posiada wiele nowych gatunków zwierząt, a co za tym idzie - nowe funkcje i cele, które w głównej mierze polegają na świadomej i przemyślanej ochronie różnych gatunków zwierząt. Zwierząt, które bez ogrodów zoologicznych nie miałyby często szans na przeżycie. Zatem główna rola ZOO polega teraz na dbaniu o gatunki, którym grozi wyginięcie.
Dziewczynki w skupieniu słuchały o historii opolskiego ZOO i roli każdego takiego ogrodu na świecie. Później - już wspólnie - dyskutowaliśmy o ważnych celach i roli ogrodów zoologicznych, a także o naszej roli w dbaniu o przyrodę. I powiem Wam, że zawsze warto rozpocząć taką rozmowę, ponieważ możemy zostać pozytywnie zaskoczeni i upewnić się, jak dzieci rozumieją, co jest ważne dla środowiska, dla nas i dla Ziemi. Jak postrzegają swoją rolę w dbaniu o to, co nas otacza i jak one tego dokonują każdego dnia w swoim otoczeniu. Oby tylko ta świadomość i ta wiara we własną moc sprawczą im nie minęła. I to chyba jedna z głównych rodzicielskich misji .
I tak upłynęła nam droga do Opola …
Docieramy do ZOO
Zaparkowaliśmy samochód na małym bezpłatnym parkingu przy ulicy Kochanowskiego 7, przed charakterystycznym zielonym mostem im. Ireny Sendlerowej, spinającym dwa brzegi Odry, który prowadzi nas do ZOO na wyspie Bolko. Warto właśnie wspomnieć, że ZOO znajduje się na jednej z opolskich wysp, o nazwie Bolko.
Dziewczynki nie mogły się już doczekać, kiedy zobaczą zwierzęta. Dlatego w biegu wysiadały z samochodu. Jednak zanim przemknęły przez most za rączki, złapał je tata, by pokazać, jak wygląda i opowiedzieć im, jak działa śluza. Ponieważ ja bardziej odczuwam zimno, niż reszta rodzinki, czekałam na moście, kiedy oni zeszli bliżej wody i z zaciekawieniem podziwiali Śluzę Opole. Dzieciom jakoś nigdy nie jest zimno. Dlatego, kiedy tylko weszły na most, popędziły na spotkanie przygodzie, która czekała na nas za murami ZOO. Dla tych, co mają więcej czasu i ochoty, zaraz po zejściu z mostu na prawo jest mały plac zabaw na chwilowy oddech i rozruch. My… ponoć mieliśmy jedno i drugie . Chwila odpoczynku (dla nas ) i ruszamy dalej, by kupić bilety dla naszej czwórki.
W kasie ZOO możemy kupić bilet rodzinny (2+3) w atrakcyjnej cenie i dokonać zapłaty za niego gotówką bądź kartą. W automacie możemy zapłacić tylko kartą, ale przez automat nie kupimy niestety biletu rodzinnego. W dzień naszej wizyty w kasie nie działał terminal, więc musieliśmy kupić bilety w automacie. Niestety droższe, bo kupowane dla każdego z nas oddzielnie. Następnym razem musimy zabrać również gotówkę.
Z biletami w kieszeni wkroczyliśmy na teren ogrodu…
Za przewodników mieliśmy córki, które dokładnie wiedziały, jak nie zgubić się w labiryncie ścieżek, posiadając dokładny, całkiem na świeżo opracowany plan, kogo chcą zobaczyć. Tak nam się w sumie wydawało albo chcieliśmy by tak było . Pilnując zatem ich tempa, jakoś zapomniałam o chłodzie i czerpałam razem z nimi radość z tego dnia. Spacerując, zachwycaliśmy się przemyślaną organizacją ZOO, ciekawą aranżacją i niesamowitym porządkiem, jak na taką pogodę. Ludzi nie było również za wiele tego dnia, co sprawiło, że nigdzie nie musieliśmy stać w kolejce, a i widoku nikt nam nie przesłaniał. Dziewczynki doceniały ten nielimitowany czas, którego nie musiały z nikim dzielić, a do tego pełny widok na każdego mieszkańca ZOO. W taki dzień mieliśmy również czas na dokładne przeczytanie tabliczek informacyjnych, znajdujących się przy każdej zagrodzie i mieliśmy również czas oraz ochotę, by podyskutować na ten temat.
Nasz pierwszy, wyczekany przystanek to uchatki kalifornijskie. Śliczne i niebywale mądre uchatki akurat miały porę karmienia. Wszyscy nie mogliśmy oderwać od nich oczu. Ich zwinność i spryt zrobiła na nas wielkie wrażenie. I pan, który je karmił . Byliśmy naprawdę zachwyceni i ciężko nam było odejść od nich. Dziewczynki z miejsca adoptowały każdą z nich, tylko głowiły się, jak zabierzemy je do domu no i gdzie zrobimy im tak duży basen.
Kolejno podziwialiśmy wyspę lemurów i zajrzeliśmy również do pawilonu, gdzie zachwyciliśmy się barwnymi arami i innymi egzotycznymi ptakami. Byliśmy pod wrażeniem ich ilości i ich bajecznego upierzenia.
Długo nie mogliśmy napatrzeć się na pancerniki oraz jeżozwierze. Są to naprawdę niesamowite stworzenia. Dziewczynki były zachwycone i nie mogły iść dalej, bo musiały raz jeszcze rzucić okiem. Kręciliśmy się tak pomiędzy kolejnymi zagrodami, co jakiś czas wracając do tych już odwiedzonych, bo może coś się zmieniło, ruszyło czy zatrzymało i zachwycaliśmy się na nowo.
Kiedy chcemy przyjrzeć się bliżej niektórym zwierzętom, trzeba wejść na ich poziom, tzn. zejść ze ścieżki i tunelem wejść poniżej jej poziomu. Taki sposób poprowadzenia trasy budził jeszcze większą ciekawość naszych dzieci i zaskoczył nas wszystkich. Dziewczynki z wielką uwagą i zainteresowaniem zeszły na dół i wspięły się pod drabinkach, by cierpliwie oczekiwać, kogo zobaczą i pod które okienko lub szklaną kopułę podejdzie np. nieświszczuk czy wilk. Świetne rozwiązanie na poprowadzenie ścieżki w mniej standardowy sposób. Przyznam, że po raz pierwszy spotkaliśmy się z taką możliwością w ZOO.
Z trudem udało nam się odciągnąć młodszą od okienek, ale jeszcze tyle przed nami było do zobaczenia.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Kolejny wybieg i kolejny zachwyt oraz nowy ulubieniec . Dziewczynki tym razem zachwyciły się kułanami, bardzo podobnymi do osiołków, które tak miło na nie patrzyły, co błyskotliwie zauważyła starsza . Są bardzo urocze i nie da się przejść obok nich obojętnie. Dziewczynki zasiadły na wielkich głazach i patrzyły, aż namówiliśmy je na dalszy spacer. Jeszcze tyle zwierząt czeka na poznanie: tapiry, mrówkojady (po raz pierwszy widzieliśmy takie olbrzymy z bliska), pumy, oceloty, kapibary. Nie sposób wymienić wszystkie zwierzęta, które spotkaliśmy tego dnia. Weronika zabrałaby oczywiście wszystkie ze sobą, ponieważ są takie słodkie .
Przyznam, że ja nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczymy wilki. W opolskim ZOO wilki możemy podpatrzeć nie tylko z głównej ścieżki, ale także wchodząc tunelem poniżej niej, by zobaczyć z bliska jak zachowują się te zwierzęta. W wielkim skupieniu i ciszy oczekiwaliśmy na nie i udało nam się. Jeden z nich zajrzał prosto w nasze okno. Zrobiło to na nas wielkie wrażenie. Później wyszliśmy na zewnątrz i już nie tak łatwo było zobaczyć wilka przez szybę oddzielającą go od nas. Wilki to mądre zwierzęta i wydaje mi się, że to one decydują, czy nam się pokażą. Po chwili ćwiczenia naszej cierpliwości, zobaczyliśmy je kolejny raz. My również czuliśmy się obserwowani przez nie.
Kontynuowaliśmy nasz spacer i podziwialiśmy kolejne zwierzęta. Po raz pierwszy zobaczyliśmy również hipopotamy karłowate, które z miejsca nas zauroczyły. Przyznam, że po raz pierwszy widziałam hipopotamy nie w wodzie, a na lądzie i do tego całkiem ruchliwe. Nasze dwa małe osobniki biły się ze sobą. To na pewno siostry – skwitował tata .
Być w ZOO i nie zobaczyć żyraf? Co to, to nie! Poszliśmy przywitać się z tymi sympatycznymi i uroczymi, mimo swej niezgrabności, zwierzętami. I jak zawsze byliśmy nimi zachwyceni. Dziewczynki nawet same upomniały się o zdjęcie z nimi, co im się często nie zdarza. I kiedy tak przechodziliśmy dalej, wszyscy zobaczyliśmy plac zabaw. Trzeba było skorzystać .
Dziewczynki biegały i bawiły się, a my chwilkę odpoczywaliśmy.
Po dłuższej chwili mogliśmy ruszyć dalej…
Świadomie na koniec zostawiliśmy sobie nasze ulubione małpki, małpy i goryle. Wiedzieliśmy, że ZOO Opole słynie (na pewno wśród naszych znajomych) z goryli, które koniecznie trzeba zobaczyć. Po zajrzeniu w oczy kapucynek i tamarynów, przyszła kolej na goryle. Akurat jeden z nich siedział oparty o szybę i nawet nie myślał, by się do nas obrócić przodem. Siedliśmy więc na ławce i czekaliśmy cierpliwie. Goryl nic sobie z nas nie robił. Jestem nawet pewna, że celowo tak sobie siedział, wiedząc o naszej obecności i naszych zamiarach zobaczenia go w pełnej okazałości. I ruszył się, kiedy my już wychodziliśmy, oczywiście cały czas będąc do nas tyłem. Mądrala .
Koniec wizyty w ZOO
Nasza wizyta w ZOO dobiegała końca. Trzeba było wracać już do domu, choć pewnie nie wszystkich mieszkańców ogrodu zoologicznego udało nam się dzisiaj odwiedzić. Ale przecież będą kolejne wizyty. Jednak jeszcze nigdy nie spędziliśmy tyle czasu w ZOO, co tego dnia. Choć zdecydowanie częściej bywamy w takich miejscach w cieplejszych miesiącach, kiedy pogoda bardziej sprzyja długim spacerom.
Co niektórzy z nas do domu wracali zmęczeni, a jeszcze inni zasypywali tych pierwszych mnóstwem pytań, które jak zawsze wymagały wyczerpującej odpowiedzi "na już". W samochodzie trwała zatem ożywiona dyskusja na tematy lokalne i globalne. Dziewczynki, gdy tylko uzyskiwały odpowiedź na jedno pytanie, już w zanadrzu miały kolejne, równie błyskotliwe i trafne. My, jak zawsze dzielnie, staraliśmy się sprostać i usatysfakcjonować odpowiedziami nasze latorośle.
Po tym dniu zdaliśmy sobie sprawę, że nasza wizyta w ZOO ewoluowała ze spaceru, który zaliczaliśmy z dziewczynkami w wózku, do wspólnych świadomych już odwiedzin jego mieszkańców. Każda kolejna wizyta w ogrodzie zoologicznym to nowe spostrzeżenia, zainteresowania i wrażenia. Pewnie macie podobne przemyślenia po własnych wycieczkach do ZOO, prawda?
Do ZOO w Opolu na pewno jeszcze wrócimy ...
Autorka tekstu i zdjęć: Magdalena Dyszy
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl