Rezerwat Ostrężnik i Brama Twardowskiego - wycieczka z dziećmi
Jura z pazurem
Cudna i tajemnicza
Przed nami cały wolny dzień... bez pracy, szkoły czy przedszkola. Calutki dzień dla nas . Można robić, co tylko dusza zapragnie. Dopóki mała duszyczka nie postanowi inaczej.
Wróćmy jednak do tego poranka naszego wspomnianego wolnego dnia. Słoneczko coraz śmielej zagląda nam w okna, człowiek powoli przeciąga się, uśmiecha do siebie i wtedy… do jego uszu dobiega tupot małych stópek.
Hurraaaa, dzieci wstały . A to nowość. Dzień wolny, no to wstały niebudzone. Kiedy trzeba, z łóżek można je wyciągnąć tylko szantażem, a w taki dzień… ledwo się człowiek - rodzic położy, a już do łóżka się gramolą.
Co będziemy robić? Śpicie? Wstajecie? Hmm? - przekrzykują się nasze małolaty. W nocy człowieka budzą, a oczekują odpowiedzi na już . Ale co ja będę pisać. No nic, wstajemy. Szkoda dnia marnować, zresztą spać i tak nie pozwolą .
To kiedy już tak wszystko sprzyjało, by ruszyć się z domu, zaczęliśmy wspólnie kombinować, co zrobić z tak uroczo rozpoczętym dniem.
Pierwsze nasze myśli skierowaliśmy na południe, ku górom. Jednak szybko zweryfikowaliśmy nasze plany i wtedy na stół wjechała Jura. Nasza Jura pełna tajemniczych zamków, gęstych lasów oraz skał i skałek.
Tak! - krzyknęły dziewczynki, szybko podchwytując pomysł i w biegu pakując swoje plecaki . W małych główkach już tworzył się obraz wspinaczki, leśnej zabawy w chowanego i nowej, ciekawej historii.
Nie ma co przedłużać, ruszamy do rezerwatu przyrody Ostrężnik, który wybraliśmy jako pierwszy punkt naszej dzisiejszej wycieczki. Całą podróż jak zwykle umila nam nasz osobisty girls' band. Zawsze pakują nam się na tylną kanapę samochodu, ale to dzięki nim cała podróż mija nam nadzwyczaj szybko, a do tego w miłej atmosferze .
Kiedy zbliżaliśmy się do celu, naszym oczom powoli zaczynały ukazywać się pierwsze, jeszcze samotne ostańce. Dziewczynki przy każdym zarzekały się, że wejdą na samą górę. Tak, to będzie ciekawy dzień .
Zaparkowaliśmy samochód na małym parkingu obok restauracji Dworek Ostrężnik, która znajdywała się przy szlaku, spojrzeliśmy na mapę i powoli zagłębialiśmy się w las.
Kiedy tak sobie idziemy, snujemy opowieści o morzu jurajskim, o tym, co świadczy o jego bytności w tym miejscu, o skałach, skałkach i tak czując na sobie (lub głównie przed sobą) zaciekawione i otwarte szeroko oczka oraz buźki, przechodzimy do historii nam bliższej czyli do zamków i ich ruin, z których ten teren również słynie.
Rezerwat Ostrężnik, jak i cała Jura Krakowsko–Częstochowska, to kraina większych lub mniejszych skał i całych ich grup, którą kiedyś zalewało rozległe morze jurajskie. To, co kiedyś było na jego dnie, teraz podziwiamy przed sobą w postaci okazałych, często przybierających różne formy ostańców. Teren jest bardzo malowniczy, a zarazem pełen tajemnic i zapierających dech w piersi oraz pobudzających wyobraźnię legend i historii, szczególnie związanych z tutejszymi jaskiniami i zamkami. Z nakazu Kazimierza Wielkiego zaczęto budować tutaj te warowne zamki, które miały umocnić granicę Królestwa Polskiego. Budowano je na skalnych wzniesieniach, w bujnych lasach, wykorzystując warunki naturalne najlepiej jak się da. Z racji swego położenia nazwano je Orlimi Gniazdami.
Pomiędzy nimi wytyczono malowniczy Szlak Orlich Gniazd, który można zwiedzać pieszo, konno, bądź rowerem, podziwiając bryły często popadających już w ruinę średniowiecznych budowli.
Nie do końca znana jest historia powstania zamku i grodu Ostrężnik, który również znajduje się na szlaku i tworzy rezerwat. To tym bardziej rozpala naszą wyobraźnię i pozwala nam tworzyć własne opowieści i legendy .
Tak więc idziemy sobie przez las, co raz wspinając lub potykając się o jakąś skałkę i kontynuujemy nasze opowieści. Nasza wyobraźnia pędzi, a my opowiadamy sobie o zbójnikach, królach, dzielnych rycerzach, pięknych księżniczkach i damach dworu. Naszym dziewczynkom bliżej do tych zbójów, więc legenda tworzy nam się sama, aż docieramy pod sporą jaskinię, która jest naturalną częścią okazałych ruin zamku Ostrężnik.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Od Lenki dowiadujemy się, kto mieszkał w jaskini i jak wchodził na zamek… Mnie przekonała . Obchodzimy dookoła ruiny, spoglądając co chwilę do góry i pod nogi. Całość, mimo że w ruinie, robi na nas wrażenie. Fragmenty zamku i jego fundamenty pochłonął las lub rozebrali ludzie. Dziewczynki, jak zwykle, zadają milion pytań, zaglądając w każdą szczelinę i snując swoje domysły na temat projektu pomieszczeń w zamku. Kto wie, może i mają rację.
Ostrożnie wdrapujemy się na górę i przechadzając się po pozostałościach zamku, sami wciągamy się w zgadywanki typu: a może tutaj była kuchnia? Zostało naprawdę niewiele, dlatego tak ciężko historykom ustalić szczegóły zamku i jego historii. Do zamku należał także gród, po którym zostały jedynie słabe ślady, a raczej zarysy murów. Kiedy poznaliśmy każdy szczegół, a raczej kiedy kark już zaczął nas boleć od kręcenia głową, by upilnować pochłonięte zwiedzaniem dziewczynki, zeszliśmy ostrożnie na dół.
Na dole robimy mały piknik z widokiem na wspinaczy skałkowych. Dziewczynki oczywiście chciałyby spróbować. Hmmm... Czego by nie chciały spróbować? Odważny tatuś, z ciastkiem w jednym ręku i rogalem w drugim, podchodzi bliżej skałek, by pokazać córkom jak to się robi, tzn. jak to robią profesjonaliści .
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Brama Twardowskiego
Słonko nadal grzeje, nam humory dopisują, a apetyt na więcej rośnie. Dlatego wsiadamy do samochodu i ruszamy w kierunku Bramy Twardowskiego w Złotym Potoku. Legendę Twardowskiego, tego co to cyrograf podpisał, a później uciekł - i to na kogucie - na księżyc, zna pewnie każdy. A wspomniana Brama to dziura, która powstała po tej ucieczce .
Ale jak to? - pytają dziewczynki. Tak to, zaraz zobaczycie…
Parkujemy na małym, oznaczonym parkingu (bezpłatny), przechodzimy przez ulicę i ruszamy na zielony szlak. Na początku trochę się gubimy, ale spoglądamy na mapę i obieramy już prawidłowy kierunek, idąc w lewo ścieżką w lesie, wzdłuż drogi.
Młodsza córa, jak zawsze pełna pomysłów (często mrożących krew w żyłach), wyciąga kredki, bo ona koniecznie musi namalować las. Córuś, jak dojdziemy - próbujemy przekonywać. Udało się po chwili, starszej siostrze. Mały przystanek już mamy zaliczony . I takim wolnym spacerkiem docieramy na miejsce.
Dziewczynki, gdy tylko zobaczyły kolejne skałki, oszalały ze szczęścia. Znów mogą się wspinać, bo po co się przyjeżdża na Jurę? Po wspinaczkę! Więc nasze dwie kozice wdrapują się, gdzie mogą, a my żałujemy, że mamy tylko po dwie ręce. Jednak w granicach rozsądku wszyscy dobrze się bawimy. Kiedy się już wyskakały, my odetchnęliśmy z ulgą .
Podchodzimy bliżej i zadzieramy głowy ze zdumienia. Tam naprawdę widać pazury. Werka jest pewna, że to nie legenda, a Lena jej wtóruje. Dziewczynki przekonują tak zawzięcie i nawet racjonalnie do swoich podejrzeń co do prawdziwości tej legendy, że człowiek sam zaczyna mieć wątpliwości . Siadamy i zaczynamy zbierać fakty i jeszcze bardziej ulegać wyobraźni naszych dzieci.
To kto mamo, jak nie kogut? - pyta Werka.
Taak… W sumie... - odpowiadam.
A jak kogut, to Twardowski. - odpowiada rezolutnie.
No nic, trzeba bliżej przyjrzeć się księżycowi …
Kiedy tak sobie siedzimy, prowadząc ciekawą i burzliwą pogawędkę, zaczynają zbierać się na nami chmury. Zbieramy się i my, by szybkim krokiem dotrzeć na parking. Zaczyna coraz bardziej grzmieć, a później padać deszcz. Przemoczeni wsiadamy do samochodu, kończąc dzisiejszą wycieczkę. A może i nie .
Jesteśmy głodni . Mimo deszczu zatrzymujemy się w pstrągarni w Złotym Potoku. Aut sporo, ludzi jeszcze więcej, więc jesteśmy pewni, że tutaj dobrze zjemy. I nie mylimy się. Zjedliśmy pysznego pstrąga z frytkami i dużym półmiskiem surówek. Rybka była wyśmienita. Nawet nasz mały niejadek zjadł wszystko ze smakiem.
Teraz możemy ruszać do domu....
W samochodzie jeszcze raz odbywamy naszą wycieczkę. Opowiadamy, co nam się podobało najbardziej. I na bieżąco robimy plany już na kolejną, bo Jura to nie tylko punkt na mapie Polski. Jura to niezliczona ilość punktów - okazałe zamki, warownie, jaskinie, ostańce, szlaki piesze, konne i rowerowe poprowadzone pomiędzy pięknym i wyjątkowym krajobrazem. Jura to również tajemnicza historia i ciekawe legendy.
A ponadto każda księżniczka choć raz musi odwiedzić zamek, prawda? Jak i prawdziwy rycerz .
Jestem pewna, że Jura to zawsze dobry pomysł na krótką wycieczkę, weekend czy dłuższe wakacje. Wrażeń i atrakcji nikomu nie zabraknie. I na pewno wróci po więcej, bo tych widoków się nie zapomina.
Girls' band na tyłach padł ze zmęczenia, a ja uśmiecham się pod nosem.
Te często niedokończone rozmowy w aucie utwierdzają mnie w przekonaniu, że każdy wspólny spacer, wycieczka czy większa podróż warta jest wczesnej pobudki, nawet w wolny dzień . Bo nic tak nie rozbudza dziecięcej wyobraźni, jak wspólny czas w ciekawym miejscu. I nic tak nie napawa dumą rodzica i nie budzi jego ciekawości, jak wnioski, często tak inne niż własne i tak zaskakujące, jak własnej pociechy. Bo każdy wspólny czas łączy nas jako rodzinę.
Autorka tekstu i zdjęć: Magdalena Dyszy
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl