Tarnów i Zalipie - wyprawa na biegun ciepła
Tarnów i Zalipie
Wyprawa na biegun… ciepła!
Wyprawę na biegun trzeba starannie zaplanować: odpowiedni ekwipunek, ciepłe kurtki i szaliki, wygodne buty… no i oczywiście rękawiczki! W torbie podróżnej nie może zabraknąć także grubej karimaty, śpiworów, wielkiego namiotu i termosu z gorącym, słodkim kakao! Tym razem jednak ciepłe nauszniki i kożuchy zostają w domu, ruszamy bowiem na polski biegun ciepła. W dodatku spotkamy tam kolorowego słonia!
Tarnów wita nas letnią pogodą, choć jest koniec października. Kolektywnie przyznajemy, zdejmując kolejne warstwy ubrań, że tytuł najcieplejszego miejsca w Polsce jest w pełni zasłużony. Promienie słońca cudownie oświetlają renesansowe kamieniczki przy rynku. I choć trwa remont ratusza, to tarnowska Starówka, zwana polską perłą renesansu, zachwyca także tych najmłodszych. W końcu takich kolorowych kamieniczek z pięknymi zdobieniami i detalami nie ma w naszym mieście. Z ratusza, który dziś jest siedzibą muzeum, spogląda na nas 14 par oczu. To maszkarony.
– Mamo, a gdzie jest dzwonnik? - Ania sprytnie pokojarzyła maszkarony z opowieścią o Dzwonniku z Notre Dame, którą czytamy od czasu do czasu. Ale na odpowiedź nie ma już czasu, bo czas na zakupy… w Galerii Rzeczy Ładnych. Wśród ręcznie robionej biżuterii, dzieł sztuki oraz zabawek nie tylko dzieci czują się doskonale! Z nowym pierścieniem na dłoni córki ruszamy do katedry.
W bazylice katedralnej palimy świece i podziwiamy monumentalny nagrobek Tarnowskich, który ma prawie 14 metrów wysokości. Zachwycamy się także rzeźbą nagrobną Barbary z Tęczyńskich Tarnowskiej dłuta Bartłomieja Berecciego. Gdy dzieci wyraźnie dają znać, że czas „dorosłego” zwiedzania już minął, wychodzimy na zewnątrz i ruszamy na spotkanie ze słoniem!



Słoń Trąbalski i król Łopatka
Z rynku zmierzamy w stronę ulicy Krakowskiej. Na Placu Sobieskiego zarządzamy odpoczynek. W nietypowej kawiarni Cafe Tramwaj pijemy cappuccino, a maluchy zajadają się rurkami z bitą śmietaną. Niezwykła kawiarnia w wagonie tramwajowym, wzorowanym na tych, które w Tarnowie jeździły w „dawnych czasach” (1911-1942), pozwala wczuć się w klimat przedwojennego miasta. Ale czas ruszać dalej.
Mijamy Muzeum Etnograficzne (niestety, zamknięte do odwołania) i ruszamy na poszukiwania kolorowego słonia. Niezwykła rzeźba autorstwa Jacka Kucaby powstała w 2001 r., a dwa lata później dzieci postanowiły ją pomalować! Dziś urzeka feerią barw, a najmłodsi mają wielką frajdę, gdy mogą usiąść na kolorowej trąbie!
Kiedy słoniowa obietnica została spełniona, ruszamy znów w kierunku rynku, po drodze zaglądając do Zakątka Władysława Łokietka. Mały plac za murami obronnymi przypomina o średniowiecznej historii miasta, pozwala także na swobodne bieganie i rozładowanie skumulowanej dziecięcej energii. W czasie tych zabaw opowiadam pociechom o tym, że to właśnie ten król zjednoczył Polskę dawno, dawno temu, a jego pseudonim wziął się od niskiego wzrostu – był niewielki jak łokieć. Po co najmniej czterech okrążeniach wokół placu, w głowie rezolutnej 5-latki zrodziło się jakże ważkie pytanie:
- A gdzie jest tron króla Łopatki?





♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Ale mecyje… niezwykły baldachim i zabawa w detektywa
Wąskie uliczki prowadzą nas w kierunku dzielnicy żydowskiej, której pozostałością jest bima, jedyna pamiątka po tutejszej synagodze, którą zbudowano w XVII w. Przed II wojną światową ludność żydowska stanowiła ok. 40 proc. mieszkańców Tarnowa.
- Ładny ten baldachim – zauważa Ania. Rzeczywiście, tarnowska bima przypomina niezwykły baldachim, a całe jej otoczenie, w postaci tablic pamiątkowych i zdjęć, nie pozwala zapomnieć o dawnych mieszkańcach, mówiących w jidysz.
- Aniu, wiesz, że są słowa, które przejęliśmy z języka jidysz, którym mówią Żydzi? Cymbergaj, cymes, sztetl, ślamazara…
- Fajnie! – kwituje krótko córka.
Dzieci z łatwością przyswajają fakty. Na ulicy Żydowskiej wcielamy się w detektywów. Nieśmiało zaglądamy w stare framugi drzwi wejściowych, szukając śladów po mezuzie. Był to zwój pergaminu, zawierający dwa fragmenty Tory, umieszczany we framudze drzwi po to, by gość wchodzący do domu mógł jej dotknąć. Chociaż poszukiwania nie zakończyły się sukcesem, to z pozytywną energią ruszamy ku najbardziej kolorowej polskiej wsi! Przed nami Zalipie!

Malowana wieś - Zalipie
Około 30 km od Tarnowa, na Nizinie Nadwiślańskiej, położona jest nieduża wioska, w której wszystko, co można pomalować - a więc domy, studnie, stajnie, a nawet psie budy - zdobią kolorowe bukiety kwiatów. Zatrzymujemy się tuż obok Domu Malarek, który powstał z inicjatywy Felicji Curyłowej. Podziwiamy ludowe malowidła, a dzieci korzystają z pobliskiego placu zabaw. My w tym czasie czytamy, że o zalipiankach malujących swe domy było głośno już w 1905 r., kiedy to Władysław Hickel opisał niezwykłą wieś na łamach czasopisma „Lud”. I chociaż wówczas malatury nie były trwałe, z uwagi na to, że farby rozrabiano w mleku i szybko traciły intensywność, to tradycja malowania przetrwała.
Przed wyjazdem oglądamy bajkowo kolorowe chaty przez szyby samochodu – niestety, spacer z dziećmi po drodze bez chodnika nawet poza sezonem turystycznym jest dość ryzykownym przedsięwzięciem. Przed powrotem do domu zaglądamy jeszcze do kościoła pod wezwaniem św. Józefa. Cudowne kompozycje kwiatowe, zdobiące ołtarz, przyciągają wzrok tuż po przekroczeniu progu świątyni. Bajkowa sceneria Zalipia towarzyszyła nam w drodze powrotnej… Kolorowe sny gwarantowane!
Autorka tekstu i zdjęć: Kinga Rodkiewicz
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl