Pierwsze wakacje we trójkę
Początek września to dla dzieci czas powrotu do szkoły, a dla nas wyczekiwane wakacje. No może nie do końca wakacje, ale na pewno zasłużony urlop. Tym razem po raz pierwszy w powiększony składzie. Do naszego dwuosobowego teamu dołączyła mała podróżniczka - Zosia. Podczas naszej wycieczki kończyła trzy miesiące.
Na początek obieramy południowy kierunek. Dokładnie Park Krajobrazowy Dolinki Krakowskie wchodzący w skład Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Z Warszawy postanawiamy wyjechać dzień wcześniej, wieczorem i zatrzymać się w Kielcach. Pozwala nam to podzielić drogę na pół i przy okazji odwiedzić rodzinę. Planowanie postojów i dzielenie trasy na poszczególne etapy to podczas tego wyjazdu bardzo istotna kwestia. Wszystko po to aby zapewnić maksymalny komfort podróży najmłodszemu uczestnikowi wycieczki.
Z Kielc wyjeżdżamy rano i po niespełna dwóch godzinach jazdy docieramy do miejscowości Bebło która będzie naszym miejscem wypadowym. Do naszej dyspozycji mamy tutaj trzy dni więc każdy chcemy wykorzystać na maxa. Czekamy na parę przyjaciół, którzy na miejsce docierają dwie godziny po nas. Mamy czas na rozpakowanie bagaży, czytaj całego bagażnika wypchanego po dach. Ale tak wygląda wyjazd nawet na weekend z bobasem.
Po prostu trzeba się przyzwyczaić, że pakowanie i rozpakowywanie trwa dłużej i czasem kombi okazuje się małym samochodem. Zwłaszcza gdy pół przestrzeni bagażowej zajmuje wózek z gondolą.
W oczekiwaniu na resztę możemy nacieszyć się również ciszą i piękną zielenią wokół obiektu w którym będziemy spać. Właśnie za to uwielbiam agroturystykę. Widać od razu, że Zosia również się zaaklimatyzowała. Jej również wystarczył do szczęścia leżaczek w ogrodzie i spokojnie czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
Gdy tylko na miejscu pojawia się Szymon z Eweliną, ruszamy do Ojcowa. Najlepiej zostawić auto obok uroczej kaplicy na wodzie z przełomu XIX i XX wieku. Kaplicę tę wybudowano na przekór carowi, który zabronił budowy świątyń na ojcowskiej ziemi. W związku z tym wybudowano ją na rzece Prądnik, tym samym nie łamiąc zakazu.
Spod kaplicy udajemy się na południe, mijając po prawej zamek w Ojcowie. Dla pieszych turystów na pewno godna polecenia jest trasa widokowa, która prowadzi zielonym szlakiem z piękną panoramą Doliny Prądnika. Natomiast my - turyści wózkowi wybieramy asfaltowe ścieżki doliny kierując sie do żółtego szlaku i Doliny Sąspowej.
Po wejściu do kolejnej z dolin żegnamy się z asfaltem, ale wcale ścieżka nie jest trudna. Ten fragment można spokojnie przejechać wózkiem. Jak się później okazuje do czasu, a raczej do wejścia na szlak zielony.
Tutaj po dwóch kilometrach spokojnego spaceru żółtym szlakiem pojawiają sę dwie opcje. Albo wracamy do Ojcowa tą samą drogą, albo robimy pętlę i skręcamy zielonym szlakiem w prawo. Wybieramy tę drugą. Przed nami kilometrowe podejście pod górę. Trasa dość wyboista, tak więc Zosia na ręce do taty w wujek pcha ciężki wózek pod górę. Jako pierwsi z Zosią docieramy do parkingu położonego na szczycie i czekamy na wujka i dziewczyny.
Potem już tylko z górki szeroką ścieżką do miejsca gdzie zostawiliśmy samochód. Pięciokilometrowa trasa okazała się świetną propozycję na spacer po Ojcowie.
Pierwsza z nich idealnie nadaje się na spacery z wózkiem. Kierując się na południe od Bebła w stronę Będkowic, nie sposób nie zauważyć strzałki w prawo kierującej nas w dół do doliny. Zjazd dość stromy, ale na szczęście droga wylana jest asfaltem a ruch samochodowy niemal znikomy. Również całą dolinę szlak prowadzi asfaltową drogą, więc nie musimy narażać Zosi na nie potrzebne wstrząsy.
Na szlaku w Dolinie Będkowskiej
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Oczywiście pierwsza jedzenia domaga się Zosia. Znajduje się tutaj gospodarstwo agroturystyczne, camping, grill bar, plac zabaw dla dzieci. Miejsce godne polecenia jako przystanek na podczas wędrówki jak również świetna baza noclegowa i wypadowa.
Dalej droga prowadzi na południe do miejscowości Kobylany od której to nazwa zawdzięcza kolejna z jurajskich dolin - Kobylańska. Wejście do niej, również świetnie oznaczone lecz sama dolina mimo, że krótsza okazuje się trudniejsza do przejścia. Początkowy fragment udaje się powolutku przejechać wózkiem po dość kamienistym podłożu, jednak zaraz potem Zosia musiała się przesiąść do nosidełka na szelkach u taty. Co z resztą bardzo jej się spodobało bo mogła lepiej podziwiać widoki. Piękne wapienne ostańce skąpane z zieleni tworzą tutaj piękną scenerię. Tylko znów biedny wujek Szymon musiał pchać wózek z bagażami i przedzierać się przez błoto, strumyk, kamienie aż do wyjścia z doliny gdzie znów wróciliśmy na asfalt.
W dolinie Kobylańskiej
Pętlę zamknęliśmy w miejscu między Bebłem a Będkowicami gdzie schodziliśmy w dół do doliny Będkowskiej. Głodni i zmęczeni wróciliśmy pod wieczór do gospodarstwa i od razu zabraliśmy się za rozpalanie grilla i szykowanie obiadu. To był chyba najdłuższy spacer jaki dotychczas odbyła Zosia. Jak się okazało udany, malutka raz spała w wózku, raz podziwiała widoki i tak na przemian. Niemal bez żadnego marudzenia. Musieliśmy tylko pamiętać żeby zabrać ze sobą odpowiednią liczbę czystych butelek, i duże ilości wody do rozrabiania mleka modyfikowanego. Niezbędny w takich sytuacjach gdy nie mamy podgrzewacza do butelek okazuje się termos z gorącą wodą do zmieszania, w celu uzyskania odpowiedniej temperatury ok 40 stopni.
Tyle godzin na świeżym powietrzu przy pięknej pogodzie świetnie wpływało na samopoczucie Zosi. Natomiast w nocy spała niczym niedźwiadek, do tego stopnia, że za każdym razem podczas wyjazdów wstawaliśmy pierwsi od niej i czasem trzeba było było ją budzić na śniadanie niczym nastolatkę.
Podczas ostatniego dnia na Jurze udaliśmy do doliny Bolechowickiej. Co prawda odpuściliśmy spacer całą doliną, ponieważ dla wózków jest raczej trudno dostępna ale i tak warto było podjechać pod Bramę Bolechowicką, która jest jej nie jako przedsionkiem. Tworzą ją dwie skały wapienne o wysokości ponad 30 metrów. Obie chętnie i często wykorzystywane przez wspinaczy. Natomiast dla nas to idealne miejsce aby usiąść przy strumyku, nakarmić naszego bobasa i nacieszyć się ostatnimi chwilami w Dolinkach Krakowskich.
Dolina Bolechowicka
Kolejny przystanek - Kraków. Tutaj pospacerowaliśmy Plantami, odwiedziliśmy smoka na Wawelu, i powłóczyliśmy się po Starym Mieście. Widać było jednak po Zosi, że nie najlepiej się tutaj czuła. Wysnuliśmy dwie teorie. Albo nasza malutka woli spędzać czas w plenerze na łonie natury albo mała warszawianka nie lubi konkurencyjnego Krakowa. Po obiedzie czas wracać do domu. Oczywiście po drodze dłuższy postój w Kielcach u rodziny i wieczorem wyjazd do Warszawy.
Warszawianka w Krakowie
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Jednak w tym przypadku powrót do domu, nie oznaczał końca naszej wrześniowej przygody. Wróciliśmy na zaplanowane szczepienie Zosi i według zalecenia lekarza zostaliśmy w domu dwa dni by obserwować czy nie pojawiają się niepożądane powikłania. Na szczęście wszystko było w porządku, Zosia nie dawała żadnych złych sygnałów więc drugiego dnia wieczorem już byliśmy spakowani.
O świcie wyjechaliśmy, tym razem nad polskie morze. Docelowo to postanowiliśmy zatrzymać się na kilka dni w Łebie. Godzina ósma rano a my już nad jeziorem w Ostródzie. Tutaj robimy pierwszy postój, Zosia na rękach u mamy je drugie śniadanie. Krótki spacer w wózku po okolicy i jedziemy dalej.
Na plaży z mamą
Na plaży z tatą
Kolejny przystanek Sopot. Przez Trójmiasto nigdy nie możemy przejechać, nie zatrzymując w barze na plaży i nie jedząc naszej ukochanej zupy rybaka. Stąd już niecałe dwie godziny i docieramy do Łeby.
Zosia z tatą
Patrząc po wszystkich wczasowiczach w ośrodku widać, że mocno zaniżamy średnią wieku. Również w całej Łebie od razu czuć, że skończyły się wakacje i sezon kolonijny. Dla nas ma to same plusy. Jest cicho, spokojnie i na plaży niemal pusto. Pogoda idealnie sprzyja spacerom wzdłuż plaży a wózek na dużych kołach świetnie się sprawdza gdy jedziemy samym brzegiem morza po mokrym ubitym piachu.
Spacery brzegiem morza
Będąc tutaj postawiliśmy trochę więcej odpoczywać i omijaliśmy główne atrakcje turystyczne, które z resztą są skierowane dla większych dzieci. Odpuściliśmy nawet wydmy w Słowińskim Park Narodowym, mimo, że to miejsce jest dla w ścisłej czołówce jeśli chodzi o piękno polskich krajobrazów. Byliśmy tam dwa lata temu i obiecaliśmy sobie, że na pewno jeszcze tam pojedziemy ale gdy już Zosia będzie w stanie zapamiętać to miejsce.
Zamiast długiego spaceru do wydm wybraliśmy odpoczynek nad jeziorem Łebsko przy drodze do wydm. Samo Jezioro Łebsko jest największym jeziorem przybrzeżnym i trzecim co do wielkości z pośród wszystkich jezior w Polsce. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Do dyspozycji turystów chcących podziwiać jest wieża widokowa i drewniane molo. Na pewno miejsce godne polecenia wszystkim tym, którzy stwierdzą, że wyprawa na ruchowe wydmy to za długi marsz.
Nad jeziorem Łebsko
Jako, że Kasia - mama Zosi urodzona jest w Augustowie, w związku z tym uwielbia jeziora, nawet bardziej niż ja morze, kolejnego dnia udajemy się również nad jezioro. Tym razem Sarbsko, bo o nim mowa jest położone na wschód od miasta. Z naszego ośrodka docieramy do niego czerwonym szlakiem turystycznym przez miejscowość Nowęcin. Trasa jak najbardziej przejezdna dla wózków. Nad jeziorem standardowo jak na większości postojów - Zosia wypija butelkę mleka.
Nad jeziorem Sarbsko
Ciekawą atrakcją, którą odwiedziliśmy podczas pobytu tutaj są ruiny kościoła św. Mikołaja - najstarszy zabytek Łeby i pamiątka po tzw. Starej Łebie czyli osadzie rybackiej która została pokonana przez morskie żywioły. Ruiny te są schowane w lesie, w zachodniej części Łeby. Dojść najlepiej tutaj zielonym szlakiem turystycznym od wejścia na plażę z ul. Turystycznej. Choć samo miasto Łeba nie zachwyca swoim urokiem, wręcz przeciwnie, to wokół niego każdy miłośnik przyrody znajdzie coś dla siebie, zwłaszcza poza sezonem. Do tego dobre położenie w bliskiej odległości od Trójmiasta pozwala na w miarę szybki dojazd z centralnych i południowych regionów Polski.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Wyjeżdżając z Łeby wiedzieliśmy, że nie wracamy do Warszawy. Trzeba ponownie odwiedzić Kielce i przywitać nowego członka rodziny, który był jeszcze w brzuchu u mojej siostry podczas ostatnich odwiedzin gdy jechaliśmy na Jurę. Planując podróż powrotną, zastanawialiśmy się w gdzie najlepiej zatrzymać się po około trzech godzinach jazdy i dać Zosi odpocząć od fotelika.
Jako, że w Toruniu byliśmy rok temu, teraz wybraliśmy Chełmno. Spędziliśmy tam nieco ponad godzinę, spacerując uliczkach wokół Rynku i Plantach, poznaliśmy główne zabytki miasta. A jest ich tutaj bardzo wiele. Większość z nich pamięta jeszcze czasy Krzyżaków. Mnie osobiście najbardziej spodobał się piękny gotycko-renesansowy ratusz na Rynku. Chełmno zwane jest również miastem zakochanych a to za sprawą relikwii św. Walentego przechowywanych w kościele farnym.
Zwiedzamy Chełmno
Kolejnym przystankiem na naszej podróży była Łódź, tam zjedliśmy obiad a raczej już kolację w jednym z barów na OFF Piotrkowska. Po krótkim spacerze głównym deptakiem Łodzi, jeszcze na chwile odwiedziliśmy przyjaciela i późnym wieczorem wyjechaliśmy do Kielc.
Zosia na OFFie
Chwilowy pobyt w Łodzi
Tam Zosia poznała swojego młodszego o trzy miesiące kompana Olusia a my w głowie już układamy plany przyszłorocznych wspólnych wojaży. Na pewno ani my ani tym bardziej nasze dzieci nie będą się nudziły. W końcu co dwa maluchy to nie jeden!
Zosia z nowym kompanem kolejnych wycieczek
Paweł Serek
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM