Na Śnieżkę z 6-latkiem
„Czarny, okrągły domek na Śnieżce”
Trudno wybrać jedną turystyczną wycieczkę i przygodę. Może najdłuższą? Najbardziej mnie zaskakującą? Może tą, gdy mój sześcioletni synek rozbił system, bo na własnych nóżkach wszedł na Śnieżkę i samodzielnie zszedł, czego się nie spodziewałam?
Minionego lata postanowiłam dziecku zrobić wakacyjną, dwumiesięczną przerwę w przedszkolu, aby mieć więcej czasu na wspólne wędrowanie, jeżdżenie rowerem, przejażdżki pociągiem i zwiedzanie regionu.
Jednym z pomysłów było wjechać wyciągiem z Karpacza na Kopę, wejść na Śnieżkę i zejść na nogach do samochodu w Karpaczu. Plecak na lekko, bo pogoda sprzyjała, obiad zaplanowałam zjeść w schronisku, więc (jak nigdy!) wzięłam tylko pieniądze i wodę do picia. Gdy już zaparkowaliśmy i zapłaciłam 15zł! za parking (czego nie cierpię), podeszliśmy do kolejki na wyciąg. Synek, gdy zobaczył, że jest tak dużo ludzi, od razu zaczął się niecierpliwić, że nie chce tu stać, że co tak długo. Bardzo się denerwował i zapytał:
- „Czy musimy tu czekać?”.
- "Nie! Nie musimy tutaj czekać. Masz rację. Mi też nie chce się tak długo stać w kolejce do kolejki.
Idziemy na inny spacer" – powiedziałam.
Błyskawicznie musiałam zmienić plan działania. Skoro parking zapłacony, musimy coś tu zrobić. Więc wyruszyliśmy czerwonym (nudnym jak dla nas) szlakiem do schroniska Nad Łomniczką. Byleby tam dojść i coś zjeść, bo już dawno po naszym śniadaniu i już w brzuchu pusto. Było już po 11.00. Synkowi bardzo nie podobał się ten leśny spacer po płaskim, co przez półtorej godziny sygnalizował, jęcząc, stając, siadając. Wszelkie żarty, łaskotki, opowieści skutkowały na bardzo krótko.
Ale gdy tuż przed schroniskiem dziecko dostrzegło między koronami drzew obiekt na szczycie Śnieżki, jego ulubiony czarny, okrągły domek - jak go nazywał od dwóch lat, gdy był tu pierwszy raz - to od razu przyspieszył. Trudno było mi obiecywać, czy do niego dziś dojedziemy, a jeśli już, to czy będzie otwarty.
Dwa lata temu obiekt był otwarty w przedsionku (lody, gofry, pamiątki i wc), a dziś prawdopodobnie będzie zamknięty. Jednak już tak daleko wchodzić nie planowałam. Bardziej do schroniska i powrót lub ewentualnie do Kotła Łomniczki, popatrzeć na przestrzenie i wrócić. My naprawdę bardzo dawno nie byliśmy w górach, więc nie ma co się przesilać. Bo jeszcze trzeba jakoś z tej ewentualnej Śnieżki zejść. Doszliśmy do schroniska nad Łomniczką, z wdzięcznością zjedliśmy naleśniki z jagodami,
ja popiłam kawą i po tym….synek nie chciał słyszeć, że wracamy! Pełna, ekspresowa regeneracja i on chce iść TAM! Do góry! No dobra. Kawałek podejdziemy. Ochoczo maszerował dalej obserwując okrągły domek.
Do Kotła Łomniczki przez mostek przy wodospadzie
a po tym, aby do symbolicznego cmentarzyka ludzi gór. Interesują go krzyże, więc ten majaczący na zboczu skał bardzo go motywował. Gdy dotarliśmy do cmentarzyka, rozczarowany był że krzyża nie można dotknąć. On chce do krzyża i już ... (fot 6,7,8,9).- O nie! Jak dorośniesz i zostaniesz ratownikiem górskim to możesz sobie iść poza szlak i dotknąć ten krzyż. Zgoda?
- Zgoda.
Odpoczywamy, robię zdjęcia, jemy przekąskę kupioną w schronisku. Jestem przekonana, że już wracamy w dół tą sama drogą, bo i tak daleko zaszliśmy. Po chwili słyszę sodki głosik: „To co? Idziemy dalej?”. Mówię, idziemy. I kieruję się ku dolinom. O jakie zaskoczenie i grymas na twarzy synka: „Mama, idziemy TAM, do góry. Nie idziemy do auta! Idziemy do czarnego domku”. Widzę, po nim że przekonany i będzie awantura jak na siłę będę chciała schodzić. Pytam o nóżki, mówię, że trzeba będzie mieć dużo siły, aby zejść, że to bardzo daleko i dziś już troszkę późno jest. Nie chciał tego słyszeć, naprężał się i pokazywał ile on ma siły. No dobra. To idziemy dalej – myślę – dojdziemy do schroniska Domu Śląskiego, zjemy i jakoś go przekonam, żeby schodzić, bo nie ma co się przesilać. Szczerze, to sama już nie miałam siły iść dalej, bo naprawdę dawno nie byłam na szlaku. (Bardzo pasowała mi dzisiejsza opcja na rozruch wjazdu wyciągiem, z którego zazwyczaj nie korzystam). Ale szliśmy dalej krok za krokiem, fotka za fotką, podziwiamy widoki i zbliżamy się do obserwatorium na Śnieżce, którym moje dziecko jest zafascynowane.
Juuuuhu!
Już jesteśmy przy schronisku i idziemy jeść. Frytki i placki ziemniaczane, do tego kawa, soczek i ulubiony lizak na uzupełnienie kalorii. Ależ on był podekscytowany. A rozgadany. A zajadał, gadał i zajadał. Cudowne chwile, zwłaszcza gdy wypalił: ”kocham cię mama w tych górach”
Dobra.
Posileni, z pełnymi uśmiechniętymi brzuszkami możemy wracać w doliny. Pogoda wciąż sprzyja. I znowu. Ja w dół, a on zdziwiony stoi jak wryty :
- Jak to? Przecież okrągły domek jest TAM! - i mnie ciągnie za rękę.
No to mu tłumaczę, ale tak na poważnie. Że to daleko, że trzeba jeszcze mieć siłę zejść, że to już późno jest, bo po 15.00, że innym razem, jak wyjdziemy wcześniej, że nóżki, że zakwasy, że lato dopiero się zaczęło… Nie było szans. Uparł się jak osiołek. No dobra. Chociaż wizja niesienia go na barana w drodze powrotnej mnie przerażała. Rozważałam nawet jakiś spontaniczny nocleg w schronisku. Dobra. Idziemy. Krok za krokiem, fotka za fotką i na każdym postoju słyszę: „ No to co? Idziemy dalej?” Fantastycznym zjawiskiem podczas tej wędrówki na szczyt było dwóch paralotniarzy, którzy szybowali i machali do nas na naszej wysokości lub tuż poniżej nas. Synek zafascynowany, zapatrzony i chętny do latania.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Dotarliśmy na wierzchołek, synek leci do okrągłego domku, a tam zamknięte. Ja wiedziałam, mówiłam po drodze, że jest zamknięte, a on nie chciał wierzyć. A teraz się wściekł, rozczarował i krzyczał, że „schodzimy stąd, bo tu zamknięte i on już nie chce tu być!” Bidulek. Znając go, takiej reakcji się spodziewałam. Zagadałam go wchodząc do okrągłej kaplicy św. Wawrzyńca i do budynku obok - czeskiej poczty. Na otarcie łez kupiłam lizaka z krecikiem oraz odznakę ze Śnieżką, za zdobycie jej na sześcioletnich nóżkach:
Humor się poprawił to i na kilka śmiesznych zdjęć go naciągnęłam. W drodze powrotnej w towarzystwie latających paralotniarzy zapomniał o smutku.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Było już po 17.00 a my wciąż w górach. Powoli, krok za krokiem wracaliśmy tym razem czarnym szlakiem Śląską Drogą przez Biały Jar do Karpacza w pobliżu naszego samochodu.
Ostatnie metry jednak go trochę poniosłam, bo na stromym odcinku z ruchomymi kamieniami narzekał na swoje kostki. Poza tym dzielnie przeszedł cały odcinek drogi, zawstydzając niejednego dorosłego. Do samochodu dotarliśmy po 19.00. W tym dniu zrobiliśmy 13 km i 20 pkt do Górskiej Odznaki Turystycznej. Dotlenieni, zmęczeni, pełni wrażeń dotarliśmy do naszego domu. Na drugi dzień najmłodszy brykał po ogródku jak szalony…czyli moje ostrzeganie przed „zakwasami” było nie potrzebne.
Dominika Podoba
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl