Ferie z dziećmi w Kościelisku
SANKOWANIE W KOŚCIELISKU
O tym wyjeździe zaczęliśmy myśleć już w listopadzie ucząc się na własnych zeszłorocznych błędach, kiedy to zdecydowanie za późno zaczęliśmy planowanie ferii zimowych. Zbieraliśmy zatem ciekawe pomysły, zimowe inspiracje, polecane miejscówki i … wesołą ekipę do wspólnego wyjazdu.
Miało być śnieżnie, ponieważ dzieciaki domagały się zimowych aktywności, aktywnie właśnie byśmy i my rodzice mogli wieczorem odpocząć, kiedy dzieciaki w końcu zasną , wesoło dla wszystkich i malowniczo bo … dlaczego nie
Takim to kluczem wybraliśmy Kościelisko, bardzo urokliwą i malowniczą wieś na Podhalu położoną w pięknym otoczeniu imponujących o każdej porze roku Tatr. Byliśmy pewni całą wesołą ekipą, że to bardzo dobry wybór i …. nie zawiedliśmy się. Dowody poniżej
Zanim jednak przejdę do dowodów to małe przedstawienie kto jest kim . Tak więc wesoła ekipa to dwie rodzinki w składzie czwórka dorosłych oraz czwórka aktywnych i radosnych dzieciaków – 3 dziewczynki i 1 chłopczyk. Dzieciaki są w zbliżonym wieku więc wspólnych pomysłów do zabawy im nie brakowało.
Kiedy wszystko było już dograne, walizki spakowane, mogliśmy ruszać w drogę ….
Podczas jazdy dziewczynki jak zawsze prowadziły ożywioną dyskusję na tematy około śniegowe typu jak wysokie będą zaspy, kto pierwszy wpadnie w zaspę, kto najszybciej będzie zjeżdżał z górki, … a ja starałam się przemycić im kilka informacji na temat nowego miejsca.
Tatry, najwyższe i jedno z najpiękniejszych pasm górskich Polski i Słowacji budzą podziw oraz szacunek o każdej porze roku. Na ich terenie po stronie polskiej jak i słowackiej utworzono Tatrzański Park Narodowy, który każdego dnia odwiedza ogromna ilość turystów.
Tatry zaraz obok imponujących i bardzo malowniczych krajobrazów dają wiele różnorodnych możliwości na aktywne spędzanie czasu zarówno przez amatorów górskich po profesjonalistów we wspinaczce wysokogórskiej.
Dawno nas w tych okolicach zimą nie było a w pamięci mamy bardzo pozytywne wrażenia i wspomnienia z zimowych spacerów z naszymi wtedy maluszkami, które bardzo biernie siedziały na sankach ... i to wszystko tym bardziej przemawiało i potwierdzało, że dobrze wybraliśmy kierunek naszych ferii.
Między krótkimi przerwami w dyskusji naszych córek na temat śniegu niepewnie spoglądaliśmy na siebie, ponieważ temperatura powietrza szła w górę a śniegu coraz mniej … w głowie już na nowo organizowałam nasze nowe plany, by dopasować je do aktualnej aury i by wszyscy byli zadowoleni a energia dzieciaków znalazła zasłużone ujście.
I nie było to wcale trudne zadanie. Jedziemy w Tatry a tam, jak pisałam wyżej zawsze jest co robić. Po prostu zamiast nart, sanek będą długaśne spacery górskimi dolinami i piękne widoki w wolniejszym tempie. Reszta pozostanie bez zmian.
Ekipa z tylnej kanapy miała trochę odmienne zdanie ponieważ dziewczynki nastawiały się na szalone zjazdy na sankach, bitwy śnieżne i inne zimowe atrakcje, gdzie śnieg był warunkiem koniecznym dobrej zabawy. I kiedy podsuwaliśmy im nowe możliwości wjechaliśmy do Chochołowa a tam … śnieg. W małych dość ilościach ale pozwalających przypuszczać i żywić nadzieję, że w Kościelisku będzie go więcej. Mamy śnieg to były i piski radości.
W Chochołowie, malowniczej wsi zabudowanej prawie w całości z tradycyjnych chałup góralskich zrobiliśmy sobie krótką przerwę na rozprostowanie nóg i spacer wśród drewnianej zabudowy. Samochody zaparkowaliśmy na małym parkingu przy kościele św. Jacka i przechodząc przez jezdnie oraz skręcają w prawo ruszyliśmy przed siebie.
Malownicza wiejska zabudowa...
Te typowe dla tatrzańskiej zabudowy chałupy usadowione są frontem wzdłuż głównej ulicy, dlatego idąc mamy co podziwiać po jednej i drugiej stronie drogi. W chałupach umieszczono dwa muzea – Muzeum Torfowisk oraz Muzeum Powstania Chochołowskiego oraz prywatne galerie rzeźby.
Mieliśmy szczęście przez małe okienko podejrzeć pana rzeźbiącego piękną rzeźbę, który zauważył wpatrzone w siebie dziewczynki i pomachał do nich pokazując im swoją pracę. Dzięki temu jeszcze trudniej nam było je odciągnąć od okna .
A trzeba pamiętać, że większość chałup jest nadal zamieszkana więc takie zaglądanie w okna jest na pewno dla nich mało przyjemne. Po bardzo miłym spacerze z córami z nowym, kolejnym już wymarzonym fachem w ręku skierowaliśmy się w stronę samochodów by ruszyć do pensjonatu.
Mimo późnej godziny dziewczynki wypatrzyły przez okna samochodu śnieg, spore zaspy śniegu, … coraz więcej śniegu. Nasze „stary” plany wróciły do łask ku radości dzieciaków.
Po sprawnym i bardzo sympatycznym zakwaterowaniu się w pensjonacie, pobieżnym rozpakowaniu i pysznej kolacji ruszyliśmy na pierwszy nocny, zimowy spacer tego wyjazdu.
Zabawa nawet po zmroku
Było ciemno, mroźno i cudownie. Dawno nie zadzieraliśmy tak głów by przyjrzeć się trylionom gwiazd na ciemnym niebie. Widok magiczny i wart każdego zmarzniętego kawałka naszego ciała.
Dzieciaki również były zachwycone i mimo późnej godziny pełne niesłabnącej energii. Kiedy my – rodzice przeskakiwaliśmy już z nóżki na nóżkę i nieśmiało sugerowaliśmy powrót do ciepełka dzieciaki przenosiły w tę i we wtem masy śniegu, zjeżdżały na tyłkach na ledwo usypanej przez siebie górce, obrzucały się śniegiem i ani nie myślały o powrocie.
Jednak rodzicielska siła … przekupstwa (jutro też jest dzień zdziałała kolejny raz cuda i kiedy już … mieliśmy nadzieję, że dzieciaki szybka zasną. One dokazywały w najlepsze wymyślając już w pokojach nowe zabawy i tak odświeżyliśmy sobie „zimno, ciepło” i „zgadnij o czym/kim myślę” aż … same stwierdziły, że idą spać bo jutro muszą ulepić dużą górę. Ło, matko
.
Mieliśmy laptopy pełne filmów, bo tak naiwnie myśleliśmy, że brygada padnie po długiej podróży ale ... odpuściliśmy i wszyscy poszliśmy spać by zebrać siły przed kolejnym dniem z naszym małoletnim towarzystwem.
Nie doceniliśmy przeciwnika .
Najmłodsze wstało najwcześniej i jak starsze wieczorem przykazały obudziło pozostałych. Sztamę potrafią trzymać jak nikt inny . Tak działo się każdego dnia, dlatego śniadania jadaliśmy zawsze pierwsi
ba, otwieraliśmy jadalnie z panem właścicielem. A nasze dzieciaki porządkowały salę zabaw by przygotować ją na nowy dzień.
Po obfitych śniadaniach z pełnymi brzuchami ruszaliśmy na śnieg, na spacer, na sanki, na narty, … ubierając się zawsze szybciutko pod kontrolą dzieciaków by czasu nie tracić na zbędne czynności.
Naszą ulubioną górkę tego wyjazdu na sanki i narty znaleźliśmy przy małym, idealnym dla takich amatorów jak my wyciągu Chotarz – Ski. Na miejscu jest wypożyczalnia nart i sanek a swoją pomocą w nauce służą bardzo sympatyczni instruktorzy. Obok stoku narciarskiego jest wyznaczone i oznaczone miejscu dla zjazdów na sankach. Jest także parking na kilka samochodów.
Sprawnie całą grupą docieraliśmy na miejscu i od rana rozpoczynaliśmy szalone zjazdy na sankach przepełnione kontrolowanymi mniej lub bardziej wywrotkami, śmiechem i okrzykami radości. Nie tylko najmłodszych .
Pierwsze spotkanie z ośnieżonym stokiem
Dzieciaki wykazywały się niespożytą energią i siłą we wciąganiu sanek na niemałą górkę. Nie było marudzenia, kłótni czy przepychanek a wspólna, zgodna zabawa a nawet bezinteresowna pomoc gdy sił było już mniej. Były wyścigi, wspólne zjazdy, lepienie bałwana, dokopywanie się do ziemi w zaspie, fikołki, aniołki i orzełki na śniegu a na koniec zawsze ciepła herbata z termosu.
Ponieważ na stoku pojawialiśmy się dość wcześnie przez długi czas mieliśmy go na wyłączność, również na narty. Wujek zażartował z dzieciakami mówiąc im, że wynajął cały stok tylko dla nich. W zamian prosi tylko by … wciągnęły go na szczyt na sankach, kiedy sił u niego już brak.
Dzieciaki pokiwały głowami i popędziły do instruktorów. Śmigały na nartach aż miło było patrzeć.
Podziwialiśmy ich postępy i widzieliśmy jak wielką frajdę im to sprawia. Zdecydowanie musimy częściej jeździć z nimi na narty. Byliśmy z nich bardzo dumni .
Czas na narty...
Do pokoi zawsze po takiej zabawie wracaliśmy powłócząc nogami ale przepełnieni pozytywną energią i przewietrzoną głową świeżym górskim powietrzem. Kiedy najmłodsza udawała się na drzemkę reszta młodocianej ekipy szalała na sali zabaw bawiąc się z innymi dzieci lub grając w gry. My zbieraliśmy siły na drugą część dnia i planowaliśmy kolejne atrakcje.
Kościelisko daje nam wiele możliwości na krótkie i długie spacery z pięknymi widokami na Tatry po drodze i na miejscu. Od malowniczego punktu widokowego na Prędówce dzielił nas dość łatwy spacer. Dzieciakom powiedzieliśmy, że po drodze będzie dużo śniegu dlatego bez marudzenia z „aplikacjami” do robienia śnieżnych kulek w rączkach ruszyły z nami.
Szliśmy wolnym krokiem wspinając się stromą uliczką Kościeliska robiąc po drodze krótkie przerwy na odpoczynek i podziwianie górskich szczytów. Całą drogę dzieciaki zasypywały nas pytaniami o góry oraz taterników. Były ciekawe każdego szczegółu a my staraliśmy się sprostać tym pytaniom udzielając im szczegółowych odpowiedzi.
Podziwiamy i odpoczywamy...
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Droga do kapliczki pw. Nawiedzenia NMP na Prędówce minęła nam bardzo przyjemnie choć godzina była już dość późno popołudniowa. Zmęczenie na sankach dało teraz swoje efekty dlatego postanowiliśmy nie iść już dalej a nacieszyć oczy widokami, które oferuje nam punkt widokowy przy kapliczce.
Dzieciaki rozsiadły się na ławce i podziwialiśmy wspólne imponującą panoramę. Posililiśmy się pysznymi ciasteczkami, napiliśmy herbaty i za namową miłej pani wybraliśmy się w drogę powrotną na dół wskazanym przez nią skrótem.
Przyznam, że drugi raz wybrałabym jednak dłuższą drogę niż tę prowadzącą przez wąską wydeptaną przez pola ścieżkę. Widoki po drodze były wspaniałe, dzieciaki także miały wielką radochę turlając się z górki w wielkich śnieżnych zaspach jednak ja wole mieć wszystko pod kontrolą i trzymać się wyznaczonego szlaku.
Spacery i spacery...
Do pensjonatu dotarliśmy w sam raz na kolację, którą zjedliśmy z wielkim apetytem. Na zasłużony odpoczynek udaliśmy po obowiązkowej już wizycie na sali zabaw.
Będąc w górach koniecznie chcieliśmy spróbować przejażdżki saniami wśród zimowej scenerii. Wybraliśmy jedną z licznych ofert i zarezerwowaliśmy kulig z pochodniami w Dolinie Chochołowskiej. Kulig połączony z ogniskiem i poczęstunkiem.
Mały busik zawiózł nas na miejsce, gdzie czekaliśmy na konie z saniami. Na cztery osoby przypadały jedne sanie. Największe wrażenie zrobił na nas przejazd przez dolinę pustej jeszcze kolumny koni wraz z sanami na miejsce naszej zbiórki. Wyglądało to imponująco i bardzo malowniczo, co tym bardziej potęgował prószący leciutko śnieg i dzwoniące dzwonki sań
Żal mi było koni, które musiały nas ciągnąć, dlatego te pół godziny jazdy bardzo mi się dłużył. Pierwszy i ostatni raz … spróbowaliśmy i jesteśmy bogatsi w nowe doświadczenia i wiedzę. Po przejażdżce przyszedł czas na ognisko i przyśpiewki kapeli góralskiej, które były wielką frajdą dla dzieci. Wszyscy zjedliśmy po kiełbasce z ogniska, smacznym chlebie i zasłuchaliśmy się w góralskiej muzyce tupiąc przy tym do rytmu .
Kiedy nadszedł koniec wsiedliśmy do busa i udaliśmy się w drogę powrotną do pensjonatu.
Kulig w śniegu
Na kolację było już za późno ale nasze brzuchy i tak były pełne więc rozgrzaliśmy się przy Chińczyku … co chwilę ziewając. Kolejny dzień pełen wrażeń spędzony od wczesnych godzin porannych do późnych wieczornych na świeżym powietrzu. Takie wyjazdy lubimy najbardziej .
Do snu towarzyszył nam Kubuś Puchatek z audiobooka …
Dzieciaki jeszcze rano wspominały ognisko z poprzedniego dnia i całą drogę na sanki opowiadały jedno przez drugie jakie ono było wysokie i … jakie dobre kiełbaski zajadały. Prawie minęłyby obiecany po drodze plac zabaw, tak były zagadane … Z tego placu zabaw możemy podziwiać Giewont czyli Śpiącego Rycerza, czekającego na swój czas.
Szybki przystanek
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Jadąc już samochodem do Zakopanego opowiedzieliśmy dziewczynkom legendę o Śpiącym Rycerzu, którą co chwilę nam przerywały dopowiadając znane im już jej fragmenty usłyszane od dziadka. Dziadek za każdym razem gdy wybiera się do Zakopanego opowiada wszystkim jak zdobywał Giewont zaraz po maturze … w garniturze.
Zaparkowaliśmy samochody na dużym parkingu Smrekowa zaraz obok Dworca PKP i wolnym krokiem udaliśmy się w kierunku Krupówek. Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwy spacer, a raczej zaliczanie kolejnych punktów od straganu do straganu (babcia dała pieniążki, które koniecznie trzeba było wydać na pamiątki ale widoki z Gubałówki kusiły więc zaryzykowaliśmy.
Przy dolnej stacji kolejki na Gubałówkę zakupiliśmy w automacie bilety góra – dół i cierpliwie stanęliśmy w kolejce do kolejki . Zanim skierujecie się do kas po bilety warto zatrzymać się przy automatach, bo często przy nich jest pusto i można bez dłuższego stania zakupić bilety.
Dzieciakom wielką frajdę sprawiła jazda wagonikiem po szynach, z którego okien mogły podziwiać zaśnieżoną okolicę. Na szczycie śniegu było zdecydowanie więcej, ale było również bardzo ślisko dlatego ostrożnie krok za krokiem udaliśmy się na mały spacer z widokiem na rozległą tatrzańską panoramę.
Kto spodziewa się na górze mniej pstrokatych straganów niż na dole ten … będzie zawiedziony. Odpust to mało powiedziane … na szczęście nasze dziewczyny miały już zakupione „pamiątki” na dole, więc tutaj nawet ich nic nie kusiło. Uff . Znaleźliśmy „ustronne” miejsce z widokiem w gratisie i tam posililiśmy się ciepłą herbatką i kanapkami. Dzieciaki zbudowały kolejnego już bałwana i kiedy zrobiło się już ciemno udaliśmy się w drogę powrotną.
A na szczycie...
Odstając swoje zjechaliśmy wagonikiem na dół do Zakopanego i udaliśmy się w kierunku samochodów. W pensjonacie czekała na nas ciepła kolacja i … niespodzianka dla dzieciaków. Ognisko
Mimo mrozu i późnej godziny wszyscy świetnie się bawiliśmy. Dzieciaki znosiły drewno i bardzo chętnie pomagały przy organizacji wieczornego ogniska. A kiedy zapłonęło staraliśmy się nauczyć je ogniskowych piosenek. Z marnym skutkiem .
Zaraz pobiegły na przysypany śniegiem plac zabaw, gdzie usypywały zgodnie śnieżną górkę. Kiedy tata zaczął opowiadać górskie historie z własnych obozowych doświadczeń dzieci kolejno jedno po drugim przybiegły i z uwagą słuchały jego opowieści. Na tyle je wciągnął w opowieść, że na koniec wspólnie pomagały uprzątnąć po ognisku odstawiając wszystko na miejsce i znosząc kupy śniegu by ugasić płomienie.
Wieczorem nikt nie marudził, że spać jeszcze nie ma ochoty …
Dolina Małej Łąki to jedna z najbardziej malowniczych dolin tatrzańskich (naszym zdaniem a do tego najmniej zatłoczona, dzięki czemu w naszym prywatnym rankingu bardzo zyskuje. Zaparkowaliśmy samochody na małym parkingu, zakupiliśmy bilety dla całej rodziny (parking w cenie 20 zł na cały dzień; bilety do TPN w cenie 16 zł na naszą rodzinkę do kupienia w kasie zaraz przy wejściu na szlak) i ruszyliśmy na zimowy spacer ciągnąc za sobą sanki …
Aktywnie każdego dnia
Niemała wyprawa
Kierowaliśmy się wyznaczonym szlakiem choć zdawaliśmy sobie sprawę, że w tę pogodę i przy tym składzie do Polany skąd można podziwiać imponujący widok m.in. na Giewont nie dojdziemy. Zbyt liczne przystanki na śnieżne harce dzieciaków nie pomagały nam w tym . A sceneria była iście bajkowa … śnieg prószył, wzdłuż szlaku szumiał rwący potok, liczne mostki, kładki do przejścia, las otulony śniegiem … było pięknie.
W śnieżnej krainie...
Śnieg z lekkiego puchu przeszedł w małą zawieruchę i właśnie wtedy postanowiliśmy zawrócić choć do końca brakowało tak niewiele. Niekiedy tak trzeba. Towarzystwo posadziliśmy na sanki i ruszyliśmy w stronę parkingu. Sanki same sunęły więc wszyscy mieli niezłą frajdę bo każdy choć raz zaliczył wywrotkę. I to nie tylko ten kto wygodnie rozsiadł się na sankach
Spotkanie z naturą
Niestety, nasze ferie dobiegły końca.
Ku wielkiej rozpaczy dziewczynek udaliśmy się w drogę powrotną do domu … Już w samochodzie rozpoczęły planowanie kolejnego zimowego wyjazdu. I tak sobie żywo dyskutowaliśmy, wspominaliśmy i planowaliśmy aż dzieci nam posnęły. Obudziły się dopiero pod domem .
To był bardzo udany rodzinny wyjazd. Każdy dzień spędzaliśmy dość intensywnie … zjazdy na sankach, zabawy na śniegu, długie spacery, bitwy na śnieżki, narty, wieczorne rozmowy, wspólne zabawy … i wcale nam nie było dość. Dawno tyle czasu nie spędziliśmy tak aktywnie na świeżym powietrzu, co przekładało się na nasz zdrowy sen i stuprocentowy odpoczynek.
Myślę, że energii zużyliśmy na tony i to pewnie nasze rodzicielskie baterie częściej potrzebowały ładowania, ale szczerze czerpaliśmy radość oraz przyjemność ze wspólnych aktywności na równi z dziećmi. A dzieciaki potwierdzą, że … daliśmy radę, co możemy przypieczętować naszymi licznymi siniakami .
Autorka tekstu i zdjęć: Magdalena Dyszy
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl