Bielawa i Świdnica - zwiedzanie z dziećmi
Na ławeczkach z Paniami: Eleni i Marią Cunitz czyli po co do Bielawy i Świdnicy?
Gdybyście kiedykolwiek mieli wewnętrzny dylemat lub chcieli zażegnać rodzinny konflikt pod tytułem: "Nad wodę czy w góry?" - jedźcie do Bielawy! I wilk będzie syty, i owca cała. My co prawda wybraliśmy to miejsce z uwagi wyłącznie na góry, ale będąc tu - zauważyliśmy, że miłośnicy wodnych sportów na pewno znaleźliby dla siebie to i owo. Zacznijmy zatem od gór...
Autobusem, pociągiem, pieszo...
To niewielkie miasteczko, Bielawa, kojarzone z przemysłem włókienniczym to takie przedproże - stąd już tylko jeden stopień do wejścia w świat sowiogórskich krajobrazów. Nigdy wcześniej tu nie byliśmy i z wielką ciekawością rozpoczęliśmy naszą pięciodniową bielawską przygodę. Musieliśmy jednak zrobić założenie, by za bardzo nie rozpędzać się w naszych turystycznych apetytach czyli by nasze ambicje dostosować do możliwości komunikacyjnych miasta i okolic. Przybyliśmy bez auta, korzystając z dobrodziejstw transportu publicznego. Duży plus za sprawne połączenie Kolejami Dolnośląskimi - łatwo stąd dostać się do Wrocławia i innych dolnośląskich miast (my skorzystaliśmy z połączenia do Świdnicy, o czym później). Szybko opanowaliśmy też tajniki komunikacji miejskiej - dzięki temu mogliśmy podjeżdżać bliżej szlaków turystycznych. Strona internetowa ZKM Bielawa stała się mą ulubioną lekturą każdego dnia!
Rekonesans
Pierwszy szlak postanowiliśmy odbyć za bardzo nie ruszając sie poza miasto... I dotrzeć tam na piechotę. Tym bardziej, że chcieliśmy zwiedzić jakieś restauracyjki, bary lub knajpki w celu przygotowania do szybkiego reagowania w przypadku pojawiającego się ewentualnie głodu. Bo wydawało nam się, że nie jest to takie typowe miasteczko typu kurort, gdzie wybór jednej jadłodajni wymaga odrzucenia wielu innych z poczuciem, że chciałoby się popróbować we wszystkich... To miasteczko, może nawet lepiej napisać: miasto (mieszka tu około 30000 mieszkańców) sprawia wrażenie raczej industrialnego, nasyconego budynkami pamiętającymi czasy większej świetności przemysłowej, niektórymi obecnie nieczynnymi lub w ruinie.
Wille
O jednej willi położonej w centrum na pewno warto wspomnieć - nas bardzo oczarowała. To właściwie dwie połączone wille, należące niegdyś do potentata w dziedzinie przemysłu włókienniczego - rodziny Dierigów zwanej "Królami Bawełny". Piękne wille zostały odrestaurowane, a teraz w ich wnętrzach mieści się hotel. Jeśli nawet nie na spanie, warto wstąpić tu (do " Pałacu Bielawa") do restauracji lub na basen albo tylko na "rzut okiem".
Willa Dierigów - obecnie hotel "Palac Bielawa"
Inna posiadłość rodziny Dierigów, dziś służąca również jako hotel znajduje się bardziej na obrzeżach (za to bliżej gór) - wygląda na równie zachwycającą, jednak tam nie zdążyliśmy już dotrzeć. To Hotel Dębowy.
Wiem, wciąż się do opisu szlaku, kóry zapowiedziałam, jakoś nie zbliżamy... Ale na usprawiedliwienie napiszę, że o ciekawostkach nie warto milczeć! A te ciągle mi sie przypominają.
Drobne ciekawostki o Bielawie
Warto pamiętać, że Bielawa jest miastem bardzo długim - przemierzenie jej na własnych nogach od początku do końca to nie lada wyzwanie! Proszę zatem o cierpliwość w dotarciu na szlak, a ja opowiem jeszcze o Parku Miejskim. Może nie zajmuje on wielu hektarów, ale zaimponował nam bardzo dobrym zagospodarowaniem i ilością atrakcji - oprócz standardowych ławeczek i alejek oferuje nawet możliwość wypożyczenia kajaków, by odbyć (fakt, że niezbyt długą) wodną podróż po wodach parkowego stawu.
Park miejski, Bielawa
Ma też park linowy, niewielką kawiarenkę, skatepark, plac zabaw, tężnię (to najmłodsza, licząca kilka miesięcy, atrakcja). Nieopodal parku siedzi sobie na ławeczce i odpoczywa Eleni - piosenkarka, która tu w Bielawie się urodziła. Oprócz ławeczki ma swój mural i jest patronką skweru. Organizowany jest też na cześć piosenkarki festiwal "Po słonecznej stronie życia" - Ogólnopolski Festiwal Piosenek Eleni. A sama piosenkarka - nie wiem jak często tu przyjeżdza, ale pamięcią mieszkańców niewątpliwie się cieszy!
Muzyczny plac zabaw, Bielawa
Przy wspomnianym Skwerze im. Eleni powstał (nie dziwi, że pozostając w temacie związanym z dźwiękami) muzyczny plac zabaw. Moje dzieci, choć wyszły już dawno wiekiem z przedszkola - nie chciały wyjść z niego! A ja z przyjemnością posiedziałam na siedziskach w kształcie nut.
Jeszcze, zanim w końcu udamy się na szlak - warto wspomnieć o kościele - Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, który oferuje do zwiedzania wieżę. Bilet należy kupić w Informacji Turystycznej nieopodal. Nie wystraszyła nas ilośc schodków, ale z oferty nie skorzystaliśmy - wciąż czekał na nas szlak. Chyba już czas na wspomnienie i o nim.
Góra Parkowa
W drodze na Górę Parkową, Bielawa
Góra Parkowa w Bielawie. Wyobrażałam ją sobie trochę tak jak Górę Parkową w Krynicy. O tym, że nie ma kolejki na szczyt - wiedziałam, ale myślałam, że będzie podobnie zagospodarowana. Owszem, jakieś ławeczki na początku się ostały, ale już potem pochłonęła nas zarośnięta dzikość lasu i rozległość pól. Pusto, głucho, a po półgodzinie marszu (od ostatnich zabudowań pod górą) - ujrzeliśmy metalową wieżę.
Z wieży na Górze Parkowej, Bielawa
Po wdrapaniu się po schodach - nie mogliśmy oderwać oczu od rozległego widoku na pobliskie Góry Sowie, a także Masyw Ślęży. Po prostu usiedliśmy na schodkach i patrzyliśmy: mieliśmy wrażenie, że czas się zatrzymał...
Oprócz uczty duchowej w drodze powrotnej, zachęceni przez mieszkańca zbierającego do wiadra słodziutkie owoce (jak nam powiedział - na sok) - udało nam się odbyć ucztę smakową i witaminową: dzikie maliny prosto z krzaka znikały w naszych ustach... Ten mieszkaniec to była jedyna osoba, którą spotkaliśmy na szlaku. Dowiedzieliśmy się, że "kiedyś będzie tu ładnie" - władze miasta przygotowują się do renowacji popularnego niegdyś miejsca.
Koci Grzbiet
Z platformy widokowej - Koci Grzbiet, Góry Sowie
Drugą górską trasą budzącą podobne uczucia była położona już w obrębie Gór Sowich droga na Koci Grzbiet. To właściwie spacer - niedługi, niezbyt stromy, do miejsca niezwykle widokowego. Wieży widokowej tam co prawda nie było, ale platforma wraz z ławeczką do kontemplacji a jakże! Aby rozpocząć niespieszną wędrówkę dobrze oznakowanym szlakiem (trwała ona około pół godziny - w jedną stronę) dojechaliśmy wspomnianą komunikacją miejską pod Leśny Dworek.
Tyrolski Leśny Dworek, Bielawa
To kolejna willa należąca do rodziny Dierigów, tym razem w stylu tyrolskim. Wracając do Kociego Grzbietu - tam również siedzieliśmy oddając się błogiej kontemplacji: ciszą, widokami, majestatem wzniesień... Wkrótce okaże się, że jeszcze tu wrócimy, nie na sam Koci Grzbiet, ale na rozejście szlaków w pobliżu Leśnego Dworku.
Do Zygmuntówki
Kolejną bowiem wyprawą, na którą mieliśmy chrapkę było dotarcie do schroniska (być w górach i nie zaliczyc herbaty z cytryną w schronisku?! Takiej, która parzy dłonie...) Analiza map i uwzględnienie potrzeb poznawczych (to znaczy, by wybierać miejsca nowe) nakreśliły następujący plan: idziemy do Zygmuntówki. Trasą nie nazbyt długą, a też nie zahaczającą o szczyty z wieżami (jedną już zaliczyliśmy a te za chwilę wymienione - są akurat w remoncie) czyli ani o Wielką Sowę (choć to najwyższe wzniesienie), ani o Kalenicę. Transport komunikacją miejską okazał się nieco bardziej skomplikowany, ale nie niemozliwy. Zakładał przesiadkę w miejscowości Pieszyce. Po odsiedzeniu swojego na przystanku - wsiedliśmy w kolejny autobus, który dowiózł nas do wsi Kamionki. Stamtąd już tylko piechotą, jak przystało na górską wycieczkę - od Czarnego Rycerza przez Przełęcz Jugowską pod samo schronisko. Niewielkie, za to herbata smakowała jak zwykle wybornie! A młodszym - czekolada!
Przed schroniskiem Zygmuntówka, Góry Sowie
Po odpoczynku (tym razem czuliśmy, że to nie spacer a trasa górska) ruszyliśmy ku wspomnianemu Leśnemu Dworkowi (mieszaniną szlaków o różnych barwach). Kombinacja logistyczna uwzględnić też musiała rzadkie kursowanie autobusów. W przeciwnym razie czekałoby nas spędzenie godziny czasu na przystanku (co może najgorszą opcją wcale by nie było, w końcu tam wszędzie pięknie). Udało się! Kierowca już prawie zapuszczał motor! Końcówkę niemal przebiegliśmy, ale motywacji do nie odpuszczania dodało nam obserwowanie zmagających się z drogą pod górę cyklistów - trwał rowerowy maraton. Co tam nasz krótki bieg i to na dodatek z górki na pazurki!
Opcja: woda
Po opisie wszystkich górskich zmagań z czystym sumieniem możemy przejść do opcji: woda. Bielawskie Jezioro to sztuczny zbiornik, jak wszystko tutaj - położony w malowniczej otulinie wzniesień.
Jezioro Bielawskie, Bielawa
Aby tradycji stało się zadość, również dojechaliśmy tam z centrum Bielawy autobusem miejskim. Kąpielisko naturalne, plaża - to oczywiste w tego typu miejscach. A dodatkowo ... odkryty basen i atrakcje dla dzieci w postaci wodnego placu zabaw.
Nie mieliśmy szczęścia - pogoda tego dnia zachęcała raczej do skorzystania z podgrzewanego basenu wewnętrznego, ale obejrzana infrastruktura zaimponowała nam. Do tego camping, miejsce z napojami i lodami, grillowisko. Żagle, windsurfing i inne wodne sporty. Zachęciłam tych, którzy to lubią?!
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
W starej stacji pomp
To może jeszcze zachęcę wielbicieli doświadczeń posiadających żyłkę naukową? A na dodatek światłych obywateli wspierających proekologiczne działania?! Trafiliśmy (po wcześniejszym umówieniu się) do Interaktywnego Centrum Poszanowania Energii. Miejsce to to kolejny przykład "odzyskania" popadającej w ruinę historii - niegdyś, na początku XX wieku działała tu, dostarczająca wody do zakładów włókienniczych, stacja pomp.
Na warsztatach w Centrum Poszanowania Energii, Bielawa
Uległaby zapomnieniu a tak, dzięki współpracy z niemiecką fundacją, miejsce to odżyło - wzięliśmy udział w warsztatach dotyczących wodorowych aut a potem zabawie w ogrodzie dydaktycznym nie było końca.
Eksperymenty w ogrodzie dydaktycznym Centrum Poszanowania Energii, Bielawa
To jeszcze nie wszystkie atrakcje Bielawy, ale nie zdążyliśmy odwiedzić więcej. Nie weszliśmy na przykład do muzealnych zaułków. Jednak i tak jesteśmy bardzo zadowoleni! Nie próżnowaliśmy. A do tego pojechaliśmy koleją na wycieczkę do Świdnicy. Też o niej opowiemy.
Koleją do Świdnicy
Oddalona o niecałe trzydzieści kilometrów Świdnica nie mogę powiedzieć, że nas zaskoczyła: wiele o niej słyszeliśmy. Lepszym określeniem będzie, że nas zauroczyła. Podróż szynobusem zajęła nam około pół godziny, stamtąd spacerem dotarliśmy po kilku minutach na rynek.
Mural, Świdnica
Po drodze nie dało się ominąć muralu upamiętniającego Irenę Sendlerową - rozpościerał się na ścianie niedaleko dworca. Nie mieliśmy czasu, by udać się trasą murali - ten, który zobaczyliśmy po drodze - musiał nam wystarczyć (podobno jest około 20). Imponujący rynek z odrestaurowanymi kamieniczkami, rzeźbami, posągami, ławeczkami - takimi do siedzenia oraz podziwiania (wraz z siedzącymi nań postaciami). Świdnica ma ławeczkę z uczoną parającą się astronomią, żyjącą w XVII wieku Marią Cunitz. Nie dane nam było sfotografować się z nią, Pani Maria siedziała, ale zastawiona dostawczym samochodem, który dostarczył nagłośnienie na szykowaną na rynku masową imprezę.
O handlu w muzeum
Tuż obok ławeczki widniał gmach (na szczęście nie zastawiony), w którym skrywało się Muzeum Dawnego Kupiectwa - pierwszy cel naszej świdnickiej wycieczki. Nigdy w takim nie byliśmy!
Jak to niegdyś bywało, Muzeum Dawnego Kupiectwa, Świdnica
A w środku było wszystko, co związane z kupnem lub sprzedażą, też wymianą, oczywiście w dawnych czasach. Eksponaty, ale też aranżacje sklepu kolonialnego, apteki czy karczmy. Wagi, miary, flaszki, pudełka... Makieta miasta w Sali Rajców i wiele innych. Naprawdę ciekawie!
W Muzeum Dawnego Kupiectwa, Świdnica
Z lotu ptaka
Zanim dotarliśmy do najbardziej znanego chyba zabytku w Świdnicy - jeszcze wieża ratuszowa. Pomyślicie pewnie, że zachęciło nas to, że posiada windy. No, może trochę i taki motyw pchnął nas do wspięcia się na wyżyny (tylko ostatnie kilkanaście schodów trzeba pokonać piechotą), ale z ręką na sercu: liczyliśmy też na piękne widoki!
Widok z wieży, Świdnica
I takie były - Świdnica z lotu ptaka wyglądała równie okazale jak z dołu... A do tego jeszcze okalające góry. Wypatrzyliśmy z góry nie tylko Kościół Pokoju, ale i wieżę ciśnień - tam postanowiliśmy sie udać na posiłek wieńczący wysiłek związany z wyprawą... Zanim o jedzeniu to najpierw o strawie duchowej i architektonicznej.
Kościół Pokoju
Kościół Pokoju
Kościół Pokoju wpisany na listę światową UNESCO zapiera dech w piersiach. Drewniana świątynia z mnóstwem zdobień, w stylu barokowym. Zwiedzanie polega na odsłuchaniu nagrania czytanego przez lektora i zachwycie każdym zdobieniem, ołtarzem, amboną czy też organami, ale też atmosferą i odczuciem czegoś wielkiego, niepowtarzalnego, szczególnego...
Wnętrze barokowej perełki, Kościół Pokoju, Świdnica
Otoczenie kościoła tworzące cały kompleks zabudowań, wraz z grobami wprowadziło nas w siedemnastowieczny klimat. Chętnie ten klimat zatrzymalibyśmy na dłużej, na przykład siedząc przy herbacie w Kawiarni 7 Niebo na Placu Pokoju tuż obok kościoła... Niezwykłe miejsce!
Plac Pokoju z Kawiarnią 7 Niebo, Świdnica
Jednak nie wszystko jeszcze zobaczyliśmy a do odjazdu pociągu coraz bliżej...
Polowanie na dziki
Kolejnym celem stało się dla nas polowanie na dziki - na szczęście te wykonane z brązu, strzegące ksiąg, skrzyni i ... pamięci świdniczan.
Świdnickie dziki
Pod skwerem, na którym stoi zabawny pomnik zwierząt znajdujących się też w herbie miasta wmontowano Skrzynię Pamięci Świdniczan, która ma być otworzona za 100 lat! Dziki znalezione, czas na wieżę ciśnień!
"Wieża" w wieży
Bo w niej, to co ważne obok tego, że wszak to obiekt historyczny - klimatyczna restauracja! "Wieża", bo tak się nazywa to bardzo udane podsumowanie naszej wyprawy. Pyszne jedzenie, miła kelnerka i urokliwe wnętrza.
Wieża ciśnień, Świdnica
Zauważyłam, że w opisie Świdnicy mogłabym z przyjemnością nadużywać słowa: klimatyczna (lub urokliwa). Może innym razem udamy się śladami postaci wymalowanych na muralach, posiedzimy w parkach, odwiedzimy katedrę. Teraz pędem na dworzec i do Bielawy. Z uczuciem olbrzymiego zadowolenia z relizacji pomysłu na wycieczkę.
***
Ileż jeszcze tych miejsc na dolnośląskiem ziemi, do których nie dotarłiśmy a które skrywają wiele dóbr?! Tych polecanych przez wszystkie przewodniki i może też mniej oczywistych... Dla mnie to oczywiste, że czas na kolejną wyprawę!
Autorka tekstu i zdjęć: Anna Kossowska - Lubowicka
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl