Beskid Sądecki z dzieckiem
Pocztówka z podróży: Beskid Sądecki
Niedziela
Godzina 3.45. Budzik brutalnie przerywa ciszę. W półśnie pakuję do samochodu ostatnie bagaże i zapinam dzieciom pasy. Przed nami ponad 700 kilometrów drogi. Cel: Krynica - Zdrój.
Chce mi się spać, więc cieszę się, że na razie to mąż prowadzi auto.
Godzina 13.45. Małopolska wita nas wrześniowym słońcem. Jest przyjemnie ciepło.
W sposób niemal niezauważalny płaski teren ustępuje miejsca górzystym widokom. Nie – nie dojedziemy zbyt szybko na miejsce. Czuję, że musimy się gdzieś zatrzymać, by w spokoju nacieszyć się krajobrazem.
Przy drodze krajowej nr 75, pomiędzy Brzeskiem a Nowym Sączem, znajduje się Czchów. Górujący nad miasteczkiem zamek zaciekawia całą naszą czwórkę. Szybka decyzja i samochód zostaje na przydrożnym parkingu, a my wędrujemy ścieżką pod górę. Dzieci pierwsze, rodzice za nimi. Gdy mijamy stary kościół, słyszę piski radości – moje dwa małe szczęścia znalazły plac zabaw! Chcąc nie chcąc, pozwalam Zosi i Stefkowi na chwilę zabawy.

Zamek Czchów
Droga do zamku jest wyłożona ciosanym kamieniem i biegnie wśród drzew. Mamy do pokonania mniej więcej 100 metrów po górę. Gdy „maleństwa” kończą zabawę, idziemy sprawdzić, czy na miejscu spotkamy jakąś zjawę.
Zamek został niedawno częściowo odbudowany. Są tylko ściany i mury, jakaś podziemna komnata oraz dziedziniec, który dziś służy za taras widokowy. Ale jest pięknie.

Eksponaty dawnej broni
Wewnątrz budowli oraz dookoła jej murów ustawiono różnego rodzaju eksponaty dawnej sztuki wojennej i tablice informacyjne, do czego konkretna maszyna służyła i jak działała. Stefek jest podekscytowany – zaczyna sobie wyobrażać, jak mogła wyglądać średniowieczna bitwa i swoimi pomysłami i opowieściami dzieli się z tatą.
Podobno zamek w Czchowie powstawał stopniowo w XIII i XIV wieku, a jego baszta była kiedyś więzieniem.
Po godzinie wracamy do auta. Niestety w zamku ducha nie ma!
Poniedziałek
Godzina 9.05. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że na szlak należy ruszać wcześnie rano. Ale przecież jesteśmy na urlopie! Chcemy się wyspać i poleniuchować – przynajmniej pierwszego dnia. To może jakaś krótka trasa na rozgrzewkę? Wybór pada na Jaworzynę Krynicką. Ruszamy z Krynicy szlakiem zielonym, z nadzieją, że damy radę zdobyć szczyt pieszo. W razie problemów istnieje zawsze opcja wjazdu gondolą.
Powoli, pod górę, zatrzymując się przy niemal każdym większym kamieniu (bo młodsze dziecko musi sprawdzić, czy jej stopa zmieści się na nim w całości), po ponad dwóch godzinach, docieramy do Przełęczy Krzyżowej. Zosia zaczyna marudzić, że nóżki bolą i że chce na rączki. Szybka analiza naszych możliwości i zapada decyzja, że schodzimy do dolnej stacji kolei.
Gdy wyciąg rusza, zamykam oczy – nie jest mi łatwo zapanować nad lękiem wysokości. Gondola jest zamknięta z czterech stron, więc powoli oswajam się z przestrzenią na zewnątrz. Byle nie patrzeć w dół!

Zdjęcia wykonane z okna gondoli wjeżdżającej na Jaworzynę Krynicką…

i na samej Jaworzynie.
Na szczycie Jaworzyny Krynickiej jest kilka lokali gastronomicznych i stoiska z pamiątkami. My decydujemy się zejść niżej – do schroniska PTTK. To tylko kilkaset metrów, ale na szlaku szybko robi się pusto, w końcu znów słychać odgłosy lasu. Gdy docieramy na miejsce, dzieciaki oświadczają, że są mocno głodne – zupa pomidorowa i naleśniki smakują im jak nigdy!
Godzina 17.00. Wracamy do Krynicy - Zdrój. Po chwili lenistwa ruszamy do centrum miasta. Chcemy zdążyć przed zamknięciem Pijalni Głównej. Uzdrowisko się rozbudowuje, więc pomnik Jana Kiepury sąsiaduje z brzydkim metalowym panelem ogrodzenia. Ten sam los spotkał Nikifora. Tylko pan Bogusław Kaczyński siedzi samotnie przy skwerze w centrum miasta. Dla dzieci nie to jest jednak ważne - kuszą je kramy z zabawkami, rowerowa lodziarnia, a do zabawy zaprasza kolorowo podświetlona fontanna.
Po burzliwych rodzinnych negocjacjach, w końcu udaje się nam dotrzeć do pijalni. Jan, Tadeusz, Zuber, Józef, Mieczysław, Słotwinka, Zdrój Główny – każda z wód podobno ma jakieś właściwości lecznicze i każda nieco inny smak.
A Krynica? Wieczorem tętni życiem, więc pozwalamy dzieciakom hasać do woli na deptaku i w pobliskim parku.
Wtorek
Godzina 6.15. Nie mogę spać. Z niepokojem przeglądam aplikacje pogodowe – dziś niestety ostatni dzień bezdeszczowej pogody. Szybko przetasowuję misternie ułożony plan zwiedzania.
Po śniadaniu ruszamy pieszo główną ulicą Krynicy - Zdrój w kierunku Słotwin. Droga lekko pod górę, a wraz z upływem czasu robi się coraz cieplej. Kurtki w końcu stają się zbędne.
Godzinę później stajemy pod wyciągiem krzesełkowym prowadzącym do wieży widokowej – pierwszej w Polsce ścieżce w koronach drzew. Tym razem nie ma zamkniętej gondoli – zamiast niej sześcioosobowe krzesełko. Kurczowo chwytam się metalowej poręczy, zabezpieczającej przed upadkiem. Słyszę wesoły szczebiot siedzących obok dzieciaków i kątem oka spoglądam na męża. Ha! - robi mi się trochę lżej, bo nie tylko ja się czuję niepewnie!
Nie byliśmy na słowackim odpowiedniku ścieżki w koronach drzew, więc nie możemy porównać obu. Polska platforma robi na nas pozytywne wrażenie. Żałujemy tylko, że nie mogliśmy skorzystać z sześćdziesięciometrowej zjeżdżalni – nie została jeszcze oddana do użytku.



Po kilkudziesięciu minutach wędrówki, stajemy na szczycie 49 metrowej wieży. Dlaczego tak długo? Po drodze mijamy tablice informacyjne dotyczące przyrody i historii okolicy. Można czytać, słuchać, naciskać i przesuwać różne guziki, sprawdzać, co kryje się za małą dziurką w ściance – trzeba przyznać, że konstruktorzy pomyśleli o dodatkowych atrakcjach dla ciekawych świata dzieci.
Gdy droga pod górę się kończy, jesteśmy na wysokości ok. 946 m n.p.m. W oddali dostrzegamy Jaworzynę Krynicką, a w dole maleńkie domki Krynicy - Zdrój. Dalekie szczyty przykrywa jeszcze mgła, więc zostajemy na górze trochę dłużej z nadzieją, że wiatr i Słońce przegonią chmury. Udaje się! Do tymczasowego domu w Krynicy wracamy z zadowolonymi dziećmi i ponad setką nowych zdjęć.
Godzina 14.50. Po obiedzie, nie śpiesząc się, ruszamy do centrum Krynicy - Zdrój. W planach mamy wejście na Górę Parkową. Co to jest? Stosunkowo niewielkie (ma 741 m n.p.m.) wzniesienie w okolicy głównego miejskiego deptaka. Na szczyt prowadzi kilka mniej lub bardziej oznakowanych szlaków i ścieżek. Można też wjechać kolejką. My tym razem jednak wybieramy spacer.
Zosia trochę protestuje – dlaczego znowu ma iść pod górę? Szybko muszę więc znaleźć dzieciakom zabawę. Niepewnie rzucam: kto pierwszy dotrze do kolejnej na szlaku ławeczki? A tych ławek po drodze kilkadziesiąt. W końcu duch rywalizacji robi swoje i po godzinie moje urwisy docierają na szczyt roześmiane – i chyba wcale nie zmęczone.
O! - zatrzymuję się z zachwytem. Polana z przepięknym widokiem aż prosi, by przysiąść na chwilę. Gospodarze terenu zadbali o spełnienie tego marzenia, bo przy drodze, w najwyższej części polany, umieszczono ławki dla potrzebujących przerwy spacerowiczów.

„Mamo! Możemy iść na plac zabaw?” – Stefek podbiega do mnie zdyszany. Zdziwiona rozglądam się dookoła, nie widząc niczego, co przypomina ulubione miejsce mojego dziecka. Syn ciągnie mnie jednak po schodach, w okolicę górnej stacji kolei. Po chwili wiem, że tym razem wcale o huśtawki nie chodzi: stąd nie sposób jest nie zauważyć olbrzymiej zjeżdżalni. Jej betonowa część to podobno pozostałość po starym torze saneczkowym – dziś zastępuje schody na szczyt konstrukcji.

♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Obok zjeżdżali rzeczywiście znajduje się mini plac zabaw. Zaciekawienie dzieciaków wzbudziła też muzyczna ławeczka poświęcona Janowi Kiepurze oraz dwa metalowe rowery, do których można było przymierzyć własne stopy – a nóż rower odjedzie…


Po mniej więcej dwóch godzinach zabawy męska część naszego zespołu poczuła się głodna i ruszyła czym prędzej, by zdążyć na kolację w ośrodku, w którym się zatrzymaliśmy. Jakież było ich zdziwienie, gdy ja z Zosią zeszłyśmy na dół pierwsze! „Jak to możliwe, że czterolatka była szybsza ode mnie?” - cały wieczór dopytywał Stefek. I jakoś nie chciał zrozumieć, że na Górze Parkowej jest mnóstwo ścieżek – a ja z Zosią intuicyjnie znalazłyśmy tę najkrótszą.
Środa
Godzina 8.30. Krynica - Zdrój cała w deszczu. Co teraz? Muzeum zabawek? Ponad trzy tysiące eksponatów zajmie na pewno czas na chwilę, a potem? Ja chętnie poszłabym do Muzeum Nikofora – niestety jednak nie będzie to atrakcja dla Zosi i Stefka. Są korty tenisowe, baseny, ale nie do końca o to nam chodzi. Gospodarz obiektu, w którym śpimy, podpowiada skansen pszczelarstwa w Kamiannej. To kilkanaście kilometrów stąd, dalej jest Nowy Sącz – a tam nieco inny skansen i Miasteczko Galicyjskie.
Ryzykujemy. Deszcz pada intensywnie, więc Kamianna musi poczekać. Jedziemy do Miasteczka Galicyjskiego. Z czasem pogoda poprawia się, więc trochę nie po drodze zahaczamy jeszcze o ruiny zamku i nowosądecką starówkę.
A Miasteczko Galicyjskie? Leży we wschodniej części miasta, przy ul. Lwowskiej 226. To oddział Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu.
„Tych miasteczek nie ma już. Okrył niepamięcią kurz te uliczki, lisie czapy, kupców rój… ” - słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego przyszły mi na myśl po pierwszym spojrzeniu na rynek. Pomysłodawcy starali się wiernie odtworzyć zabudowę dawnego małego galicyjskiego miasteczka na podstawie starych planów, rycin i zachowanych rynków istniejących miejscowości, m.in.: Starego Sącza, Czchowa, Lanckorony, Ciężkowic czy Krościenka.
Sam spacer po miasteczku jest bezpłatny, ale warto kupić bilet, by wejść do poszczególnych obiektów muzealnych i posłuchać opowieści o tym, jak kiedyś funkcjonowała poczta, zakład fryzjerski i czy wizyta u dentysty była bardziej przerażająca niż dzisiaj. Ciekawie też brzmiała opowieść o wiosce artystów, których prace znajdują się na terenie skansenu.

Co zainteresowało dzieciaki? Na pewno studio fotograficzne. Okazało się, że młodsza część naszej rodziny nie dałaby rady wytrzymać w bezruchu tak długo, jak było to niegdyś konieczne do wykonania zdjęcia. Na dłużej zatrzymaliśmy się też w pracowni garncarskiej, zastanawiając się, czy bylibyśmy w stanie ulepić kilka garnków oraz w sklepie spożywczym. I zdecydowany przebój – ogród sensoryczny.


Gdy kończymy pobyt w Miasteczku Galicyjskim, jest wczesne popołudnie. Proponuję więc wycieczkę do Woli Kroguleckiej i Rytra. Ruszamy drogą nr 87 w kierunku Starego Sącza i Muszyny.
By dotrzeć na wieżę widokową w Woli Kroguleckiej należy skręcić w Barcicach Dolnych – tuż przed kościołem – w lewo, na drogę lokalną i podjechać serpentynami spory kawałek pod górkę. Mniej więcej 300 metrów przed punktem docelowym jest mały parking. I choć można podjechać bliżej, tam właśnie zostawiamy samochód. Idziemy pieszo, rozglądając się dookoła. Okoliczne wioski wydają się malutkie, a góry olbrzymie. I wreszcie jest: niewielka platforma widokowa z pewnością nie zmienia punktu widzenia na okolicę, ale dla nas okazała się idealna. Jest cisza, oprócz naszej czwórki nikogo dookoła nie ma, a widok przecudny, mimo pochmurnej pogody. Obok ktoś zbudował mały plac zabaw i wiatę z miejscem grillowym – miejsce idealne na rodzinny piknik.

Platforma widokowa w Woli Kroguleckiej…

Gdy nacieszyliśmy oczy przestrzenią, ruszamy do Rytra. To niecałe 10 kilometrów dalej. Droga mija tak szybko, że nie mam czasu na znalezienie w internecie żadnych szczegółów dotyczących dojazdu na miejsce. Naszym jedynym przewodnikiem jest więc Google Maps. Z perspektywy czasu wiem, że dziś zostawilibyśmy auto w centrum miejscowości, bo podjazd pod górę nie należał do najprzyjemniejszych, a miejsc parkingowych brak. Jest za to porządna ścieżka dla pieszych i rowerzystów.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Sam zamek to dobrze zagospodarowana trzynastowieczna ruina. Niegdyś bywali tu królowie: Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło i jego żona królowa Jadwiga, później Kazimierz Jagiellończyk. Legenda głosi, że gdzieś tu ukryty został skarb, a strzeże go pies zaklęty w koguta. Nam żadne zwierzę jakoś nie chciało się ukazać, złota też nie znaleźliśmy – rozczarowanie dzieciaków wynagrodził za to piękny widok na Poprad.


To, co na zamkach lubimy najbardziej – baszty oraz wąskie i ciemne zamkowe przejścia.

Chwilę po tym, jak opuszczamy zamek, zaczyna padać. Wsiadamy do samochodu, licząc, że jednak uda nam się przechytrzyć pogodę. Ruszamy do Muszyny, gdzie czeka na nas ogród sensoryczny i kolejny zamek. Niestety - na miejscu deszcz nie słucha zaklęć dzieciaków. Wracamy do Krynicy postanawiając, że sąsiednie miasteczko zobaczymy innym razem.
Czwartek
Godzina 7.50. Za oknem słonecznie - jeszcze. Po śniadaniu jedziemy do Kamiannej z nadzieją, że zdążymy przed deszczem.
Na mapie niby blisko, a droga samochodem zajęła nam 40 minut. Najpierw trasą wojewódzką 981, by w Polanach skręcić w lewo. W Kamiannej nie sposób jest przeoczyć parkingu przy pasiecie. Jest po sezonie, więc nikt od nas nie chce żadnych pieniędzy za postój.
Dróżka do pasieki BARĆ prowadzi obok kościoła. Tuż za nim rozciąga się działka z małymi domkami. To ule – większość o nietypowym kształcie. Obejrzeć jednak można jedynie część eksponatów – pozostałe są ciągle jeszcze mieszkaniem pszczół i dostęp do nich jest zabroniony.
Gdy wchodzimy do sklepiku obok pasieki, ekspedientka podpowiada dzieciakom, by zerknęły do małego pudełeczka pod ścianą. Tam – przez szybę - można zobaczyć, jak wygląda pszczela rodzina i spróbować znaleźć królową. Pomieszczenie dalej to przetwórnia miodu. Od progu pachnie niesamowicie, a w środku mnóstwo kolorowych rzeźb oraz przedmiotów związanych z pszczelarstwem. I perełka – miodowy plaster, na którym niedźwiedź pozostawił ślad swojej łapy. Kto ma ochotę na więcej, może skorzystać z pomocy przewodnika, który oprowadzi po samej pasiece oraz pobliskim kościele.

Pamiętając, że w Krynicy Zdrój ma dziś padać i grzmieć, postanawiamy ruszyć trochę dalej – poza Beskid Sądecki.
Plan: zamek w Niedzicy i Czorsztyn. Po drodze gubimy się i zanim błąd został naprawiony, docieramy na parking w Kątach, za Sromowcami Wyżnymi. A skoro już tu jesteśmy…
Pół godziny później ruszamy w ostatni tego dnia spływ Dunajcem. Wesoły pan flisak, nieco zaskoczony licznymi pytaniami Stefka, powierza mu misję ratowania tratwy, gdy ta niebezpiecznie napełni się wodą. Po drodze słyszymy opowieści o Grubej Baśce, Chudej Kaście i Kudłatej Maryśce, o niezbyt grzecznej zakonnicy, latającym mnichu i królewnie Sokolicy zaklętej w kamień. Tylko jakoś nikt nie potrafi wyjaśnić mojemu starszemu dziecku, dlaczego koron w rzeczywistości jest co najmniej pięć, a w nazwie tylko trzy. 😊

Taki widok rozpoczyna spływ. Później jest jeszcze ładniej.

Chuda Kaśka, Gruba Baśka i Kudłata Maryśka. Na tej pierwszej jest wieża widokowa.
Po nieco ponad dwóch godzinach docieramy do Szczawnicy, a stąd autobusem do przystani początkowej.
Godz. 20.30. Stefek i Zofia zasypiają wyjątkowo wcześnie. Kilka godzin później ruszamy w drogę do domu.
Co warto wiedzieć?
Wstęp na Zamek w Rytrze oraz korzystanie z platformy w Woli Kroguleckiej jest bezpłatne. Darmowa jest też wizyta w pasiece w Kamiannej. Zapłacić trzeba za wjazd gondolą na Jaworzynę oraz pod wieżę widokową w Krynicy – Zdrój (w pierwszym przypadku – 28 zł za bilet normalny oraz 23 zł za ulgowy, w drugim 199 zł za czteroosobową rodzinę). Rodzinne zwiedzanie Miasteczka Galicyjskiego to koszt 24 złotych. Pojedynczy zjazd ze zjeżdżali na Górze Parkowej to 4 zł (w pakiecie taniej). Za spływ Dunajcem i autobusowy bilet powrotny zapłaciliśmy ok. 210 zł.
Warto zajrzeć do informacji turystycznej w Krynicy – Zdrój. Na turystów czekają mapy okolicy i przewodniki po Małopolsce. Można też zdobyć questy i informacje o jednodniowych wycieczkach organizowanych przez lokalne firmy.
Parkowanie w centrum Krynicy – Zdrój jest płatne (od 2 zł za godzinę wzwyż), a miejsc mało. Zapłacić trzeba też za parking pod wieżą widokową na Słotwinach (10 zł za cały dzień).
Tanie są lokalne busy, którymi można dojechać zarówno do dolnej stacji gondoli na Jaworzynie oraz w okolice wieży widokowej. Ceny z 2019 roku.
Praca nagrodzona wyróżnieniem - pobytem w Pensjonacie Tylickie Wzgórze
w Tyliczu k. Krynicy Zdrój
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl