Przez błota Beskidu Niskiego do Muszyny
Przez błota Beskidu Niskiego do Muszyny
Rozległe przestrzenie, Beskid Niski z okna samochodu
Beskid Niski znaczy zachwyt
Przez wiele lat tego nie rozumiałam. Słuchając opowieści znajomych, którzy rokrocznie wpisywali w swe wypoczynkowo - turystyczne plany ten beskidzki kierunek, zastanawiałam się co takiego ich pociąga. Teraz ten pociąg już pojęłam i wiem dlaczego ludzie po raz kolejny w Beskid Niski wracają. Ja też chętnie zawitam, tym bardziej, że ta krótka wizyta, o której napiszę - zadziałała jedynie jak lekarstwo na pobudzenie apetytu. I przyznam, że zupełnie nie wiem jak to możliwe, ze moja noga nigdy wcześniej na tych terenach nie postała... Może z perspektywy mieszkanki centralnej części Polski wydawało się to bardzo daleko?!
Teraz, dzięki dogodnemu dojazdowi (Via Carpatia), Beskid Niski to już dla nas nie taki koniec świata. Wciąż jednak, na szczęście, z tego końca świata coś ma - nie jest tu tłoczno a cywilizacja nie wdziera się w rozległe przestrzenie i nie psuje cudownych widoków z pasącymi się rzeszami bydła czy drewnianymi cerkiewkami (wizytówki tych terenów).
Kraina z cerkwi słynąca, Beskid Niski
Ponieważ przybyliśmy tu po raz pierwszy - zdecydowaliśmy się na stacjonowanie w miejscowości znanej i opisywanej w przewodnikach jako serce Magurskiego Parku Narodowego - w Krempnej. Decyzja wciąż jednak była trudna: jakie atrakcje wybrać, skoro w zanadrzu tylko dwa dni pobytu?! Dwa dni, bo potem zdecydowaliśmy przenieść się nieco dalej, w sąsiadujący z Niskim kolejny Beskid - Sądecki, w którym dla odmiany bywaliśmy po wielokroć, ale dokąd zawsze wracamy z przyjemnością.
Nasza chyża, Beskid Niski, Krempna
Najważniejsze, by poczuć klimat
Wracając do Beskidu Niskiego i tego, że najważniejsze to poczuć klimat. Wierni temu przeświadczeniu zdecydowaliśmy się zamieszkać w starej chyży wynajmowanej obecnie dla turystów. Skrzypiąca podłoga, stare meble, „święte obrazy” na ścianach, ławy i kapliczka przed domem. O współczesności przypominały sprzęty kuchenne i fotowoltaika na dachu, ale i tak czuło się ducha dawnych łemkowskich czasów... Tak, to był strzał w dziesiątkę! W sąsiednim gospodarstwie agroturystycznym zakupiliśmy obiad - dostarczony w garach wystarczył nie tylko na jeden posiłek. Mieliśmy też chrapkę na wypiekany nieopodal, w innej, nie mniej malowniczej, chyży chleb - tym razem się nie udało, gdyż gospodyni miała inną gospodarczą pilną pracę i w tym dniu pieczywa nie piekła. Właściwie można było nie ruszać się spod progu chyży i delektować tym, co najlepsze - spokojem, naturą, odpoczynkiem... Jednak my w dalszym ciągu chcieliśmy podążać za klimatem. A ten tworzą na pewno wszechobecne cerkwie.
Cerkiew jak z bajki, Świątkowa Wielka, Beskid Niski
Udało nam się odwiedzić pięć świątynek - Krempna, Kotań, Olchowiec, Świątkowa Mała, Świątkowa Wielka. W tej ostatniej miejscowości - cerkiew św. Michała Archanioła zaskoczyła nas odmiennym ubarwieniem. Cudowna! Ale też one wszystkie piękne! Niektóre wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Właściwie prawie każda wioska to świątynka. Dokąd by się człowiek nie skierował - oczaruje go otoczenie pełne kapliczek, krzyży i powiewu dawnych czasów...
Kolejna wioska - kolejna świątynia, Beskid Niski
Może jednak na szlak?
Nie mieliśmy wątpliwości, że wyjeżdżając w góry, nawet nazywane niskimi, priorytetem zawsze pozostanie dla nas wejście na jakiś szlak. Tylko znów pojawiło się pytanie: jak tu zmieścić wszystko w tak krótkim czasie? Może obniżyć trochę wędrownicze zapędy i jedynie zaplanować jakiś spacer?
Wybraliśmy szlak żółty prowadzący ze Świątkowej Wielkiej. Tego nie przewidzieliśmy planując trasę, ale na naszej drodze, niestety, stanęło Gospodarstwo Turystyczne pod Magurą Wątkowską. Niestety, bo zostaliśmy tam na dłużej . Smakowaliśmy specjały tamtejszej kuchni w miłych okolicznościach przyrody - nad stawem.
Żółty szlak ze Świątkowej Wielkiej, Beskid Niski
Po zakończonej zadowoleniem konsumpcji zaopatrzyliśmy się tamże w bilety wstępu - mieliśmy wkroczyć na tereny jednego z najmłodszych polskich parków - Magurskiego Parku Narodowego. I wkroczyliśmy - ścieżka przyrodniczo - kulturowa Świerzowa Ruska obiecywała 2-3 -godzinny spacer czyli taki, jaki akurat czasowo nam odpowiadał. Początkowo, idąc wyraźną ścieżką wzdłuż potoku (co prawda obfitującą w kałuże, ale umożliwiającą balansowanie pomiędzy nimi) dotarliśmy do starego, ukrytego w lesie, cmentarza i cerkwiska. Po pokonaniu malowniczego mostku wspięliśmy się na niewielkie wzniesienie, gdzie po raz kolejny doświadczyliśmy tego, czym jest klimat Beskidu Niskiego. Stare krzyże, kapliczki, zieleń i... błoto.
Krzyże, zieleń, cisza - Beskid Niski
Tego ostatniego nie udało nam się, niestety, pokonać. Polegliśmy - z butami nie tylko wysmarowanymi brązową papką, ale i wbitymi weń na tyle, że nie dało się ni kroku dalej.
Teraz już wiemy, że Beskid Niski i błoto to połączenie uniemożliwiające kroczenie w ogóle - czy to turystyczne, czy spacerowe. Tak też się stało i w naszym przypadku - do przełęczy Majdan nie dotarliśmy a błotnistą trasę zamieniliśmy na wycieczkę do Dukli, a właściwie w jej bliskie okolice. Bez poczucia porażki, bo w górach trzeba być elastycznym .
U Świętego
Aby nas zmierzch nie zastał poza domem (nie poznaliśmy jeszcze wszystkich tras, a kluczenie traktami odbiegającymi od standardu głównych dróg zajmuje trochę więcej czasu) - zdecydowaliśmy się jedynie na wizytę w sanktuarium św. Jana z Dukli, samo miasteczko pozostawiając na inny raz.
Spojrzenie na góry sprzed pustelni św, Jana z Dukli
Niezwykłe to miejsce, położone wśród lasów, nieopodal Dukli (w odległości kilku kilometrów). Po przemierzeniu około 300 m od parkingu, oczom naszym ukazał się kościółek - neogotycka murowana kaplica poświęcona Świętemu, z cudownym źródełkiem w grocie u jej stóp a właściwie pod nimi. Zdążyliśmy jeszcze odwiedzić zrekonstruowaną pustelnię, która pomogła wyobrazić sobie jakie surowe życie wiódł Święty.
Jednym okiem rzuciliśmy na prześwitujący widok i jednak wracaliśmy już po ciemku - wrzesień to wszak krótsze dni. Jechaliśmy ku swemu domostwu z nadzieją na spędzenie kolejnych miłych chwil - gwiazdy na niebie wróżyły piękny wieczór. Wróżba się spełniła - zdecydowaliśmy się na rozpalenie ogniska, wokół którego popłynął śpiew o skrzydlącej się bramie Lackowej... Na Lackową co prawda się nie wspięliśmy, ale już wiemy dokąd udać się następnym razem! Nawet „słowa zanurzone po pępki w cerkwi baniach” (jak śpiewała Wolna Grupa Bukowina) nie opiszą spokoju, który wyzwalało to nasze beskidzkie miejsce pod gwiazdami.
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Dzień drugi - wciąż Krempna
Nauczywszy się, że po błocie daleko w Beskidzie Niskim się nie zajdzie (a znów od środka nocy padało, siąpiło i kapało) - musieliśmy zrezygnować z odwiedzenia planowanego zabytkowego cmentarza wojennego z czasów I wojny światowej w Krempnej (czytaliśmy, że zabytkowe nekropolie to również charakterystyczne dla Beskidu Niskiego godne odwiedzenia miejsca), do którego należało kawałek dojść. Nie musieliśmy natomiast rezygnować z odwiedzenia muzeum, gdzie pod dachem syciliśmy się wiadomościami o przyrodzie Magurskiego Parku.
W muzeum, Krempna
I to podanej niezwykle atrakcyjnie. W okazałym budynku Ośrodka Edukacyjno - Muzealnego w samym sercu Krempnej - najpierw obejrzeliśmy wyjątkowy „spektakl” - film i diorama pozwoliły nam zapoznać się z tym wyjątkowym rejonem.
Diorama, Ośrodek Edukacyjno - Muzealny, Krempna
Następnie penetrowaliśmy interaktywnie urządzone wnętrza muzeum, dzięki którym zwiedzanie nie było nudne a wciągało jak zabawa. Nie tylko dzieci . Nie pospacerowaliśmy, niestety, po ogrodzie dydaktycznym na zewnątrz budynku. Cóż, deszcz jesienią to nie jest niezwykła rzecz. Aby jednak się nieco pocieszyć - może coś na ząb? Lodziarnia poza sezonem nieczynna, postanowiliśmy zajrzeć zatem na jakiś wczesny obiad... Polecana restauracja Dzikie Wino w miejscowości Daliowa i nasza chęć spożycia posiłku - postawiły nas przed koniecznością pokonania blisko 30 km, ale nic to. Może w tym czasie przestanie padać...
Niezwykłe miejsce - Dzikie Wino
Przestało, faktycznie. Powitała nas drewniana chata a w niej... klimatycznie wyposażona restauracja, niecodzienny jadłospis, prawdziwy kompot, łaszący się kot. Dowiedzieliśmy się, że można tu też spać, odbywają się warsztaty a wszystko to obsługuje spółdzielnia socjalna. Kolejny smaczek godny zapamiętania i polecenia innym.
Coś na ząb - Dzikie Wino, Daliowa
Ku Sądecczyźnie
Teraz ruszamy w stronę Beskidu Sądeckiego - również krainy licznych cerkiewek (my zajrzeliśmy do tych najważniejszych - Powroźnika, Tylicza, Szczawnika i Muszyny Złockie), przepięknych widoków i miejsc, za którymi zawsze tęsknię... Wielokrotnie opisywanych i chwalonych też przez innych bywalców i czytelników „Dzieciochatek”, nie będę więc rozpisywać się obszernie.
Perła uzdrowisk, Krynica
Wiadomo - Krynica - perła uzdrowisk ze swoimi wzniesieniami: mniejszą Górą Parkową i zdecydowaną królową - Jaworzyną Krynicką. Ze swoimi willami, pięknym deptakiem, pijalnią, Nikiforem. Tyle razy tu byliśmy, ale po raz pierwszy wybraliśmy się piechotą z Góry Parkowej do Tylicza, odwiedzając po drodze Źródełko Miłości i dalej wędrując, co prawda wzdłuż ulicy, ale za to wśród jesiennych kolorów, które poprawiały humor.
Źródełko Miłości - Z Góry Parkowej do Tylicza
Poprawa była potrzebna, bo znów deszcz pokrzyżował plany - przewidywaliśmy trasę bardziej górską i malowniczą - przez Huzary. Cóż, kaprysy przyrody to też część wyprawy, po raz kolejny musieliśmy się z tym pogodzić.
Co nowego (dla mnie) w Muszynie
Kwiatowa zwierzyna, ze Złockiego, Muszyna
Za to w Muszynie - mojej ukochanej - odwiedzanej od dzieciństwa (fakt, z pewną przerwą) słońce przebłyskiwało, torując drogę do niespiesznego spaceru. Przemierzyliśmy odcinek wzdłuż potoku - ze Złockiego do centrum miejscowości. Ta trasa stwarza możliwość podziwiania przepięknych „kwiatowych rzeźb”, które zdobiły miasteczko od kiedy pamiętam...
Kwiatowe ptactwo, ogrody sensoryczne, Muszyna
Kolejne ich „zgrupowanie” można odnaleźć w ogrodach sensorycznych, które z roku na rok są rozbudowywane i coraz bogatsze. Tym razem, oprócz widoków i kwiatowego ptactwa zachwyciły nas egzotyczne gatunki w ogrodowej ptaszarni...
Ptaszarnia w ogrodach sensorycznych, Muszyna
Pojawiły się też „domki” z postaciami wewnątrz - przypominające o legendarnej czy historycznej przeszłości Muszyny (w części zwanej Ogrodami Baśni i Legend). Gdy kilka lat temu tam byłam - jeszcze ich nie było.
To nie koniec rozbudowy, jeśli chodzi o to niewielkie miasteczko - okazało się, że położony malowniczo na wzgórzu zamek też pozostaje pod wpływem remontowej obróbki. Nie mam pojęcia co zastaniemy następnym razem . Może wiedząc o remoncie - będziemy na zmiany już trochę nastawieni.
Bo na rynku, gdzie pamiętałam, że są kapliczki i ławeczki oraz trochę kwiecia - przeżyłam prawdziwy szok. Już nie wiedziałam czy to pamięć mnie zawodzi, czy to jaka fatamorgana... Na rynku bowiem, gdzie wcześniej po wielokroć bywałam, żadnego ratusza stojącego na środku nie zapamiętałam! Na szczęście odważyłam się zapytać... Tak, ratusz został wybudowany, stylizowany na dawny (XIX wieczny styl galicyjski) - wygląda jakby stał tam zawsze. Tak naprawdę siedzibą władz miejskich wcale nie jest - w swych wnętrzach kryje kawiarnię, pijalnię, centrum informacji turystycznej, pomieszczenia warsztatowo - koncertowe i podziemia.
W ratuszu na rynku w Muszynie
Te ostatnie zapraszają do zejścia (można zwiedzać bezpłatnie) - są beczki, skazaniec, można sobie wyobrazić jak to niegdyś bywało.
I tak mnie ta moja Muszyna zaskoczyła - odnowiona, coraz piękniejsza, wciąż bliska sercu. Ponoć w przyszłości ma zostać wybudowana kolejka gondolowa umożliwiająca wjazd na jedną z okalających górek - Malnik. Niegdyś wspinałam się, kto wie czy następnym razem, gdy powstanie - nie skuszę się na gondolowe szaleństwo... Póki co - skusiłam się na ciasto i kawę w „Szarotce”, moją rodzinę zapraszając na pyszną czekoladę na gorąco i rzecz jasna - ciacho też... To kultowa kawiarnia, trzeba koniecznie do niej zajrzeć. Podobnie jak trzeba wypić kilka garści wody ze źródełek - niedaleko rynku to źródełko Anna, nieco dalej, za kościołem, w stronę Krynicy - Grunwald a nieopodal ogrodów sensorycznych - patronem dobroczynnych wód jest Antoni. A tych naturalnych pijalni jest w Muszynie więcej.
Barwy jesieni w ogrodach sensorycznych, Muszyna
Osobiście zajrzę tu zawsze, kiedy tylko będę mogła. Nie tylko po wody, ale przede wszystkim po ukojenie, wzmocnienie i wewnętrzną radość.
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl