Z wizytą w Hogwarcie i nie tylko tam, czyli 4 dni na Śląsku - Opolskim i Górnym
Jak w bajce... Zamek w Mosznej
Reklamowany jako „zamek jak z bajki”, obecny we wszystkich możliwych folderach promujących Opolszczyznę, również nam od dawna kołatał się po głowie, choć zawsze stał z boku arterii, którymi przemierzaliśmy południowo - zachodnią część Polski. Tym razem pojechaliśmy specjalnie (uwzględniając również atrakcyjne okolice, by wypełnić „na bogato” cztery dni naszego wakacyjnego przedłużonego weekendu). I nawet, aby nacieszyć się atmosferą „tamtych lat”, w jego - Zamku w Mosznej - wnętrzach zamieszkaliśmy. Nie wystarczyło dla nas, niestety, miejsc na „ekstremalne zwiedzanie”. Za to urządziliśmy sobie... ekstremalny spacer, wśród atakujących z zapalczywością chmar komarów.

Cmentarz rodziny von Tiele - Winckler, Moszna
Zamiast „ekstremalnego zwiedzania”
Jaka szkoda, że nie mogliśmy dłużej pobyć na niewielkiej, oddalonej niecały kilometr od zamku zabytkowej nekropolii - miejscu wiecznego spoczynku właścicieli bajkowej posiadłości (rodzina von Tiele - Winckler)! Takiego tłumu kąsających owadów jeszcze nie widzieliśmy... Spacer przez ogromny park, z powyższych powodów też nie był tak wielką przyjemnością, jaką mógłby być (przy mniejszej ilości owadów). Jednak z całą odpowiedzialnością i przekonaniem, na przekór komarom, napiszemy o jego malowniczości. Zapewniały ją dęby i lipy - wiekowi „mieszkańcy” tych okołozamkowych ziem.

Dziesiątki wieżyczek, Moszna
W dobie pandemii zwiedzanie zamku musieliśmy przeprowadzić na własną rękę. Wieżyczek nie liczyliśmy, ale „na oko” wyglądało, że jest ich faktycznie bardzo dużo - ponoć 99! Całość - przypominała... zabudowania niczym z Hogwartu. Nic dziwnego, że co i rusz przemieszczały się dziwne postaci w czarnych pelerynach - uczestnicy kolonii dla wielbicieli przygód młodego czarodzieja o imieniu Harry (do których w przyszłym roku zamierza dołączyć starsza przedstawicielka naszej dziecięcej gromadki).

Opolski Hogwart, Moszna
Wcale nie z powodu komarów (ani „młodych czarodziejów”) - postanowiliśmy jednak wyruszyć w podróż po Opolszczyźnie. Aby nasycić się atmosferą disneyowsko - potterową - zaplanowaliśmy wrócić przed zmrokiem. Nasi rodzinni wielbiciele siodła nie mogli przeboleć, że nie zdążyliśmy skorzystać z dobrodziejstw stajni (tuż przy zamku, w Stadninie Koni Moszna, mieszka nie jeden wierzchowiec...). I nie zajrzeliśmy też, niestety, do muzeum, które nijak nie kojarzy się z zamkowym klimatem a zadomowiło się w Mosznej właśnie - Fabryki Robotów. Następnym razem zatem. Pora ruszać! Nie czas żałować róż, gdy Opole czeka...
Nad Odrą, Młynówką i Stawem Barlinieckiego - Opole
Może jednak w Opolu będzie mniej komarów? Nad Młynówką, płynącą przez centrum miasta, niestety, nie. Jednak i tym razem z całą odpowiedzialnością zachwalimy malowniczość tego miejsca. Pospacerować, posiedzieć, podelektować się - tego pragnęliśmy i to nam się udało.

Wizytówka Opola, Piastowska Wieża
Nie udało nam się tylko wejść na Wieżę Piastowską i do amfiteatru. Ta pierwsza, z powodów epidemicznych, przyjmowała wyłącznie wcześniej zapisanych chętnych, którzy w małych grupach mogli wspiąć się po schodach i posłuchać opowieści przewodnika. O tym nie wiedzieliśmy więc zwiedzanie przeszło nam koło przysłowiowego nosa. Ten drugi - czynił przygotowania do jakiegoś koncertu i ludzie z obsługi nie przepuścili nas przez bramę prowadzącą do festiwalowego centrum.

Mural przy Amfiteatrze, Opole
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
NOCLEGI POLECANE PRZEZ RODZICÓW: >>KLIKNIJ TU<<
♦ ♦ ♦ ♦ ♦
Przypomniałam sobie jak małym dziecięciem będąc, akurat w trakcie festiwalowej gorączki (ach, cóż to w owych latach było za przeżycie!) przystawiając głowę i oczy do ogrodzenia próbowałam wypatrzyć tych, którzy brylowali na scenie - Maryla Rodowicz, Majka Jeżowska, nie wiem kto jeszcze... Uszom na szczęście ogrodzenie nie przeszkadzało! Dla dziecka z czasów PRLu to był naprawdę wielki świat. A dla naszych dzieci...

Artyści w Muzeum Piosenki, Opole
Na szczęście Muzeum Piosenki zlokalizowane tuż koło amfiteatru przyjęło nas gościnnie. Może i dzieci nasze nie były zachwycone na 100 %, ale znalazły całkiem sporo piosenek, które znały, kojarzyły a nawet lubiły. Tak, dla nas - na pewno była to dużo bardziej sentymentalna muzyczna podróż...
Muzeum Piosenki to multimedialny świat mający na celu przybliżenie historii piosenki polskiej. Stare nagrania, ekrany, z których płynęły wspomnienia i wzruszenia... Gdyby nie dzieci, które ciągnęły na pizzę (cóż, sztuką jednak człowiek się nie naje) - podśpiewywalibyśmy sobie dalej, czytając o tych, którzy komponowali, śpiewali, tańczyli...

Ze stawem w tle, Opole
Nagrodą za uległość wobec wyciągających nas z muzeum dzieci okazał się Staw Barlinieckiego, tuż obok. Malownicze, spokojne, przyjemne miejsce. A dla dzieci nagrodą niewątpliwie okazała się spożyta nad nim na powietrzu pizza. Jasne, trzeba się wzmocnić, by ruszać dalej - na Wyspę Bolko.

Mieszkaniec Opolskiego ZOO
Od parkingu (na którym zostawiliśmy auto, bo dalej się nie da) przeszliśmy przez most. Wyspa Bolko to takie „zielone płuca Opola”. My jednak nie pooddychaliśmy pełną piersią, bo trochę zadyszani dobiegliśmy do ZOO - czas nas ograniczał, a założyliśmy też odwiedziny u „ kudłatych i łaciatych, pręgowanych i skrzydlatych...”. To była świetna decyzja, bowiem „te, co skaczą i fruwają” przyjęły nas naprawdę gościnnie, nie chciało nam się wychodzić.

Nie mieszkaniec a gość, Opolskie ZOO
Ogród, choć niewielki, zachwycał również swoim botanicznym wystrojem - rośliny, ogrodnicze rozwiązania przypominające naturę uczyniły to miejsce przyjaznym, błogim i po prostu pięknym. A lemury, susły, jeżozwierze, pandy, uchatki i ich liczni sąsiedzi to zawsze raj dla dzieci i dorosłych... Mieliśmy wrażenie, że mieszkańcom naprawdę przyjemnie żyje się na wyspie... A nam przyjemnie odwiedzało się to przyjazne ZOO.

Leniwie... Opolskie ZOO
Jeszcze „pięć minut” na rynku - obowiązkowo odnaleźliśmy lodziarnię (kierując się, jak zawsze w obcych miejscach, zasadą, że trochę osób musi stać w kolejce). Zapomniałam dodać, że „zaliczyliśmy” też (choć nie o zaliczenie a delektowanie się chodziło) naleśniki w kultowym lokalu nad Młynówką, przy Moście Groszowym - Grabówce - zgodnie z rekomendacjami wielu przewodników i turystycznych portali. Bardzo nam smakowały! Z usatysfakcjonowanymi podniebieniami i brzuchami mogliśmy rzec: wyprawa do Opola udana!

Po pyszne naleśniki, kultowa Grabówka, Opole
W zamierzchłe czasy... Krasiejów
Co jeszcze można zobaczyć na Opolszczyźnie? O dinozaurach zamieszkujących te ziemie wiedzieliśmy od dawna. Co prawda dotychczas nie udało nam się dotrzeć do ich krasiejowskiej siedziby, zatem obecnie pojawiająca się okazja była nie do odrzucenia!

W zamierzchłych czasach, Krasiejów
Przyznam się jednak, że o Parku Nauki i Ewolucji Człowieka nigdy wcześniej nie słyszeliśmy (lub nie dość dobrze przygotowaliśmy się do wyprawy w zamierzchłe czasy)... Dobrze, że w Krasiejowie pojawiliśmy się dość wcześnie. Obydwa parki, zlokalizowane w sąsiedztwie - przysporzyły nam sporo radości. Trzeba zarezerwować całkiem sporo czasu - najlepiej cały dzień. I oszczędzać nogi, by zniosły bez szwanku kilkugodzinne spacery... Nasze zniosły!
A co nogi mijały po drodze? Tunel Czasu (tu poszły na łatwiznę - wykorzystując ciuchcię ciągnącą wagoniki i nas w nich...) - 300 m podróży wstecz, ku początkom naszego wszechświata. Potem mijały całą masę dinozaurów - jak żywych! Prehistoryczne Oceanarium, Kino 5 D i całkiem z innej epoki - mini lunapark - karuzele, kolejki, urządzenia huśtające...

W gościnie u dinozaurów, Krasiejów
W Parku Nauki i Ewolucji Człowieka nadal się przemieszczaliśmy - w czasie! Dzięki nowej technologii dostaliśmy się na orbitę okołoziemską i tam wcale nie próżnowaliśmy - oddaliśmy się w ręce nauki. Wehikuł czasu przeniósł nas i mogliśmy zajrzeć w „okna ewolucji”. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to wszystko dość zagadkowo. Ale to dobrze, bo zwiększy apetyty! Dość napisać, że mogliśmy poznać zagładę wielkich dinozaurów i początki dwunożności. A poprzez zagadnienia związane z pierwszą miłością dotarliśmy do łowców mamutów i początków sztuki. Warto. I zapewniam: na pewno wrócicie. Z tej podróży do czasów współczesnych. I z własnych domów do Krasiejowa kiedyś również.
Sztolnie, szyby i przodki... Tarnowskie Góry
Rozglądając się za jeszcze jednym miejscem, w którym dotychczas nie byliśmy a odwiedzenie którego mogłoby zwieńczać naszą 4-dniową wyprawę - dotarliśmy do Tarnowskich Gór. Oczywiście o górniczo - kopalnianych atrakcjach tego miasteczka wiedzieliśmy od dawna, ale jakoś też nigdy nam nie było po drodze albo nawet jadąc nieopodal - pędziliśmy co koń wyskoczy dalej.
Tym razem pozwoliliśmy sobie nawet na wizytę w ciepłych wodach Parku Wodnego Tarnowskie Góry. Niewątpliwie, w czasie pozakoronawirusowym byłoby nam tu przyjemniej, bo błogość psuły całe gromady spragnionych wodnego szaleństwa, co w zderzeniu z potrzebą izolacji nie wpływało dobrze na poczucie bezpieczeństwa. A jak będzie zatem w kolejnych zaplanowanych miejscach, tym bardziej, że zdecydowanie zamkniętych i pozbawionych możliwości wymiany powietrza czyli podziemnych wizytówkach tarnogórskiego górnictwa?

Głęboko pod ziemią, Zabytkowa Kopalnia Srebra, Tarnowskie Góry
Odetchnęliśmy z ulgą. Pomimo dużej ilości turystów - czuliśmy się bezpiecznie. W obydwu podziemnych trasach - zarówno Zabytkowej Kopalni Srebra, jak i Sztolni Czarnego Pstrąga (dwa różne, oddalone o kilka kilometrów od siebie miejsca!) zwiedzanie odbywało się w małych grupkach, z dużą dbałością o przestrzeganie zasad epidemicznych. Przodki, chodniki, komory, labirynty - wszystko to wydawało się być niezwykle atrakcyjne, ale i przypominało o ciężkiej pracy górników. Do tego duża wilgotność powietrza, niewysoka temperatura (która dla nas, w środku lata, była oczywiście błogosławieństwem)... Na dzień dobry - multimedialne zapoznanie z tarnogórskim górnictwem, potem podróż górniczą windą przez szyb Anioł w głąb królestwa kruszców srebra, ołowiu i cynku. Trochę na własnych nogach a trochę łodziami - pomiędzy przystaniami obok szybów Szczęść Boże i Żmija. Tę podróż zachwalimy każdemu. To było o Zabytkowej Kopalni Srebra.
Kolejny rejs między skałami w podziemiach (tym razem opowiadam o Sztolni Czarnego Pstrąga) również godzien jest polecenia. Zresztą, cóż dodać, miejscem tym zainteresowało się UNESCO, wpisując sztolnię na swą listę dziedzictwa... 600 m w łodzi, z opowieściami przewodnika - gawędziarza XIX-wieczną Sztolnią Fryderyk - usatysfakcjonowani, już możemy wracać do domu... Musieliśmy tylko, wśród obcych drzew w Parku Repeckiego odnaleźć swoje auto (podróż rozpoczyna się w zupełnie innym miejscu niż kończy), co okazało się wcale nie być takie proste. Nic to, zafundowaliśmy sobie dodatkowy przyjemny spacer, tym razem bez komarów...

Górnicze „miseczki”, Zabytkowa Kopalnia Srebra, Tarnowskie Góry
Z poczuciem dobrze wykorzystanego, w promieniach słońca, czasu, choć najczęściej z komarami nad głową (i nie tylko tam), pandemicznymi ograniczeniami i trochę jednak duszą na ramieniu w związku z tym - wróciliśmy. Również z naładowanymi akumulatorami, potrzebnymi, by dalej zmagać się z trudnymi czasami.
Autorka tekstu i zdjęć: Anna Kossowska-Lubowicka
Przeczytałeś artykuł w portalu Dzieciochatki.pl - Miejsca Przyjazne Dzieciom
POLECANE NOCLEGI PRZYJAZNE DZIECIOM: >>KLIKNIJ TU<<
Więcej ciekawych artykułów o podróżowaniu z dziećmi po Polsce tutaj:
WAKACJE Z DZIEĆMI
CIEKAWE MIEJSCA NA WYPRAWY Z DZIEĆMI
NIEZBĘDNIK PODRÓŻUJĄCEGO Z DZIECKIEM
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Portal DziecioChatki.pl